Zima — jedyny czas w roku, gdy Sun toleruje chłód. Śnieg samym swoim bytem sprawia, że atmosfera staje się niezwykle ulotna i jakby... Lekka. Należy wspomnieć również o kolejnej zalecie śniegu, jaką jest odbijanie światła. Ten pozytyw znacznie umila pobyt na zewnątrz oraz minimalnie rozświetla te krótkie dni. Sunshine z opuszczonym łbem szedł przez Purpurowy Gaj, wnikliwie przyglądając się każdemu z napotkanych kamyczków.
Ostatnimi czasy dużo myślał i rozważał tematy, które z pewnością nie należały do najłatwiejszych. Bowiem zastanawiał się nad swoją nieśmiałością. Dobrze
wiedział, jak wygląda sytuacja i jak bardzo samotny jest. Wiele razy przez myśl przelatywały mu pomysły rozpoczęcia relacji z innymi wilkami. Głębszej relacji, która nareszcie dałaby skrzydlatemu poczucie przynależności i pewnego rodzaju spokoju. Od zawsze wpajano mu, iż domem nie nazywamy jaskini czy też nory, domem zwiemy drugą duszę, do której zawsze możemy powrócić z pełnym zaufaniem i pewnego rodzaju miłością. Ach, jakie to uczucie musi być piękne a zarazem trudne i skomplikowane. W takich sytuacjach dwie istoty zazwyczaj są jak puzzle. Różnią się wieloma rzeczami a mimo wszystko, pasują do siebie idealnie i tworzą piękną układankę, która jest krucha niczym najcieńszy lód. Łatwo jest ją zniszczyć nietrafnym posunięciem, jednak zawsze jest możliwość odbudowania jej i doprowadzenia do pięknego stanu. Tego właśnie pragnął Sun, puzzli, których nigdy nie układał. Mimo wszystko, by osiągnąć to, czego naprawdę pragnie, musiałby przełamać się w sobie i otworzyć swe serce również dla innych. Takie zmiany są bardzo ryzykowne, nikt nie wie, czy otwarcie się na innych nie zrani go na tyle, by powrócił do teraźniejszego stanu bądź
jeszcze gorszego. Niewypał mógłby mieć naprawę nieciekawe skutki. Podobno niektórzy żyją dla ryzyka… Z racji, że Si jest bardzo niezdecydowanym wilkiem, przełożył te pomysły na inny czas i miejsce. Teraz gdy dni są chłodne i krótkie, zapewne nie każdy miałby ochotę na jakiekolwiek pogawędki czy spacery. Wiosna będzie o wiele lepszą porą na takie eksperymenty. Grube futro wilka kompletnie namokło, powodując niezbyt mile widziane odczucia. Do nozdrzy skrzydlatego napłynął katar a po chwili już kichał bez opanowania.
Cały mokry i zasmarkany, szedł po tym zimnym śniegu, ledwo widząc przez przekrwione i załzawione oczy. Łeb bolał go niemiłosiernie, co z pewnością świadczyło o wysokiej gorączce i zbliżającym się choróbsku. Ach, czemuż trafiło właśnie na niego? Czemuż to on ma teraz cierpieć?
Upadł na pysk z wycieńczenia, zamykając ślepia i tracąc przytomność. Zatracił się w czerni, która przynosiła mu odpoczynek i ukojenie. Nie musiał się przejmować niczym, wreszcie mógł odpocząć. Gdy Sun z braku siły tkwił w ciemności, jego cielsko, stopniowo i powoli zasypywały lecące z nieba, malutkie drobinki zwane płatkami śniegu.
Obudziło go ciche szemranie i ruch nad jego ciałem. Leniwie otworzył lewe oko, by następnie dostrzec wysokiego, bardzo dobrze zbudowanego basiora, który ze wszystkich sił oraz z lekką irytacją starał się odkopać promyczkowe ciało z zimnego puchu. Co chwilę mamrotając coś pod nosem, potrząsnął wilkiem, by wymusić na nim jakiekolwiek funkcje życiowe. Szary zakasłał dwa razy i pociągnął nosem otwierając oczy szerzej. Gdy wszystko powoli dopłynęło do jego mózgu, zerwał się jak ogniem poparzony na wszystkie cztery łapy.
- Ki- Kim, żeś jest? - Wydukał cicho, głównie przez katar i lekkie przerażenie. Przyglądnął się wilkowi, który nie miał wrogiego nastawienia i lekko się wyluzował, dając wymęczonemu choróbskiem organizmowi chwilę wytchnienia.
- Ayven, długo tu leżysz? - Przechylił łeb pytając jakby ironicznie. Sun jednak jedynie odwrócił wzrok i wbił go w biały puch, próbując przypomnieć sobie konkretny czas utraty przytomności.
Nic nie był w stanie sobie przypomnieć, jedyne co mu towarzyszyło od wielu godzin to ciemność i chłód, nic więcej. Biedaczek czuł się jakby łeb miał mu zaraz eksplodować, co doprowadzało go do istnego szaleństwa. Miał już dość tych męk ciągnących się w nieskończoność.
- P-Proszę, zaprowadź mnie d-do domu... - Wyszeptał błagalnie, podnosząc wzrok ze śniegu na dwukolorowe oczy wysokiego wilka.
Tęczówki Sunshine były przymglone, jakby nieobecne. Bez żadnego błysku w oku przyglądał się swojemu wybawcy, prawdę mówiąc sam nie zdawał sobie sprawy co działo się w tamtym momencie. Nie był zdolny do myślenia czy jakiekolwiek analizy.
- W porządku, pomogę Ci - Westchnął szaro-brązowy wilk po czym lekko podparł skrzydlatego by lepiej mu się szło.
Droga nie była długa ale bolesna i wyczerpująca, przynajmniej tak było dla niebieskookiego. Był kompletnie wykończony tym wszystkim a do jego mózgu ledwo dopływały jakiekolwiek informacje. Ayven zaprowadził go prosto do jaskini by następnie ułożyć go w wygodnej pozycji. Sunshine zaś gdy tylko poczuł swój, bezpieczny zapach, odleciał daleko do krainy Morfeusza.
***
Następnego ranka jak nie popołudnia, otworzenie niebieskich oczu przyszło basiorowi z ogromną trudnością. Ślepia były zlepione a łeb sprawiał wrażenie głównie przez ból. Katar leciał mu strumieniami a kichnięciom nie było końca. Gorączka wciąż mu towarzyszyła wytwarzając ogromny ból we łbie jak i powodując łzawienie i czerwienienie się oczu.
Resztką sił, Sun rozejrzał się wokoło. Nikogo nie było co świadczyło o dość późnej porze. Po niedługiej chwili do groty przybyła zgrabna wadera o czarnym jak noc futrze oraz krwisto czerwonymi oczami. Kryształowe tęczówki od razu skupiły się na czarnym cielsku wtem szczupłe łapy skierowały się ku niemu.
- Potrzebujesz pomocy - Spytała widząc kiepski stan skrzydlatego.
Ten zaś jedyne co to podniósł ku niej wzrok jednak nie ma długo gdyż ból łba kazał mu czym prędzej zakryć powieką błękitne źrenice.
- t-tak... proszę...
KONIEC