Dziś ten wielki dzień! Savilla, jak to miała w zwyczaju zerwała się rano bardzo wcześnie ze swojego posłania. Nie było w nim Max'a, co było dla niej bardzo dziwne, ale ekscytacja czekającym ją dzisiaj wyzwaniem przysłoniła ewentualne zmartwienie. Tego dnia wadera miała podjąć się misji, podczas której udowodni, że zasługuje na awans w szeregach watahowych zwiadowców. Już dnia wczorajszego, dowiedziała się wszystkiego, czego powinna oraz tego, czego ona sama dzisiaj musi się dowiedzieć. Wyszła z terenów watahy niepostrzeżenie i rozpoczęła tropienie.
Po chwili, już nie ekscytacja, a pełne skupienie mieściło się w Savilli. Była zdeterminowana, by wykonać zadanie dobrze i spokojnie. Usłyszała w krzakach poruszenie, a jedno z jej uszu momentalnie zwróciło się w tamtą stronę. Powoli i cicho odwróciła głowę, a za krzakami dojrzała zarys zwierzęcia, które miała znaleźć. Przystawiając brzuch do ziemi, delikatnie się zbliżyła, ignorując chłód, który mimo wszystko był trochę dokuczliwy. Pilnując, by nie nadepnąć pod śniegiem żadnej z gałązek i nie spłoszyć potencjalnego celu jej zadania. Gdy uznała, że osiągnęła bezpieczny dystans, zaczęła obserwować zwierzę - z małej ilości informacji, które dostała na start, wydawało jej się, że to właśnie Almiraj. Chociaż delikatnie drętwiały jej łapy, nie śmiała nawet drgnąć. Stworzonko zachowywało się normalnie - nic nadzwyczajnego, przynajmniej do czasu... W pewnym momencie po prostu zniknęło i pojawiło się kilka metrów dalej. To jakaś sztuka teleportacji? Próbowała zastanawiać się wadera, ale i zapisać ta informację w głowie - na pewno będzie pożądana dla alfy. Obserwowanie almiraja okazało się całkiem ciekawym zajęciem, chociaż ilość informacji, które powinna zapamiętać, była ogromna.
Po dłuższej chwili obserwacji zwierzątko zniknęło i więcej się nie pojawiło, jedynie słyszalny był szelest w odległych krzakach.. Czyżby to znikanie było najzwyczajniejszym kamuflażem z przyrodą? Swoje wątpliwości również postanowiła przekazać Alessie. Cicho wstając, delikatnie pozwoliła sobie rozprostować zdrętwiałe pobytem w jednym miejscu oraz zimnem łapy. Almiraj zniknął na dobre, a ona udała się w drogę powrotną do watahy. Zanim jednak skuli się w ciepłym legowisku i zastanowi się, co się stało z Maxem, musiała iść zdać raport, dlatego też gdy na Beztroskiej Polanie wręcz wpadła na Alessę, była szczerze uradowana.
- Alesso, miałabyś może chwilkę?
Wadera odpowiedziała jej twierdząco, zatem udały się na delikatny skraj polany - sam środek nie jest dobrym miejscem do rozmów. Wzięła głęboki wdech i w miarę spokojnym, a przynajmniej jej zdaniem - bo na pewno ten głos do "wyluzowanych" nie należał, zdała Alessie relację ze wszystkiego, co widziała i miała wybadać.
- Almiraj jest barwy popielatożółto-czarnej i wydaje mi się, że dzięki temu "znika", maskując się z otoczeniem. Niestety nie odkryłam na jakiej zasadzie jego znikanie działa, ale nie wygląda na to, żeby używał swojego rogu na czole do tego - raczej pełni on funkcję obronną przed ewentualnymi napastnikami. Zaobserwowałam też, że jest on roślinożercą. I chyba to... tyle.
Dodała na końcu ciszej. Bała się trochę, że to zdecydowanie za mało, by zdobyć upragniony awans. Czekała jednak z nadzieją na odpowiedź Alessy czy jakąkolwiek reakcję. Po chwili otrzymała to, czego pragnęła - alfa powiedziała jej, że musi się zastanowić nad jej awansem. Podziękowała i w podskokach pobiegła do jaskini, gdzie spotkała... wilki składające wyrazy żalu. Nie wiedziała o co chodzi, ale po chwili poznała smutną prawdę - Max bez słowa opuścił watahę... Nie pożegnał się.. Skulona i już nawet nie ciesząca się z możliwego awansu wadera schowała się w swoim legowisku, kuląc się w kłębek.