· 

Nici przeznaczenia #2

Uwaga!

Poniższe opowiadanie zawiera brutalne opisy, które mogą nie nadawać się dla wszystkich czytelników. Jeśli tego typu rzeczy złe na ciebie wpływają, uciekaj stąd, ale już!

 

Fiołkowooka zastrzygła uszami. Widok tylu wilków zebranych w jednym miejscu był zdecydowanie niecodzienny, odbiegający znacznie od normy i przyjętej za swojego rodzaju tradycje rutyny dnia powszedniego. I choć było to zastanawiające, nie powinno być powodem do zmartwień. Jednak wprawione w wyszukiwaniu zagrożeń oko Vesny i tym razem doszukało się czegoś, co najpierw wzbudziło u niej pewne podejrzenia, później zaś, przerodziło się w złożony ciąg myśli, by po chwili móc postawić domniemany, niezadowalający wniosek.

 

Obie wadery wręcz namacalnie odczuły niepokój dominujący na zastygłej w bezruchu polanie. Każdy, najmniejszy nawet powiew ciepłego powietrza był niczym szepty diabelskie, ośmielał się zakłócać głęboką, pełną oczekiwania ciszę wywołując dreszcz i podsycając uczucie lęku.

 

Wilczyce ruszyły niepewnym krokiem w kierunku zbiorowiska, a z każdym kolejnym pokonanym metrem dostrzegały detale, które powoli zaczęły tworzyć coraz to wyraźniejszy obraz zaistniałej sytuacji. Wilki otaczające zwartym kręgiem obiekt zainteresowania, nie poruszały się, wszyscy zakrzepli w zadumie wyraźnie zmieszanej z grozą. Niektórzy z uporem odwracali wzrok, przymykali oczy, niewielu dokładnie analizowało, a inni wpatrywali się niczym pod wpływem hipnozy, ale na każdym wilczym pysku malowało się zlęknienie, obrzydzenie a co zaskakujące, nawet żal. Można było odnieść wrażenie, że boją się wydać z siebie jakiegokolwiek odgłosu, nawet westchnienia, jakby z obawy, że mogą spłoszyć chwilowe milczenie świata. Jedynymi postaciami odważnie i zuchwale zakłócającymi bezwład i apatię otaczającego ich krajobrazu byli Etria i Arelion, stojący pośrodku zbiorowiska. Wykonywali pospiesznie jakieś działania, może nieco chaotycznie, ale w taki sposób, jakby od ich aktywności zależało czyjeś życie.

 

Ktoś umiera.

 

Wadera powtórzyła to w myślach kolejny raz potwierdzając swoje wcześniejsze przypuszczenia. W oczach swojej przyjaciółki również dostrzegła zrozumienie i powoli narastający niepokój. W nagłym przypływie lęku odszukała wzrokiem w tłumie Araceli, by odetchnąć z ulgą, gdy zdała sobie sprawę, że jej podopieczna nie posiada uszczerbku na zdrowiu.

 

W ślady Alice podeszła bezpośrednio do pobratymców, by zobaczyć na własne oczy stworzenie walczące o oddech wydając z siebie ciche, ale przeciągłe i rozpaczliwe westchnienia. Obawiała się, że zobaczy któregoś z wilków bliskich jej sercu na granicy życia i śmierci, jednak nic nie mogło przygotować jej na to, co zobaczyła.

 

Widok ciała nieznanego jej wilka sprawił, że nawet morderczyni na chwile odwróciła wzrok z przerażeniem, które zapłonęło w jej ciele nie zdołając jednak odbić się w oczach. Zmartwiona pomyślała o Alice, która była przecież wrażliwa na cierpienie innych istot a taki widok mógł wywrzeć na niej piętno. Szara wadera stojąc między wilkami trzęsła się a jej mimika zdradzała przerażenie i zagubienie. Nie chciała patrzeć, ale nie była w stanie odwrócić wzroku zakrzepła w trwodze.

- Jesteście w stanie go odratować? - Vesna podeszła bliżej oderwawszy wzrok od zlęknionej przyjaciółki. Omiotła spojrzeniem leżącego upewniając się w przekonaniu, że odpowiedź na zadane pytanie nie będzie twierdząca.

- Nie ma szans...- wysapał Arelion. Zdawał sobie sprawę z tego już dużo wcześniej, lecz podjecie próby było ich obowiązkiem.

- Jedyne co możemy zrobić, to uśmierzyć jego ból.- głos Etrii był pełen smutku, ale wadera z determinacją i wprawą rozprowadzała maści po ciele umierającego współpracując ze skrzydlatym szamanem rzucającym zaklęcia.

- Nie zazna spoczynku tu w świecie śmiertelników, jego męki muszą się ukrócić...- odezwał się głos Alessy, poważny, ale podszyty współczuciem.

