Sunęła nisko na łapach, wiatr lekko muskał jej białe jak śnieg futro, pozwalające bez problemu wtapiać się w otoczenie. Starała się, aby stawianie łap nie wywołało żadnego zgrzytu uklepanych śnieżynek. Warunki były ciężkie. Nie dość, że na swego rodzaju wręcz wojnie, to w dodatku w zimę. A wszyscy wiedzą, że to właśnie podczas zimy polowanie jest najtrudniejsze.
Powoli wypuściła powietrze z płuc, aż w pysk buchnął jej kłąb pary. Oczywiście zadbała o to, żeby iść pod wiatr. Oblizała nerwowo wargi, ze zniecierpliwienia i adrenaliny, która już buzowała w jej ciele. Ostatni, mały krok i… Skok! Gładko, jak zwinna sarenka wybiła się w powietrze. Lądując, przyszpiliła zwierzynę do ziemi. Ale ona okazała się waleczna. Nim Shira zdążyła zadać ten śmiertelny cios, zaczęła się wierzgać i wyrywać. Za którymś razem z wyjątkowo dużą siłą kopnęła waderkę w pysk, aż ta pisnęła zaskoczona. Odsunęła łeb zdezorientowana, co wystraszone stworzenie wykorzystało do próby ucieczki. Wyślizgnęło się skrzydlatej z łap, sypiąc jej zimnym śniegiem po pyszczku, w te same miejsce, w które przed kilkoma niemiłosiernie dłużacymi się sekundami ją kopnęło. Ale Shira szybko wzięła się w garść, szybciej, niż już i tak wyczerpane zwierzątko zdążyło uciec na dobre. Wystartowała jak z procy i niebawem znowu dopadła do stworzenia, podcinając mu łapy. Runęło pyskiem w śnieg, a białofutra, wykorzystując ten moment, złapała szczękami za jego kark i ścisnęła mocno. Lodowe śnieżynki splamiła szkarłatna posoka. Szkoda tylko, że musiała tak się wysilić dla zwykłego zająca. No, trudno. Zmarszczyła niezadowolona brwi, lekko zezując na to, co ten waleczny zajęczak zrobił jej z kufą. Na jej grzbiecie widniały cztery niewielkie, acz krwawiące ślady po pazurach. Skuliła uszy. Niby mała ranka, a szczypała. Przeszkadzała jej, a Shira była wrażliwa na ból i w normalnej sytuacji pewnie popłakałaby się nad swoim losem czy coś podobnego. Ale musiała być silna. Pokręciła tylko głową i poprawiła chwyt szczęk, aby podnieść się i wrócić do obozu-prowizorki.
Spotkała się z Mitchem przy wejściu do kryjówki, tak jak wcześniej się umawiali. Kiwnęła mu głową, na znak, że jego kolej właśnie się rozpoczęła. Widziała jego pytający wzrok posyłany w stronę jej małej ranki, ale nie odezwała się w jej sprawie. Odłożyła kolejnego już upolowanego przez nią zająca i usiadła, w wyczekiwaniu na jakieś niepokojące znaki. I właściwie, nie musiała długo na takie czekać. Z oddali, a może nawet nie, usłyszała charakterystyczne wycie. Wiedziała, że to Mitch ją woła. Wstała z siadu i rozejrzała się gorączkowo na boki, sprawdzając ostatni raz, czy nic podejrzanego się nie dzieje w pobliżu. A potem pobiegła. Dobrze, że nie musiała długo go szukać. Kiedy stał na śniegu przy… Ogromnej zwierzynie, ciężko było go nie zauważyć. Naprawdę ogromnej zwierzynie. Im podchodziła bliżej, tym kontury stawały się ostrzejsze. Czy to był łoś? Upolował go sam? Niesamowite.
– W-wow – nie mogła się powstrzymać, żeby w ogóle nie skomentować jego wyczynu.
No, i już wiedziała, dlaczego ją tu wezwał. Duża zwierzyna to duży ciężar. Jednak co dwie głowy to nie jedna i wspólnymi siłami poszło im całkiem gładko. Powoli, ale pchali i ciągnęli zwierza do kryjówki. Tylko ta krwawa smuga martwiła młodą Shirę. A co jak zwabi ona jakieś inne drapieżniki? Jak… Niedźwiedzie, albo gorzej! Będą zgubieni. Chociaż tyle dobrze, że obydwoje byli w posiadaniu pary skrzydeł. Jednak łosia i tak by nie uratowali. Na szczęście czerwony ślad szybko zaczął urywać się, bo martwe serce już nie pompowało krwi.
Wadera nie odzywała się po drodze. Za to w jej głowie zaczęły kłębić się inne myśli, niezwiązane z polowaniem. Wszyscy na polu bitwy walczyli i zyskiwali coraz to nowe rany, poświęcali się za dobro watahy i tak beznadziejnych wilków jak ona sama. Na pewno każdy przyniesie z tego wydarzenia jakąś pamiątkę na swoim ciele, którą będzie nosił z dumą i opowiadał związane z nią historie młodszym pokoleniom. A Shira? Dała się skopać pierwszemu lepszemu zajączkowi. Czyż to nie było żałosne? Zakrzepnięta już krew na jej pysku nie dawała jej spokoju, bo przecież swój nos widziała non stop. A nie zdążyła wcześniej tego umyć.
Dotarli. Ułożyli wielkie cielsko obok innych, znacznie mniejszych zdobyczy. Wadera sapnęła ciężko, ale z zadowoleniem stwierdziła, że wykarmią tym obydwa oddziały! Ciekawe, jak w tym czasie radzili sobie medycy?
C.D.N.
<Etria?>