Tarou był przerażony, oczywiście starał się tego nie okazywać, lecz coraz gorzej mu to z jednej strony szło. Nie spodziewał się, że przeciwnik okaże się tak silny. Ten cały czas jaki spędził w watasze pomógł mu odkryć, że tak naprawdę nie jest zimnym draniem, a wilkiem, który miewał małe problemy z okazywaniem uczuć. Dowiedziawszy się choć trochę z jakim wrogiem mają do czynienia, poczuł się nieco lepiej. W pewnym momencie Arelion, który dowodził odziałem, do którego należał Tarou, zarządził rozdzielenie się. Nieuniknionym jest, że rozkaz ten wzbudził w samcu mieszane uczucia, jednak, gdy dowiedział się, że Max będzie mu towarzyszył poczuł pewnego rodzaju ulgę. Arelion oraz Midnight wyruszyli sami. Tarou zerknął na swojego towarzysza. Max również spojrzał w jego kierunku.
Po chwili ruszyli przed siebie. Zadanie mieli tak proste, a jednocześnie tak trudne. Odnalezienie jakiejkolwiek składników, roślin, które nadadzą się na przyrządzenie wszelakich wywarów. Tarou nie znał się na tym zbytnio. W duchu liczył na to, że Max nieco więcej wie w tym zakresie, lecz jeśli nie, to z pewnością dowódca ich zrozumie. Oba basiory znalazły się na skraju jednej ze skalnych płyt. Obaj rozejrzeli się uważnie nasłuchując, czy w pobliżu nie ma żadnych wilków wroga. Po chwili do ich nosów dotarła znajoma woń. Tao zerknął na Maxa, który skinął głową.
- Są niedaleko. - szepnął Tarou.
- Jest ich około trzech, jeśli nie więcej. - szepnął Max. Tarou rozejrzał się. Wpadł na pomysł, aby obaj skryli się w głębi niewielkiej jaskini, która znajdowała się kilka kroków przed nimi. Max ruszył pierwszy, a Taro szedł zaraz za nim.
- Oby wiatr i bogowie nam sprzyjali. - szepnął. Po dłuższej chwili woń nasiliła się. Wilki skuliły się w kącie jaskini. Coś, a raczej ktoś stanął nad nimi.
- Słyszałeś? - spytał niezwykle niski głos. Tarou poczuł, jak po jego grzbiecie przechodzą ciarki.
- Co takiego? - odezwał się drugi.
- Hm… Może się przesłyszałem?
- Coraz częściej ci się to zdarza. - zauważył drugi. - Chodź, musimy ruszać. Inaczej znów nam się oberwie za spóźnienie, a raczej tego nie chcemy.
- Masz rację. Ruszajmy. - odparł. Po dłuższej chwili woń straciła na sile. Tarou odetchnął z ulgą.
- To było niebezpieczne. - zauważył. Max przytaknął mu skinieniem głowy. Po chwili wilki wyszły z jaskini i udały się dalej przed siebie. Nagle zauważyli jednego z wrogów. Taoru spojrzał na Maxa. Skinął głową w kierunku wroga, aby dać znać towarzyszowi, że postara się go obejść i wtedy obaj będą mieli szansę powalić tego ogromnego osobnika. Max skinął głową w geście zgody. Już po chwili, Tao starał się obejść wroga. Max w tym czasie przyjął odpowiednią pozycję.
Tarou pamiętał rady Areliona. Skupił się na swoim celu, którym była szyja przeciwnika. Słaby punkt, lecz mógłby również spróbować z głową. Wszystko zależy jak uda im się wraz z Maxem zgrać. Tarou ustawił się odpowiednio. Nagle wrogi zwiadowca, poruszył uszami. Tarou poczuł, jak lęk w nim wzrasta. Odsłonił swe kły i nie czekając dłużej, by nie zostać zbyt wcześnie zauważonym rzucił się na wroga. Bogom dzięki, że byli widocznie po ich stronie, gdyż Tarou nie został zbyt wcześnie wykryty. Jednak chyba basior zbyt szybko pochwalił los. Gdy już miał znaleźć się na wrogu ten sprawnie uskoczył w bok, przez co czarny samiec wylądował na ziemi. Spojrzał nieco przerażony na przeciwnika. Ten odsłonił swe białe i ostre kły. Już szykował się do ataku, gdy nagle zawył z bólu. Tao zauważył co było tego przyczyną.
