· 

Górski Nieprzyjaciel [Część #22 - Ironia Losu]

Początkowo wśród wędrujących wilków panowała bardzo napięta atmosfera – zresztą, co się im dziwić. Zatrzymali się przy dość nietypowym, ale jednak zwyczajnym drzewie, na które po chwili Midnight nałożył iluzję. Stworzyli tam coś w rodzaju obozu, w którym dzięki Bogom i zmęczonym nogom Savilli, dostali zarządzenie by spędzić noc. Wadera ułożyła się gdzieś w pobliżu Max’a, chociaż wilki ogólnie leżały wszystkie razem – dziupla nie była największych rozmiarów. Tej nocy Sav spała o dziwo spokojnie, nie miała problemów ze snem – tyle dobrze, że nazajutrz będzie wyspana.

 

Obudziły ją pierwsze promienie nieśmiało wschodzącego za chmurami słońca. Niektóre wilki już się krzątały, a niektóre, wyglądające na wyjątkowe śpiochy, dopiero się budziły i wstawały. Kiedy wszyscy wojownicy byli już gotowi do wymarszu, Alessa wydała wstępne polecenia i wyruszyli. Słysząc rozmowę innych wilków, nastąpiło rozłączenie się oddziałów – nie zdążyła nawet szepnąć Max’owi słówka, ale liczyła, że po tym wszystkim nikomu nic się nie stanie i będą mogli dalej normalnie żyć. Późniejsze wydarzenia były szybkie – chyba aż zbyt szybkie… Od samego głosu Eresta mroziło jej krew w żyłach. Na szczęście, lub nieszczęście, po chwili ten odszedł. Savi pierwszy raz tak bardzo się bała i z wielkim, wewnętrznym entuzjazmem przyjęła fakt, że na razie wraz z Kathią mają pozostać w  ukryciu.

 

W pewnym momencie nastał moment rozdzielenia – Vesna z Alessą udały się na poszukiwania Deimona, a ona z Kathią… Cóż, zapewne musiały sobie teraz poradzić, a bardziej zdobyć jak najwięcej informacji, które potem przekażą alfie. Na zajęcie nie musiały czekać długo, gdyż już po chwili usłyszały agresywny głos.

 

− Ej, wy tam! Wyłazić!

 

Na pewno nie była to prośba. Savi spojrzała porozumiewawczo na towarzyszącą jej waderę, po czym korzystając z tego, że były w ciemniejszej części jaskini, delikatnie wysunęła łeb ze szczeliny, w której były. Na początku miała w planie odczytanie myśli tego wilka i omówienie jakiegoś szybkiego planu z Kathią, ale ledwo wysunęła łeb i pazury basiora świsnęły obok jej nosa. Gwałtownie odskoczyła, na co jej towarzyszka lekko pisnęła, ale również błyskawicznie usunęła się ze szczeliny, która blokowała ruchy i była tak w zasadzie więzieniem. Po wyjściu z ich wcześniejszej kryjówki, okazało się, że jaskinia to ślepy zaułek, zatem momentalnie okrążyły atakującego, pilnując, by jedna z nich cały czas blokowała wyjście. Oczywiście, nie zamierzały zrobić basiorowi krzywdy, ale jednocześnie ten nie mógł pobiec po pomoc, bo z kilkoma wilkami na raz na pewno nie dadzą sobie rady. Nagle Kathia skoczyła na grzbiet basiora, sprawnie go ogłuszając. Savilla sama by nie wpadła na taki pomysł i przez chwilę nawet była zaskoczona ruchem wadery – ważne, że był skuteczny. Savi podeszła do ciała ogłuszonego basiora i próbowała szukać jakichś charakterystycznych znaków, czegokolwiek – niestety, nie znalazła. Zapytała Kathię, czy popiera jej dalszy plan działania, który w zasadzie opierał się na jedynej możliwej opcji – powolnym spacerze przed siebie.

 

Wadera delikatnym skinieniem głowy przytaknęła na jej pomysł – bo naprawdę nie miały innej opcji w tej chwili. Idąc po dwóch bokach dość szerokiego korytarza, były praktycznie przyduszone do ziemi, ale uważały, by wydawać jak najmniej dźwięków. Minął je jakiś biegnący pędem wilk – obie przerażone zamarły w bezruchu, na szczęście potencjalny przeciwnik w swoim biegu je ominął. Biegł w kierunku, z którego one przyszły, więc pewnie wkrótce odkryje ogłuszonego basiora… Niedobrze. Obie bardzo dobrze wiedziały, że muszą przyspieszyć kroku, jeśli chcą odkryć coś jeszcze, a nie skończyć tak jak ich wcześniejsza „ofiara”, bo nie byłoby to dobrym wynikiem ich obecnej małej misji. Usłyszały przeciągły skowyt – czyżby wcześniej ogłuszony przez nie wilk, został uznany za martwego? W każdym razie, usłyszały szybki skowyt. Kathia dostrzegła mały korytarzyk, w który czmychnęła dając znak Savilli żeby pobiegła za nią. Obie wręcz przytuliły się do ciemnych ścian jaskini. Kathia miała „gorzej”, ponieważ jej futro było o wiele jaśniejsze i bardziej rzucające się w oczy. Przed ich nosami przebiegło kilka umięśnionych wilków. „Cholera!” przeklęła wadera w myślach. Musnęła delikatnie nosem jej towarzyszkę, trochę specjalnie, trochę przypadkiem, wskazując na kontynuację wąskiego korytarza. Kathii nie trzeba było prosić dwa razy. Cicho się wycofały, a po chwili obróciły w drugą stronę, dalej jednak czujnie pilnując swoich „tyłów”.

