· 

Ufaj snom #1

Na Beztroskiej Polanie szalał śnieg, zasypując powoli wystającą trawę. Futro kremowo-białej wadery było zszarpane przez wiatr. Ledwo co utrzymywała się na łapach. Po polanie migały cienie. Nie miała pojęcia co je rzucało ani jak. Wkoło niej nikogo nie było. Śnieżyca była za duża, by dojrzeć szczegóły. Sent nie chciała dłużej tam być, więc zawróciła. Wlokła się. Szła jedynie za swoim zapachem, który i tak ledwo czuła przez mroźne powietrze. Chciała jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej jaskini i porozmawiać z innymi pomimo jej wstydliwości. Miała dość chłodu. Jej łapy bolały ją strasznie. Nie wiedziała czy to od wędrówki, czy od zimna. W końcu nie wytrzymała i usiadła na śniegu. Opuściła głowę i starała przypomnieć sobie po co tutaj jest. Nie była w stanie sięgnąć tam myślami. W jej głowie huczał wiatr. Postanowiła pozbierać się i mieć nadzieję na to, by śnieg przestał padać. Wstając poczuła, że ktoś lub coś się w nią wpatruje. Rozglądnęła się, ale nic nie dojrzała. Znowu się rozglądnęła i tym razem  dojrzała sprawcę. Była to czarna jak noc postać. Przypominała wilka. Zaczęła biec w stronę Sentis lecz wilczyca nie dojrzała ciągu dalszego. Otworzyła oczy i dostrzegła ścianę jaskini i kilka wilków. Niektóre z nich się myły, niektóre rozmawiały, a  inne jeszcze jakby prezentowały swoje umiejętności. Ses nie miała pojęcia co to było, no może oprócz tego, iż był to sen. Tylko jaki? Ten wskazujący na przyszłość? Może po prostu koszmar? Albo może zupełnie coś innego? Sint postanowiła nie iść na Beztroską Polanę, jak zaplanowała. Mogło się to wydarzyć właśnie wtedy. Nudziło jej się okropnie. Według niej nie było nic do robienia. Po kilku chwilach myślenia, podeszła do wylotu jaskini. Śnieg nie padał tak mocno, jak we śnie. Siedziała tam dość długo. Jej błękitne oczy wydawały się zmęczone. Smętnie podeszła do swojego miejsca pod skałą z dala od innych i ułożyła się do ponownego zaśnięcia. W tym śnie nie działo się zbyt dużo. Obudziła się z lepszym humorem i tym razem wyspana. Rozejrzała się. Była noc. Cicho podeszła do wyjścia i wybiegła. Tamta noc była piękna. Śnieg lekko prószył. Nie wiedziała gdzie biegnie i chyba zbytnio jej to nie obchodziło. Tak skakała aż doskakała do miejsca zasypanego śniegiem. Nigdzie indziej nie było tak dużo śniegu. Tam ten biały puch padał bardzo mocno, a wiatr targał futro samicy niemiłosiernie. Dojrzała jedynie to, że znajdowała się na Beztroskiej Polanie...

 

C.D.N