- Mela? - Wyszeptał z niedowierzaniem wilk, widząc swą siostrę tuż przed sobą. Łzy w jego oczach zaczynały rozmazywać mu obraz i wszystko co działo się w około.
Piękna beżowo - biała wadera, z błękitną chustą na szyi obróciła łeb w stronę Merlina ukazując swe niezwykłe, niebieskie tęczówki. Jej wzrok był wypełniony radością i ulgą jednak pysk i ciało były jakby sparaliżowane. Nie dawały żadnych oznak radości, Melanie wyglądała niczym uwięziona we własnym ciele. Spoglądała na swego ukochanego brata z wyczekaniem, sprawiając wrażenie bardzo niecierpliwiej.
Siedziała tyłem lekko obrócona na wielkim, zamarzniętym jeziorze.
W pewnym momencie, gdy czarny wilk postawił krok ku swojej najdroższej krewnej, lód pękł. Załamał się idealnie pod niebieskooką zabierając ją wraz ze sobą w otchłań lodowatej wody. Basior rzucił się na ratunek, niestety bez powodzenia gdyż czar prysł a jego świadomość znów wróciła do prawdziwego ciała znajdującego się w tamtym momencie w jaskini. Otworzył czym prędzej oczy, bardzo szybko wstając i zbierając wszystkie swoje potrzebne do walki przedmioty. Niektóre z przechodzących wilków patrzyły na niego jak na idiotę i oszołoma. Ale on wiedział że ten sen to nie przypadek, że Mela ma coś ważnego do przekazania. Teraz wystarczyło ją jedynie odszukać i sprowadzić do domu — w taki sposób oszukiwał siebie samego Merlin. Świetnie pamiętał chwilę gdy wadera wydała swój ostatni oddech, niezwykle dobrze, pamiętał on również jej ciepłą krew na własnych łapach. Mimo to wolał odrzucać te wszystkie wspomnienia jakby w ogóle nie miały miejsca bądź jakby były tylko snem. Oszukiwał się tak przez większość swojego życia, wpajając sobie iż to nie on jest mordercą a jeden z wrogich mu wilków.
Dwa długie sztylety i jego własny miecz były już dawno spakowane gdy Merlin gotował się do drogi. Wszystko robił w pośpiechu i totalnym amoku, od początku dnia nie wiedział co się wokół dzieje. Uwagę skupiał jedynie na swym celu czyli rozmowie z Melanie. Ślepota jaka nim zawładnęła była zgubna i z pewnością bardzo niebezpieczna. Stan psychiczny samego Merlina nie dawał mu szans na racjonalne myślenie.
Wybiegł czym prędzej z wielkiej kamiennej komory i udał się następnie tam, gdzie sam instynkt go ciągnął. Czuł obecność delikatnego, ulotnego ciała samicy tuż przy swoim. To uczucie jak wiele innych były niczym innym jak urojeniami chudzielca. Powoli zaczynało mu odbijać.
Biegł niemalże z otwartym pyskiem, jego chude łapy dawały z siebie wszystko co były wstanie. Wyglądały jakby miały się połamać. Ale to co miało być celem tej podróży, miało uśmierzyć ból przeszłości. Miało zamknąć niedokończone rozdziały jego życia, które jedynie zalegały mu na sercu.
Musiał ją odnaleźć, mimo iż już od lat gniła pod ziemią, jej dusza wciąż potrzebowała zbawienia.
Basior instynktem dotarł na miejsce ze snów. Ogromne zamarznięte jezioro które otaczały wielkie góry lodu i śniegu. A na jego środku... Piękna, delikatna istotka, siedziała wpatrując się w swojego brata, któremu do oczu powoli napływały łzy. To była Melanie, we własnej osobie. Wspomnienia Merlina dopłynęły do jego łba niczym lawina, zasypały wszystko co teraz tam było.
Szczenięce lata, lata nastoletnie. Wspólne posiłki i treningi. Śmiech i płacz. Wszystko mu się przypomniało. Upadł na lód by następnie dać upust łzą, które były czystym usposobieniem poczucia winy i żalu. Leżał na zimnym podłożu nie kryjąc cierpienia, gdy podeszła do niego wadera i uśmiechnęła się ciepło.
