· 

Górski nieprzyjaciel [Część #28] – Chwila bezsilności

Mimo swojej rany na oku Tarou został dopuszczony do brania udziału w walce. Cieszył się, ponieważ gdyby musiał zostać, nie byłby z tego zadowolony. Wtedy poczucie beznadziejni dobiło by go. Zaszedł tak daleko... Oni zaszli tak daleko... To wszystko nie może się skończyć katastrofą. Nie może...

Basior uważnie słuchał poleceń, które wydawał w tym momencie Arelion. Jego słowa pobudzały w czarnym samcu determinację. Polecono mu atakować z odziałem lewą stronę. Podczas krótkiego pobytu u medyków, udało mu się nauczyć sprawnie działać, mimo że widział sprawne jedynie na jedno oko. Nie przeszkadzało mu to.. po części. Był w stanie pokonywać wrogów. To się liczyło. 

Łatwo z pewnością nie było. Wrogowie byli silni, lecz nie tylko siła się liczyła. Spryt też miał tu wielkie znaczenie. Wrogowie byli niezwykle silni, potężni i ciężcy. Tarou starał się ich powalać. Był trudno. Basior zdążył kilka razy zostać zranionym, jednak rany nie były na tyle głębokie by musiał zaprzestać ataku. Jeden z wrogów prawie złapałby go za kark, jednak na pomoc przybył sprzymierzony basior. Tarou poczuł ulgę. Wszyscy atakowali i bronili się. W pewnym momencie zauważył, że Arelion wzbija się w powietrze. Czerwonooki ostrzegł sprzymierzeńców. Po chwili wrogowie rozkojarzyli się. Było to idealny sposobem by wykorzystać sytuację. Oddział w którym był Tarou zaczął silniej napierać na wroga. Udało im się nieco przesunąć linie. Po chwili Tarou zauważył jak jeden z wrogów złapał jakiegoś samca w pysk. Tarou podbiegł do niego i wskoczył na jego grzbiet. Wbił kły w jego skórę, a ten zawył czując ból. Ranny wilk został puszczony z pyska i pomógł Tarou powalić wroga. 

- Dziękuję. - odparł szybko. 

- Żaden problem. Dasz radę walczyć dalej? - spytał. Basior skinął głową. Tarou delikatnie się uśmiechnął i odwrócił, aby wrócić na dwoje poprzednie miejsce. Po chwili ktoś pociągnął go za ogon. Tarou syknął. Okazało się, że był to przyjaciel, co zaskoczyło samca. 

- Silniejsza fala nadciąga z drugiej strony. 

- Rozumie, trzeba dopilnować, aby nas nie przesunęli w tył. Jesteśmy już blisko. 

- Zabirę tam kilka wilków. Wtedy odepszemy tą falę. 

- Zgoda. Nie możemy dać się wybić w tył. Wtedy wszystko pójdzie na marne. Nie można na to pozwolić. - odparł Tarou. Cieszył się, że owy wilk był przyjacielem. Gdyby był to wróg, pewnie żywot Tarou zakończyłby się. Nie był przygotowany na taki czyn. To naprawdę źle, ponieważ na polu bitwy można spodziewać się wszystkiego. 

Po chwili oddział w którym się znajdował posunął się znacznie do przodu. Tarou cieszył się. Nagle został pchnięty, przez co upadł. Poczuł jak wszystkie siły go opuściły. Westchnął. Do jego głowy napłynęły myśli, które podcięły skrzydła determinacji i wiary. 

- Tarou! - usłyszał. Gdy spojrzał w bok zobaczył Areliona. 

- Nie poddawaj się! Jesteśmy już tak blisko. 

- Brak mi sił. - szepnął, co naprawdę go bolało. Wyglądał tak beznadziejnie, bezsilnie i żałośnie. 

- Nie mów tak! Dasz radę! Wstawaj! Nie poddawaj się! Wierzę w ciebie! To nie pora by się poddać! - odparł. Obudziło to w Tarou nową dawkę sił. Zacisnął kły i oparł się na łapach. Wstał i nieco zadrżał, lecz szybko wyprostował się. 

- Tak trzymaj Tarou! Nie chcę widzieć bezsilności! 

- Pora to zakończyć. Pora aby wszystko się skończyło naszą wygraną. - odparł z determinacją. 

 

 

<Mitchell?>