W jednej chwili Alfa zniknęła mi z oczu wraz z częścią wojsk, szczerze mówiąc, byłem w szoku cały ten huk, kurz i pył, były co najmniej oszałamiające. Usłyszałem tylko chwilowe przekazanie mi władzy nad siłami zbrojnymi, które pozostały na tym poziomie wysokości.
- Słuchać mnie! - po szybkiej analizie sytuacji wykrzyczałem. - Trzymać się z dala od wyrwy w podłodze, oraz nie umierać mi tu. Damy radę ich pokonać, co to dla nas, Tarou i ta część oddziały atakuje z lewej, Kathia wraz z resztą idzie na prawo. Za to każdy, kto ma skrzydła za mną. Asekurować się nawzajem i se pomagać, zezwalam na rozlew krwi. DO ATAKU WIERZE W WAS! - ostatnie słowa wykrzyczałem donośnie, stanowczo i mocno tak, by jak najbardziej zachęcić ich do walki.
Wilki zaczęły atak na dwa fronty, a wraz z mniejszym oddziałem niż pozostałe zaatakowaliśmy z lekkim opóźnieniem, by wilki całkowicie pochłonęły się walką. Pierwszy zapikowałem, celując mniej więcej w środek, by zrobić miejsce skrzydlatej armii. Ignorowałem ból, teraz najważniejsze było dla mnie, by pokonać armię wrogą. Ku mojemu zdziwieniu zrobiłem wystarczająco dużo miejsca, część wilków wroga po prostu została powala, a większość wycofała się lekko, by nie dostać skrzydłem po kostkach, każdy, który ze mną został, spokojnie wylądował i zaczął walczyć o swoje, walczyć w imię swej idei i wolności, by powalić uzurpatora.
Walka toczyła się w najlepsze, szczerze mówiąc wydawała się o wiele bardziej zaciekła niż wojna z Westem, może to przez to, że cała ta bitwa toczyła się na zamkniętej przestrzeni. Wrogie basiory atakowały mnie ze wszystkich stron, nie było chwili na wzięcie oddechu. Mimo wszystko starałem się nikogo nie zabijać, większość z nich na sto procent to nie jest ich wola, z daleka czuć smród czarnej magii i to w potężnej ilości, aż w nosie drapie. Niech inni się cieszą, że tego nie czują, niejeden zapewne zacząłby kichać od tego albo co gorzej mógłby zemdleć. Na razie niestety nie jestem w stanie im pomóc, pozbycie się źródła masowej klątwy powinno pomóc i te wszystkie wilki wyswobodzić, istnieje też możliwość bólowa, zadane rany mogą obudzić samoświadomość uśpioną przez tamtego skundlonego psa.
Po powaleniu kilkunastu wilków wykrzyknąłem do najbliżej stojących mnie wilków:
- Walczcie dalej, postarajcie się cofnąć linię wrogą, lecę sprawdzić co u reszty. - czekając na przytaknięcie dalej walczyłem
- Tak jest! - basiory wykrzyczały - Na przód! - ich zapał ani na chwilę nie osłabł.
Wiedząc, że oni sami jakiś czas dadzą radę, wycofałem się lekko, by łatwiej byłoby mi wzbić się w górę. W pierwszej kolejności ruszyłem w stronę wadery z mojej watahy. Na prawym froncie oj działo się równie dużo co u nas na środku.
- Jak sytuacja? - wylądowałem tuż obok wadery, która była jedną z tych wilków w pierwszej linii.
- Dużo, jest ich dużo a ograniczona przestrzeń nie pomaga - zdyszana odpowiedziała.
- Trzeba zrobić nam więcej miejsca, przyjcie do przodu w pewnym momencie, nasze oddziały powinny się połączyć, wtedy już tylko czekać na resztę. Będzie dobrze - mówiąc to pomagałem jej w walce.
- Przesuwając front, będzie więcej miejsca. Dobra robimy to! - wadera dostała nowej motywacji do walki i jakby jej siły na nowo powróciły.
- Widzimy się na polu bitwy! - wykrzyczałem do niej, po czym wzbiłem się w powietrze, przy okazji depcząc parę wilków z wrogiego wojska.