- Witaj braciszku - Ten zerknął na nią tęczówkami zalanymi rozpaczą i bólem by następnie zacisnąć zęby i wybuchnąć jeszcze bardziej głośnym i mocnym płaczem.
- Najdroższa! Wybacz mi! - wyszlochał i mimo łez powstał na równe łapy by spojrzeć w te piękne oczy.
W tym momencie silna i pewna siebie osobowość złamała się w pół zostawiając jedynie rozpaczliwe kawałki dawnej całości. Na moment całe jego życie jakby zawisło w pustej przestrzeni, która zwała się bólem.
- Oh, Merlinie, daj mi odejść w spokoju! Zapomnij o mnie i żyj własnym życiem! - Melanie ze swoim promiennym uśmiechem znów przyglądnęła się bratu.
- Jak śmiałbym pozwolić Ci odejść? Kochałem Cię ponad własny żywot! Przyrzekam na Ignisa, pomszczę cię najmilsza, wydrę serce z piersi Runy! - Jego słowa były przepełnione nienawiścią i nieskończenie wielką chęcią pomsty.
- Najmilszy - Popatrzyła na niego Melanie z troską i otarła łzy chudzielca. - Wiedz, że nienawiścią nie uzyskasz pokoju, a ja nie będę mogła odejść w spokoju.
Jej słowa były całkowicie słuszne, mordem wilk nie zaznałby ukojenia, pogrążałby się w bólu do końca świata jak nie dalej. Jedynym sposobem było by….
- Zapomnij - wyszeptała i otarła się o wojownika w celu pocieszenia. Ona zawsze taka była, troskliwa i opiekuńcza. Cudze dobro zawsze było ponad wszystko co pojęte.
Basior zamknął zielone ślepia by pochłaniać jak najwięcej ciepła i bliskości od rówieśnicy. Czuł się bezpiecznie i co najważniejsze ta bliskość była dla niego naprawdę ważna. Jej krótkie beżowe futerko było naprawdę miękkie. Zresztą jej budowa również sporo różniła się od tej Merlina. Była szczupła ale nie nadmiernie chuda, jej łapy były proporcjonalne do reszty ciała w przeciwieństwie do basiora. Jej uroda była jakby ulotna i zwiewna, jakby wadera była najdelikatniejszym zwierzęciem świata. Do tego te jej cudowne błękitne oczy.
Była wręcz chodzącym pięknem…
- Kocham cię Melanie - wyszeptał a z tymi słowami spłynęła łza po czarnym policzku a siostra wilka powoli oddalała się w kierunku środka zamarzniętego jeziora nie tracąc kontaktu wzrokowego z Merlinem.
Ta chwila mogła trwać wiecznie, grymas bólu i rozpaczy na pysku półwilka, powoli zamieniał się w uśmiech straty. Basior uśmiechał się przez łzy gdy Mela zasiadła na środku tafli lodu i również szczerze się uśmiechnęła.
- Kocham cię Merlinie - Te słowa rozeszły się echem po okolicy a zaraz po nich, sylwetka drobnej wadery stopniowo zamieniła się w uroczy mały dymek.
Szara chmurka jakby wciąż uśmiechająca się w stronę chudzielca odleciała wysoko ponad chmury w stronę słońca. Gdy tylko zniknęła z pola widzenia wilka ogarnęła ogromna ulga i jakby wewnętrzne ciepło. Całkiem jakby dusza siostry zamieszkała w jego sercu i starał się je ulepszyć na tyle ile się tylko da.
Droga powrotna wcale nie była tak zła, basior mógł wszystko przemyśleć i zrozumieć. W jego umyśle jedyne co teraz trwało to szczęście i ulga.
Gdy tylko doszedł po długiej drodze do swej jaskini, wygrzebał spośród starych i niepotrzebnych rzeczy tą jedną przesiąkniętą wspomnieniami tkaninę. Chustę która była jego jedyną pamiątką po Melanie.
Przyglądnął jej się, powąchał i z uśmiechem powiedział.
- Teraz oboje jesteśmy wolni.
Koniec