 

Wtem, stało się coś, czego nie spodziewał się nikt. Ochrypły głos basiora odezwał się w rozpaczliwym wysiłku.

- Nie... e... jeszcze... Mam coś...-przerwał a z jego gardła wydobyło się rzęrzenie. Jego oszalałe z bólu zielone oczy błądziły po wilkach aż w końcu zatrzymały się na Alice. -Worek... weź! - Skinął na skórzane zawiniątko leżące przy jego przednich łapach. Alice zawahała się przez chwilę, ale drżąca sięgnęła po pakunek i ostrożnie chwyciła go w zęby. - Chroń...ń... życiem... -jęknął żałośnie- Uważaj... na nich, och... strzeż... się cieni dobra duszo!

 

Alice wyraźnie chciała zadać jakieś pytanie, ale coś podpowiedziało jej, że basior już na nie nigdy nie odpowie. Głośny jęk przeciął powietrze a chwilę później dźwięk opadł i rozpłynął się znikając jak ostatnie tchnienie wydane przez nieznajomego pozostawiając po sobie tylko głuchą ciszę.

 

- Odszedł.- stwierdził Arelion zaprzestając praktyk magicznych nad basiorem.

- Rozejść się.-rozkazała pierwsza alfa a oszołomione wilki powoli zaczęły oddalać się od zmasakrowanych zwłok. -Zostanie pochowany dziś wieczorem na tych ziemiach, potraktujemy jego duszę odpowiednio.- ogłosiła -Vesno, mogłabyś dokonać oględzin?- zwróciła się do rudofutrej.

- Ciężko będzie stwierdzić, która z ran była śmiertelna.- wilczyca podeszła do ciała oglądając je w zadumie. Mogłaby przysiądź, że jeszcze przed chwilą była w stanie obserwować nierównomierną pracę jego organów przez dziury pod żebrami. Wzdrygnęła się. - Rany szarpane na bokach, jakby dopadł go niedźwiedź, wygłodniały. Liczne stłuczenia i zadrapania, brak trzech kłów, rany na języku, od jego własnych zębów. Wyglądają na próbę podduszenia.- patykiem uniosła wargi nieboszczyka.- O, a to ciekawe. Krew na pazurach, zaschnięta. Bronił się, ale to musiało mieć miejsce przynajmniej dwie godziny temu. Tylna lewa łapa złamana, przednia prawa też, z przemieszczeniem. Dwie pozostałe pozornie całe. Nie mógł długo biec w ten sposób, walka musiała odbyć się w pobliżu. Przez ostatni kwadrans na tym świecie trzymała go tylko adrenalina.- wymruczała pod nosem. Przesunęła łapą po futrze nieznajomego. Było równomiernie wilgotne. Ale przecież przez ostatni tydzień w okolicach Krainy Burzy nie padał deszcz. Nie mógł biec z daleka ze względu na swój stan nawet przez ostatnią, śmiertelną walką. Nie mógł również posiadać żadnego transportu lądowego, pył na spodzie jego łap wyraźnie wskazywał na przemieszczanie się po terenach watahy, przynajmniej jakiś czas. Ten sam pył i zaschnięta krew pod pazurami były dowodem na to, że nie zanurzył się w żadnym zbiorniku wodnym. Nawet jeśli jakimś cudem dotarłby tu z miejsca opadów deszczu, już byłby kompletnie suchy. A to może nawet być kilka dni drogi, niebo stąd było pochmurne, ale czyste aż po horyzont.

 

- Alesso, z której strony on przybiegł? - podniosła głowę szukając pierwszej alfy, jednak nigdzie w zasięgu wzroku jej nie znalazła. - To też mogę wydedukować.- szepnęła do siebie, a jej wzrok powędrował na grzbiet basiora, gdzie miała dokonać niepokojącego odkrycia.

 

- Co do cholery...- warknęła przyglądając się raną na jego karku.- Takie dziury widziałam u myszy lub zajęcy upuszczonych przez drapieżne ptactwo, ale u wilka? Niedorzeczne. Nie ma tu tak wielkich ptaków.- obeszła zwłoki dookoła by lepiej przyjrzeć się grzbietowi. Jej oczy otwarły się szerzej, gdy tylko zaczęła analizować wszystkie niedoskonałości zwłok. - Rany zadane tym samym narzędziem w różnym stopniu gojenia. Najstarsze, zabliźnione, nawet sprzed pół roku. Miał wrogów, był ścigany od dawna. - w niemałym szoku wpatrywała się w szlaki blizn. Potrzebowała więcej informacji. Worek, jedyne co miał przy sobie. Wysoce prawdopodobne, że niewielkie zawiniątko ściągnie na nich problemy. Problemy o wielkich szponach.