W trakcie lotu na lewą franke przypomniałem sobie jedną rzecz, a mianowicie gdzie się podziała nadwilcza siła, jeden z nich pod swoją łapą skały kruszył, a te już no dzięki bogu, ale nie ma co narzekać, nie chce wiedzieć co by było gdyby i te wilki to umiały, byłoby co najmniej źle. Na tej stronie było trochę gorzej. Zauważyłem, że tam basiory były większe. Aby im pomóc, zapaliłem swoje ogony tak mocno jak tylko potrafiłem. Zauważyłem, jak Tarou który mnie zobaczył, ostrzegł sprzymierzone wilki, by uważały na mnie i nie patrzyły w górę. Wrogie wilki ewidentnie się wystraszyły aż takiego światła, jednak rozkaz był ważniejszy, jednak te kilka sekund pozwoliły moim wilkom zaatakować i trochę ruszyć do przodu.
- Dzięki Arelionie! - wykrzyczał Tarou.
Szybko wylądowałem tam, gdzie było miejsce w lewym oddziale, trochę zdyszany i osłabiony, generowanie światła jest dla mnie bardzo męcząca. Lądując, potknąłem się o własne nogi i otarłem się w jednym miejscu, ale to drobnostka.
Przyjcie przed siebie, powinniśmy się jako oddziały niedługo spotkać, jak już wszyscy będą jedną grupą, pozostanie nam czekać na Alfę wraz z resztą, no i pozostaje nadzieja by tamten kudel nie uciekł. - powiedziałem basiorowi mój plan, reszta oczywiście na ile mogła, też słuchała.
- Ja wracam na środek, dacie sobie radę? - zapytałem profilaktycznie
- Tak, leć do swoich! - tłum wilków mi odpowiedział
Wiedziałem, że nic tu po mnie, krzyknąłem jeszcze motywujące do walki hasło i zniknąłem w gąszczu wrogich wilków, postanowiłem przerzedzić ich skupienie w pojedynkę. Wyjąłem sztylety, ale te nie zatrute, biegnąc przed siebie, machałem na lewo i prawo ostrzem, by trochę po osłabiać ich. Może nie było to zbyt mądre podejście, ale co zrobiłem to co zostało wykonane. Poza kilkunastoma zadrapaniami i kilkoma cieknącymi strumykami krwi nie odniosłem głębszych obrażeń.
Po dotarciu do mojej grupy zauważyłem, że znacznie przesunęli się do przodu, niestety około pięciu wilków odniosło ciężkie rany i walczyli ostrożniej w tylnych szrankach. Od razu wbiegłem na przód i jak na przywódcę przystało, pchałem na tyle ile mogłem wszystko do przodu, walcząc niczym lew w obronie młodych.
Szczerze mówiąc, powoli mam dość nie wiem, jak długo walczę i ile jeszcze będę walczyć, reszta też już ma dość wroga, jest za dużo i są silni, a na dodatek jeszcze ani lewe czy prawe skrzydło nie dołączyło do nas. Powoli zaczynałem się obawiać i rozważać ponowne wzbicie się do góry i odwiedzenie reszty. Moje obawy jednak były niepotrzebne, nie zdążyłem położyć dwóch wilków od tych myśli, a po jednej ze stron mignął mi znajomy szary pyszczek.
- TUTAJ - wykrzyczałem
Lunek w końcu! - było słychać szczęście i ulgę w jej głosie
Czym prędzej kazałem połączyć się z tamtym oddziałem. Podniosło to wszystkim znacznie morale. Brakowało jeszcze tylko Tarou, mam nadzieję, że szybko do nas dołączy.
Teraz już będzie łatwiej. - podniosłem na duchu resztę. - Brakuje tylko jednej grupy, wróg jest w kropce dalej wilki! - mówiąc to donośnym głosem, stanąłem dumnie, nie pokazywałem ani trochę zmęczenia, miałem nadzieję, że to wszystko jakkolwiek pomoże nam dalej walczyć.
Tak oto wraz z Kathią walczyliśmy, powoli przesuwając się do przodu, czekając na grupę Tarou jak i oddział Alessy.
C.D.N.
<Midnight?>