 

Nagle, z jakby malutkiej szczeliny, usłyszały ciche skomlenie. Momentalnie zapadła decyzja, by to sprawdzić. Z racji, że towarzyszka Savilli miała trochę mniejszy pysk, padło na nią. To, co tam zobaczyła, zapewne ją zszokowało. Kilka niemiłosiernie ciągnących się chwil później, Kathia delikatnie wyciągnęła ze szczeliny małego szczeniaka – na oko miał maksymalnie dwa miesiące i był ciężko ranny.

− Co ten Erast robi z tymi wilkami….

 

Szepnęła cicho do swojej współtowarzyszki, patrząc z żalem w oczach na małe, wykończone ciałko. Wiedziała, że będzie trzeba zabrać je – lub go, nie znały jeszcze tożsamości szczeniaka – do „dziupli”, przecież on potrzebuje pomocy.

− Ja go wezmę, ty nas osłaniaj.

 

Odezwała się Kathia, a Savilla tylko przytaknęła – to była najlepsza możliwość, szczególnie, że wadera nie miała podejścia do szczeniąt. Jej towarzyszka co jakiś czas zagadywała malucha, próbując się czegoś dowiedzieć, a ona sama pilnowała, by na ich trasie nie znalazł się żaden nie pożądany wilk.

 

Poczuła ogromny ból na ogonie, a potem coś chrupnęło. Wadera aż wrzasnęła z bólu, ale natychmiast zrzuciła napastnika ze swojego ogona i stanęła z nim „pysk w pysk”. W jego oczach było coś… dziwnego. Wyglądał na bardzo silnego i oddanego swojej watasze basiora, ale jakby zajrzeć w głąb jego myśli, można było odczytać jedynie strach. Zdezorientowało to waderę, co przeciwnik wykorzystał na kolejny cios – na szczęście, w ostatniej chwili, ominięty przez waderę skokiem w bok. Savilla odbiła się od skalnej ściany i wskoczyła na grzbiet basiora, próbując go ogłuszyć lub jakkolwiek osłabić. Niestety, jej przeciwnik był bardzo silny, lecz ta się nie poddawała. Postanowiła spróbować podstępu. Udała, że naprawdę z niego spada i osłabiona upadkiem wycofuje się pod ścianę. Tak jak przewidywała – basior przygotował się do „szarży”. Wadera wyczekała na odpowiedni moment i odskoczyła w bok, a atakujący samiec sam się ogłuszył, zaliczając niezbyt przyjemne spotkanie ze ścianą jaskini. Pobiegła za zakręt, wołając Kathię, że „droga wolna”. Przyspieszyły kroku, jeszcze bardziej niż wcześniej. Pod wpływem adrenaliny Savilla na początku nie czuła poturbowania swojego ogona, ale potem stopniowo zaczął doskwierać jej jego ból – mimo to, brnęła przed siebie, już mając dwa powody do szybkiego znalezienia się w „dziupli”.

 

Kilka zakrętów później, wadery w końcu wyszły na powietrze i na szczęście, od razu rozpoznały otoczenie – były dość blisko ich obozu, więc nie miały dalekiej drogi do przebycia. Niestety nie miały już możliwości biegu, bo i Kathia była zmęczona dodatkowym obciążeniem, a Savillę coraz bardziej męczył ból ogona. To i jeszcze kilka innych czynników pobocznych znacząco spowalniało wadery, ale po dłuższej chwili nareszcie dotarły do „dziupli” – i dzięki Bogom, bo szczeniak, którego znalazły, słabł coraz bardziej i szybciej.  

 

Okej, spodziewałaby się wszystkiego, ale nie kolejnych szczeniaków… Cóż, one próbowały zdobyć informacje, a tu się działy ciekawe rzeczy. Uśmiechnęła się do siebie i razem z Kathią podeszły do medyczek, przekazując im podstawowe informacje o szczeniaku. Savilla również poprosiła o zajęcie się jej ogonem, albo chociaż cokolwiek, by na razie przestał ją boleć, bo nie miała zamiaru całej reszty wydarzeń przesiedzieć tutaj… Nagle zobaczyła Tarou, poturbowanego chyba najbardziej z obecnej tu grupy, ale jeszcze bardziej zmartwił ją brak Max’a – został jeszcze poważniej ranny, zginął…? W głowie wadery nagle zaczęły kotłować się tysiące myśli, nawet nie reagowała na ewentualne pytania medyczki co do ogona, dłuższą chwilę zajął jej powrót do „siebie”. Nie bolał ją ogon, średnio ją w tej chwili interesowało dlaczego, ale jedyne, o czym teraz myślała, to był Max. Co się stało? Nie było przecież opcji, żeby się rozdzielili… Była bardzo rozkojarzona, co było wręcz karygodne w obecnej sytuacji, ale mimo to, wróciły z Kathią do jaskiń. Co za ironia losu...

 

C.D.N.

 

>Kathia?<