 

-Alice, czy znasz zawartość worka? Mogłaby nam pomóc stwierdzić jego tożsamość lub chociaż pochodzenie. Alice?...- skierowała wzrok na stojącą nieopodal waderę. Widok roztrzęsionej samki łamał jej serce. Ciężkie łzy kilka razy zabłyszczały w świetle słońca, spływając po smukłym pysku wilczycy. Z roztargnieniem zauważyła, że przerażony i pełen żalu wzrok wilczycy cały czas spoczywał na martwej zagadce. Przez ciało Vesny przeszedł dreszcz, gdy tylko zdała sobie sprawę ze swojego sposobu myślenia. Tak, martwa zagadka, problem, który powinna rozwiązać, jej praca i jedno z zadań do wykonania na ziemskim padole. Nie wilk, już nie.

 

Przysłoniła przyjaciółce widok na zwłoki praktycznie potykając się o własne nogi, co nie zdarza się Vesnie prawie nigdy. Alice była inna, ona miała wielkie serce i wrażliwość, której rudofutra nigdy wcześniej nie spotkała. To jedna z tych osób, które trzymają świat na swoich barkach, żeby nie upadł i nie wyniszczał zupełnie. Dobroć to nie słabość, dobroć może zapobiec tym wszystkim rzeczą, które gdy zostają już wyrządzone, stają się zadaniem Vesny.

 

Chociaż mówienie zwykle przychodziło jej łatwo, tym razem nie wiedziała co powiedzieć. Teraz, po wielu latach już nie rozumiała tego stanu. Dawno temu, gdy była jeszcze szczeniakiem i nie została tak znieczulona, ale teraz nie pamiętała tego uczucia. Vesna nie używa siebie jako miary, której przykłada do całego świata i innych stworzeń. Byłby to pomiar błędny, to ona była nieprawidłowym czynnikiem. Chciała powiedzieć cokolwiek, ale wszystko było bez sensu. Dlaczego ona nie mogła tego poczuć? Jeszcze raz spojrzała w stronę zmasakrowanego basiora. Jej wzrok szybko zlustrował ciało po raz kolejny. Nic, nic poza nową falą ciekawości i zaskoczenia. A później tylko lekkie ukłucie żalu, lecz nie ze względu na tą udręczoną duszę.

 

- Chodźmy stąd...- zaproponowała niepewnie zmniejszając dystans między nią a Alice. Samka kiwnęła głową z wyraźnym roztargnieniem. Rudofutra niepewnie przyciągnęła przyjaciółkę do uścisku, który ta odwzajemniła z normalną dla niej intensywnością. Alice sporadycznie pociągała nosem jednak po chwili nie trzęsła się już tak bardzo.

 

- Musimy sprawdzić skąd przybiegł.- głos szarofutrej był teraz pewniejszy, Vesna nawet usłyszała w nim nutę determinacji, na co jej oczy uśmiechnęły się praktycznie niezauważalnie. Odeszły kawałek drogi prowadzone przez woń nieznajomego.

- Nie mógł biec daleko, co jest... - przerwała nagle, otworzyła oczy w zrozumieniu i napięła się jak struna lutni.

- Vesno, wszystko w porządku?- Alice zlustrowała samkę z zaniepokojeniem.

- Tak, tak. Nawet bardzo. Chmury, przecież to było dziecinnie łatwe!- rzekła szybko, prawie zirytowana swoją opóźnioną dedukcją.

 

Szarofutra spojrzała na nią pytająco, lecz z lekkim zmartwieniem.

- Jego futro było wilgotne pomimo braku deszczów w okolicy.-zaczęła energicznie tłumaczyć swoje hipotezy.- Na karku nosił ślady szponów, najprawdopodobniej dosyć sporego stworzenia latającego, podejrzewam tylko gryfa, chociaż to nie jest bardzo możliwe. Nie mógł biec daleko, coś musiało go tu dosłownie zrzucić, na co mogą wskazywać złamane łapy. To coś leciało przez jakiś czas na poziomie chmur, to jedyne wyjaśnienie wilgotnego futra.- zakończyła spoglądając z daleka na nieboszczyka jakby próbując potwierdzić wszystkie swoje wnoiski.

 

Alice otworzyła szerzej swoje lekko poczerwieniałe oczy. Wzięła głęboki oddech i sięgnęła do woreczka. Wahała się przez chwilę, ale ostatecznie popchnięta ciekawością rozwiązała jutowy sznureczek. Jej mina natychmiast opadła, gdy ujrzała jego zawartość. To nie było to, czego spodziewała się po zawiniątku, za które ktoś mógłby oddać życie. A to tylko stworzyło więcej pytań, na które należało w niedługiej przyszłości odpowiedzieć.

 

C.D.N

 

<Alice? Zechcesz współpracować w śledztwie?>