· 

Pomocna łapka

– Hej, Shira!! 

 

Zdusiła w gardle wrzask wywołany nagłym dźwiękiem. Obróciła się powolutku w stronę jego źródła. Uff, zagrożenia brak. Dobiegająca do jej boku wadera uśmiechnęła się niewinnie.

 

– Shira, słuchaj, potrzebuję twojej pomocy – wysapała – jestem dzisiaj bardzo zajęta, mam parę ważnych spraw na głowie i nie mogę zająć się wszystkimi, którymi powinnam. Mogłabyś proszę dzisiaj doglądać jednego chorego wilczka? Konieczne jest podanie lekarstwa o konkretnej godzinie, a ja akurat wtedy nie będę w stanie tego zrobić. 

 

Naglący wzrok wbijał się w kruchą sylwetkę białofutrej. Ona, skołowana nagłą i niespodziewaną próbą, nie wyglądała na kontaktującą ze światem. Bogowie, dlaczego akurat ona?

 

– Będziesz musiała tylko rozrobić to z ciepłą wodą – podsunęła pod jej łapy malutką torebkę z wspomnianym wcześniej lekarstwem – i zapewnić ciepło, to wszystko. Proszę Shira, nie mam czasu do stracenia. To nic wielkiego, poradzisz sobie na pewno.

 

W końcu, kiwnęła ostrożnie łbem na zgodę. Musi kiedyś nauczyć się odmawiać. Albo w ogóle mówić.

– Dziękuję! – widać było, że wadera chciałaby ją przytulić – masz tutaj jeszcze spisane na kartce, żebyś nie zapomniała. A teraz naprawdę muszę lecieć, trzymaj się! Wierzę w ciebie!

 

Jednak nie zdołała powstrzymać się od krótkiego uścisku, podała niedbale spisaną kartkę i odbiegła, pewnie do tych bardzo ważnych spraw, o których mówiła. Zdezorientowana Shira złapała się za głowę, uważnie patrząc na opadającą powolutku na ziemię kartkę, chwianą przez praktycznie niewyczuwalne podmuchy wiatru. Chwyciła ją i tą torebeczkę z lekarstwem, aby nie odleciały. A więc chyba nie ma już odwrotu, musi iść do tego nieszczęśnika, którym ma się zająć. To będzie długi dzień… Z tego wszystkiego zupełnie zapomniała zapytać, kim właściwie będzie się zajmować. No cóż, nieważne kto to będzie, i tak może wyjść z tego niezła katastrofa. Dreptała szybko na chudych nóżkach, aby nie tracić już czasu. Zbliżała się do celu. Tylko dlaczego to akurat ona musiała zostać poproszona o pomoc? Z tego co wiedziała, w watasze było sporo innych wilków, na pewno znalazłby się choć jeden inny, też wolny i niczym innym niezajęty. A trafiło się akurat Shirze, tej, która nie potrafiła złożyć jednego prostego słowa bez zająknięcia, nie mówiąc już o czymś więcej, jak całe zdanie. Pokręciła głową, zrezygnowana. A z drugiej strony, to tylko jeden dzień, nie mogło być aż tak źle, prawda? 

 

Stanęła przed wejściem do jaskini i cała jej znikoma pewność siebie, o ile w ogóle jakaś była, wyparowała jak kostka lodu postawiona w pełnym słońcu. Wstąpiła na drżących nogach do środka, uprzednio stukając lekko o ścianę jaskini. Postąpiła jeszcze kilka małych kroków, aż jej oczy dostrzegły waderę leżącą spokojnie na posłaniu. Któż to był? Ah, tak, Harmony. Zaraz, Harmony?! 

 

– Cześć, Shira – szara wadera podniosła lekko łeb, a cichy głosik dobiegł do wrażliwych, małych uszu Shiry.

Przełknęła ślinę, jakby to miało pomóc rozluźnić jej zaciśnięte gardło. Zlustrowała leżącą waderę badawczym spojrzeniem. Nie wyglądała na umierającą, z jej stanem chyba nie było tak źle, jak Shira się obawiała, że mogłoby być. Harmony pociągnęła nosem. Zwykłe, zwyczajne przeziębienie. Każdemu zdarza się przeziębić. Ale wypadałoby się jakoś odezwać, czyż nie? 

– N-n-n-no h-hej-j – wydusiła w końcu.

Łapy jej się trzęsły, kiedy sięgnęła po listę. Do przewidzenia było, że zaraz wypadła jej z łap, lądując powoli na podłodze.

– Ej, ej, spokojnie – uspokajający głos Harmony wybudził Shirę ze stanu najprawdopodobniej prowadzącego do ataku paniki, który był już blisko – nic się nie dzieje przecież – uroczy uśmiech, jakby dodający otuchy.

Skrzydlata zdołała się nieco uspokoić. Będzie dobrze, zobaczycie. Zdała sobie sprawę, że za chwilę przyjdzie pora na to dziwne lekarstwo, które dostała w pakiecie.

– M-m-m-musisz w-w-wypić-ić t-to… Coś – pokazała drugiej waderze torebkę. 

Ta kiwnęła głową lekko, zachęcając do działania. 

Shira, weź się w garść.

 

Odcięła się od bodźców zewnętrznych, aby skupić się w pełni na przyrządzeniu lekarstwa. Łatwo odnalazła jakieś naczynie, gdzie nalała zimnej na razie wody. Żeby nie bawić się w inne dziwne, pewnie zajmujące więcej czasu sposoby, po prostu podgrzała ją z pomocą swojej magii. Nie było to trudne zadanie. Zadowolona, wrzuciła zawartość tajemniczej torebki do naczynia. Już niebawem rozpoczęła się rozpuszczać, a wokół rozszedł się nietypowy, acz wyjątkowo przyjemny aromat. Zamieszała w naczyniu ostatni raz. Gotowe. Waderka ostrożnie przelała zawartość naczynia do mniejszego kubka, a kubek zaniosła pod nos chorej Harmony. Szybkim spojrzeniem upewniła się, że ta leży okryta ciepłym kocem.

 

– P-p-p-proszę, w-wypi-ij – podała jej kubek.

 

Starsza od niej wadera podziękowała krótko, z lekkim uśmiechem zaciągając się ładnym zapachem. Wkrótce herbatopodobny napój zniknął z kubka. Wilczyca przechwyciła od chorej kubek i odstawiła go gdzieś w stabilnym miejscu. Gdy wróciła, zastała uroczy widok. Harmony zdążyła zasnąć. Albo te lekarstwo tak dobrze działało, albo biedna była tak zmęczona, że padła tak szybko. Shira uśmiechnęła się leciutko. Pokusiło ją, aby zrobić coś jeszcze. Podeszła bliżej i ułożyła się zaraz obok, tak, że wręcz stykały się futrami. Oczywiście, tłumacząc się w swojej głowie tym, że pacjentce musi być ciepło. Z zadowoleniem przyznała, że wykonanie zadań z tej króciutkiej listy wcale nie było takie trudne.

 

KONIEC