Max wbił kły w jego grzbiet. Gdy wróg skupił swą uwagę na przeciwniku, Taoru wbiegł w niego, aby przewrócić go na bok. Max puścił go w odpowiednim momencie. Samiec runął na ziemię. Jego wściekłe ślepia spojrzały na basiory. Tarou pospiesznie się rozejrzał. Zauważył kolejną jaskinię.
- Max. - powiedział i wskazał basiorowi jaskinię. Towarzysz zrozumiał o co chodzi czarnemu samcowi. Ruszył biegiem w jej kierunku. Tarou ruszył za nim. Podobnie uczynił wrogi zwiadowca zaraz po tym, gdy wstał.
- Zgłoszę mały problem Arelionowi. - powiedział Max.
- Ja postaram się nim zająć. - odparł Tarou. Max odbiegł nieco na bok, a Tarou zwabił zwiadowcę w głąb jaskini. Basior miał tylko kilka chwil, aby odkryć jak może powalić większego od siebie wilka tak, aby go nie zabić. Zauważył ścianę, od której mógł się odbić. Tak też uczynił. Przeciwnik, nie był w stanie wyhamować, dlatego z dużą siłą uderzył w kamienną ścianę. Tarou usłyszał warknięcie.
- Myślisz, że mi uciekniesz? - spytał, a raczej syknął w kierunku czerwonookiego. Tarou nie odpowiedział. Cisza z jego strony rozdrażniła przeciwnika. Ten ponowił szarże na niższego. Tarou uskoczył w bok. Zwiadowca znów zetknął się ze ścianą. Tao wiedział, że teraz już nie da się nabrać. Dlatego przyszedł czas na zmianę taktyki. Podczas kolejnej szarży, Tarou uskoczył w bok i pchnął przeciwnika na ścianę. Kamienny sufit zadrżał. Kilka mniejszych kamyczków oderwało się od niego. Czarny samiec westchnął. Musi uważać.. Podczas kolejnej szarży wroga ledwo uniknął ciosu, ale udało mu się dosyć mocno uderzyć wilka o ścianę. Kątem oka Tarou zobaczył stojącego nieopodal Maxa. Tarou poczuł w pysku metaliczny smak krwi. Musiał się zranić. Ciężko oddychając starał się uspokoić organizm.
- Wezwałeś Areliona? - spytał. Max przytaknął skinieniem głowy.
- Tak. - odparł samiec.
- Trzeba by go związać. - powiedział sapiąc i patrząc na nieprzytomnego wroga. Max już po chwili stał obok niego z liną. Związali przecinka i ruszyli w kierunku przeciwnym. Po chwili napotkali swojego dowódcę.
- Max, Tarou, wszystko w porządku? - spytał.
- Mieliśmy nieprzyjemny incydent z jednym ze zwiadowców. - odparł Max.
- Ale jesteśmy cali. - dodał Tarou.
- Całe szczęście. - powiedział Arelion. Znaleźliście coś ?
- Niestety. - powiedzieli jednocześnie.
- Rozumiem. Muszę wracać, a wy rozejrzyjcie się jeszcze trochę, ale uważajcie na siebie.
- Dobrze. - odparli jednogłośnie. Arelion uniósł delikatnie kącik pyska, a następnie powrócił do obozu. Max razem z Tarou ruszyli ponownie na poszukiwania. Udało im się podczas nich powalić jeszcze kilku wrogów.
- Max. - powiedział Tarou pospiesznie. Samiec zjawił się w mgnieniu oka obok Tao.
- O co chodzi? - spytał.
- Widzisz? Tam coś rośnie. Musimy poinformować Areliona.
