Etria, potęga tej watahy i moja droga przyjaciółka. Wilczyca przyjęła na świat pierwsze szczenie białej wilczycy, która przybyła do naszej kryjówki wraz z Alessą. Sytuacja była zbyt ciężka dla nas wszystkich a każdy drżał wewnętrzne. Po mnie było widać to chyba najbardziej. Mitch strachajło trzęsący się na widok czyjegoś bólu i krwi. Taki już jestem.
Stojąc na straży do naszego schronienia, mocno ściskając zęby na moim sztylecie dostrzegłem posturę czarnego wilka. Za postacią ciągnęła się strużka krwi, po chwili już mogłem go rozpoznać. Basior z naszej watahy, Midnight jeśli się nie myliłem. Jednym zamaszystym ruchem skrzydeł wzbilem się w powietrze jednak nie na jakąś wielką wysokość. Podleciałem do wilka i zamarłem lądując. W jego łapę wbita była strzała która powodowała wylewanie się dużej ilości krwi. Stan wilka był naprawdę nieciekawy, ledwo ustał na własnych łapach. Gdy tylko mnie ujrzał, w jego oczach dostrzegłem ulgę. Basior o czarnym futrze sięgnął do strzały by ją wyjąć.
-Mid! Oszalałeś?! - wypiszczałem podskakując lekko ale od razu wybiłem wilkowi ten pomysł z głowy. - najpierw musimy zatamować krwawienie i oczyścić ranę! Kto wie czy strzała nie była zatruta. Etria ci pomoże.
"Etria ci pomoże" ale czy napewno? Ma masę pracy na głowie a rannych coraz więcej. Chwyciłem Mid'a tak żeby pomóc mu w dotarciu do kryjówki. Śnieg wokół nas coraz bardziej zalewał się czerwoną cieczą przez co przeżyłem dużą panikę wewnętrzną. Wilk kulał na prawą łapę a całe jego ciało było pokryte licznymi krwawymi ranami. Nie widziałem co tam się stało, wyglądał jakby wrócił z rzezi. Było mi okropnie przykro i bardzo współczułem wilkowi o czarnym futrze. Musiało go naprawdę boleć i nie ukrywał tego. Doprowadziłem go do wejścia gdzie czekała już na nas Etria. Jej pysk nie wyrażał więcej niż zaskoczenie, kolejny ranny, czy ona sobie poradzi?
Wprowadziłem basiora do naszego miejsca w którym aktualnie przebywaliśmy. Miałem cichą nadzieję że Medyczka jednak sobie poradzi i zdoła pomóc każdemu. Ale to nie było możliwe, tego wszystkiego było za dużo
***
Gdy Etria poprosiła mnie, bardziej nakazała, zajęcie się Midnight'em widocznie spanikowałem. Łapy mi się trzęsły a oczy przestały być zdatne do widzenia. Musiałem się uspokoić. Otrząsnąć się.
Podszedłem do rannego i ogladnąłem rany. Ta najgorsza znajdowała się na przedniej prawej łapie. Była przebita strzałą na wylot, okropny widok. Nie mogłem jej teraz wyjąć. Najważniejsze by zatamować krwawienie i oczyścić ranę z prawdopodobnej trucizny.
Bardzo szybko pobiegłem do mojego plecaka w którym trzymałem wszystkie potrzebne rzeczy i rozgryzłem materiał tak by powstał pasek. Następnie mocno zacisnąłem pas tuż nad raną tak, by jak najmniej krwi mogło się wylać. Basior syknął z bólu.
-Prosze, uciskaj w tym miejscu - wymamrotałem jakimś cudem, ze strachu słowa ledwo przechodziły mi przez gardło.
Teraz trzeba było to odkazić. Wystrzeliłem jak z procy do torby Etri i szybko ją przeszukałem. Miałem nadzieję że wybaczy mi takie zachowanie. Znalazłem dobrze znane mi zioło którym kiedyś odkażano moją ranę przy skrzydłach. Wziąłem kilka fiolek z naparem i podbiegłem do Mid'a. Mitch amator który stara się opatrzeć taką poważną ranę to nie był dobry pomysł. Dobrze wiedziałem jak bardzo zielony jestem w medycynie. Wiedziałem tylko tyle co kiedyś po wyjściu od ludzi, medycy robili mi. Czyli między opatrywanie otwartej rany.