- Masz rację. - odparł Max. Po chwili ona basiory zeskoczyły z kamiennej półki. Znaleźli się obok jakichś roślin. Tarou nie miał pojęcia, czy się przydadzą, ale mieli zgłosić jeśli coś znajdą. Wziął w łapę podarunek od dowódcy i użył go, by dać znać o znalezisku. W tym samym czasie usłyszeli ciężkie kroki za sobą. Cudem uniknęli potężnego ciosu. Ogromny czarny wilk o brązowych ślepiach obrał ich za cel. Max uskoczył w jeden bok, a Tarou w drugi. Na nieszczęście czarnego samca przeciwnik skupił się na nim. Już po chwili Tarou został brutalnie rzucony na kamienną ścianę. Z jego ust wydobył się jęk bólu. Czerwone ślepia napotkały się z idącym ku niemu basiorem. Tarou wstał obolały. Przeciwnik złapała go za śmierć i ponownie rzucił o ścianę. Sufit zaczął drżeć. Wrogi basior wycofał się. Tarou pozbawiony sił ledwo się poruszał. Nagle kamień spadł przed niego. Kilka kroków w przód i z pewnością Tarou zakończyłby swój żywot. Spojrzał w górę. Po chwili poczuł uderzenie, a następnie ogromny ból. Zawył nie mogąc inaczej zareagować. Lewe oko niemiłosiernie go bolało. Nie był w stanie go otworzyć. Obraz zaczął się rozmazywać. Udało mu się dojrzeć Maxa, który walczył ze zwiadowcą. To było ostatnim co było mu dane ujrzeć.
***
Tarou zbudził się. Wstał obolały. Syknął czując ból i pieczenie lewego oka. Postanowił go nie otwierać. Rozejrzał się. Obraz był jeszcze niewyraźny, lecz basior był w stanie dostrzec, leczącego przed wejściem wilka. Czyli Max dał radę... Tarou powolnym krokiem zaczął iść przed siebie. Przez to, że widział jedynie na prawe oko, chód sprawiał mu nie lada wyzwanie. Wyszedł z jaskini i poczuł znajomy zapach. Po chwili stawił się obok nieco Arelion.
- Tarou? - spytał.
- Nic mi nie jest. - odparł basior. Dowódca zmarszczył brwi. Widocznie odpowiedź czerwonookiego nie zadowoliła go.
- Oberwałeś w oko. Przecież widzę. Musimy cię szybko zabrać do medyka. Gdzie Max?
- Nie jestem pewny. - powiedział cicho. Arelion rozejrzał się. Maca nigdzie nie było. Tarou poczuł się winny. Przez niego nie wiedzą teraz co stało się z jego towarzysze.
- Dlaczego nie daliście znać? - spytał surowo Arelion.
- Zaatakowano nas niespodziewanie. Dałem ciała. Skupiłem się na tamtych roślinach. Zapomniałem o ostrożności.
- Chodź, pilnie potrzebujesz medyka.
- A Max? - spytał Tarou.
- Wrócę tu, obiecuję. Teraz chodź, pomogę ci dojść do obozu.
- Dziękuję. - szepnął Tarou. Powolnym krokiem szyli ku obozowi. Tarou czuł niesłychany ból, lecz tłumił to w sobie. Jednak jego prawe oko mogło go zdradzać. Do kącika napłynęły łzy. Tarou pokręcił głową.
Weź się w garść.
Nareszcie dotarli na miejsce.
- Etain. Mamy rannego. - powiedział Arelion. Medyczka zwróciła się w ich kierunku. Tarou mimo pogorszonej widoczności, widział, że jest niezwykle zmęczona. Z pewnością miała wiele pracy.
- Co się stało? - spytała zbliżającą się.
- Oberwał w oko, lewe. Nie może go otworzyć.
- Rozumiem, zajmę się nim. Zapraszam Tarou. - basior udał się za medyczką. Po kilku badaniach i zabiegach wiadome było, że Tarou ma nie o uszkodzony grzbiet. Najbardziej ucierpiało oko. Z małą pomocą udało mu się je otworzyć. Medyczka nie była zadowolona widokiem.
Z czasem postawiono diagnozę. Tarou już do końca życia nie będzie widział na lewe oko. Może czasem jakieś rozmazane kontury, ale nie licząc ich, nie zobaczy nic więcej. Basior słysząc to zmartwił się. Jak teraz ma żyć bez oka? Przecież jest niezwykle ważne. Tarou jednak bardziej martwił się o Maxa, który zniknął....
Savilla?