-nie bój się - uśmiechnąłem się na tyle ile potrafiłem. - nie zrobię nic bez twojej zgody.
Nie wiedział tak naprawdę, że brak mi doświadczenia i sam nie jestem pewien swoich poczynań. Basior kiwnął łbem na zgodę a ja wziąłem głęboki wdech. Wziąłem trochę mieszaniny na łapę po czym delikatnie nałożyłem ją na obrzeża rany. Midnight skrzywił się z bólu i trochę napuszył. Następnie wziąłem więcej leku i nałożyłem na ranę. Pobiegłem po kolejny kawałek materiału i zmoczyłem go w śniegu. Potem delikatnie i powoli, przez kawałek tkaniny pociągnąłem za strzałę. Wtedy zauważyłem, że w całości przedmiot nie wyjdzie z łapy. Musiałem za pomocą noża odciąć grot z drugiej strony. Starałem się by nie ruszała się podczas rozcinania bo to sprawiło by mu tylko więcej bólu. Już po chwili udało mi się pozbyć ostrej i większej części. Została sama drewniana część. Wziąłem głęboki wdech i powoli wysunąłem obce ciało z organizmu i odłożyłem je gdzieś obok.
Przyglądnąłem się ranie.
-i po krzyku - zaśmiałem się by choć trochę pocieszyć przyjaciela z watahy. Teraz nikomu nie było do śmiechu - masz szczęście! Kość jest cała i zdrowa, zaraz kolejny raz odkażę i zajmę się resztą.
-dziękuję - wymamrotał przez pół i przymknął ślepia.
Ja znów nałożyłem maź i poczekałem chwilę. Wyciągnąłem z torby Etri opatrunek po czym starannie go założyłem. Przygladnąłem się Mid'owi. Nad okiem miał rozcięty łuk brwiowy przez który krew wydawała się jakby leciała z oka. Szybko podbiegłem do wejścia i wziąłem trochę śniegu, następnie przekazałem go wilkowi.
-przytrzymaj go przy brwi, może zapobiegnie gózowi - powiedziałem skupiony na oglądaniu innych ran. Musiałem go czymś zająć.
Oderwałem się od wilka po czym bardzo szybko udałem się w miejsce gdzie Alice wraz z Medyczką przejmowały poród. Nie miałem czasu by sprawdzić jak im idzie. Musiałem zająć się Zwiadowcą.
-Etrio! Potrzebuje czegoś przeciwbólowego i na łagodzenie stanów zapalnych - wypowiedziałem przerażony przy okazji wyrywając waderę od jej zajęcia. - z Mid'em wszystko w porządku, udało się wyjść strzałę.
-odkaziłeś ranę? - spytała z niepokojem a ja polowałem głową. Wadera nagle sprawiała wrażenie jakby kamień spadł jej z serca - w porządku, weź Arnikę, jest w torbie w postaci kwiatów. Namocz je a puźniej daj do wypicia.
Kiwnąłem łbem I bardzo szybko pobiegłem w stronę mojego stanowiska. Wyjąłem Arnikę Górską i wsadziłem do małej glinianej miseczki żeby następnie rozmoczyć ją w wodzie. Podałem ją Mid'owi którego widok aż bolał w serce. Był naprawdę zmęczony tym wszystkim.
Następnie, gdy środki przeciwbólowe zaczynały działać, basior zasnął na chwilę. I bardzo dobrze. Musi odpocząć. A ja zacząłem opatrywać inne, mniejsze rany.
Po chwili podeszła do nas jedna z moich koleżanek. Shira. Lubiłem ją, nieśmiałość jest na swój sposób urocza. Jeszcze przed przybyciem Midnight'a niestety straciła przytomność. spojrzałem na nią, jej oczy były podkrążone i zmęczone.
Następnie Mid się przebudził a wadera zaproponowała pomoc. Dzięki swojej mocy pokierowała wodę na największą ranę wilka. Rana pod opatrunkiem zaczynała się goić.
Tarou?