· 

Zimowa euforia

UWAGA! W OPOWIADANIU MOGĄ WYSTĄPIĆ DRASTYCZNE MOMENTY

 

 

Do jaskini zawiał zimny wiatr, który niósł ze sobą płatki śniegu. Savi jeszcze spała, postanowiłem dla niej upolować coś świeżego. Powolnym krokiem wyszedłem z jaskini.

-Będę musiał pomóc odświeżyć tu trochę- pomyślałem. Teraz nie było słychać aż tylu ptaków, co w jesieni. Śnieg skrzypiał pod moim ciężarem, czułem jak moje poduszki łap rozpuszczają małą część zamarzniętej wody. Właśnie dochodziłem na Beztroską Polanę, kiedy się potknąłem o korzeń ukryty pod śniegiem. Po chwili miałem cały łeb w śniegu. Za sobą usłyszałem śmiech wadery, myślałem że to Savilla się obudziła i poszła za mną. Odwróciłem się i ujrzałem Alice, szybko otrzepałem się ze śniegu.

- Hej Max- odparła.

- Hej Alice, jak tam, oprócz tego, że jesteś radosna z powodu mojego śmiesznego upadku w śnieg- uśmiechnąłem się.

- A dobrze, chciałam coś upolować- ruszyliśmy na środek polany. Byłem bardziej z tyłu, więc postanowiłem się trochę zabawić. Ze śniegu informowałem kulkę i rzuciłem w waderę. Odwróciła się i odwzajemniła mój atak śnieżkowy. Trafiła mnie w nos, przez co zostałem zdezorientowany. Alice z tego skorzystała i zaczęła we mnie rzucać to kolejnymi kulkami zamarzniętej wody.

- Dobra, stop!!! Poddaje się!- odparłem.

- Teraz wiesz, że lepiej ze mną nie walczyć na śnieżki- oboje zaczęliśmy się śmiać.

- Widzę, że się dobrze bawicie- powiedziała Savillą, która stała za nami.

- Chcesz z nami?- spytała Alice.

- Nie- odparła ponuro i odeszła.

- Chyba wiem, co się stało- ruszyłem szybko za nią. Niestety zostały po niej jedynie ślady łap, które powoli przysypywał śnieg, który zaczął padać. Trop prowadził w kółko, zacząłem iść nimi mając nadzieję że znajdę inny trop, ale na próżno, za to w oczach zaczęło mi się mienić śladami, gdzie nie spojrzałem to widziałem ślady łap jedynie. W końcu zemdlałem. Obudziłem się związany w jaskini, której nie znałem. Nie mogłem ruszyć łapami, a pyskiem nie mogłem dosięgnąć łap, aby się uwolnić. Nagle zauważyłem Saville, która siedziała do mnie tyłem.

- Myślałam, że jesteśmy razem- zaczęła.

- Przecież jesteśmy!

- Chyba jednak nie. Po tym co zobaczyłam to nie chce być z kimś takim- odparła i ruszyła w moją stronę z sztyletem.

- Sav przemyśl to. Alice jest z Ketosem, a ja z tobą!

- Przemyślałam to i doszłam do wniosku, że nie chce żyć- Wzięła broń... wokół była tylko krew.

- Nie!!!- w końcu więzy puściły i szybko podbiegłem do nieruchomej Sav, czułem jak uchodzi z niej życie. Po policzku zaczęła spływać mi łza. Położyłem się obok niej, jak zwykle spaliśmy w jaskini. Zacząłem wspominać co razem przeżyliśmy, zdałem sobie sprawę, że moje życie nie ma sensu bez niej u mego boku. Wziąłem sztylet, który był już splamiony krwią, postąpiłem tak samo jak wader…

 

Obudziłem się w jaskini obok Sav, która żyła. Serce waliło mi jak szalone, wokół nas panowała cisza.

-To był tylko sen- odetchnąłem z ulgą - a raczej koszmar.

- Coś się stało?- wadera spojrzała na mnie swoimi czerwonymi jak krew oczami, wiedziałem, że potrafi czytać w myślach i właśnie to robiła. Przytuliła mnie, wiedziałem już, że skończyła używać swoich mocy.

- Teraz już wiesz- odparłem z żalem, nie chciałem aby się dowiedziała, że coś takiego mi się śni i to z jej udziałem w moich snach, a raczej koszmarach.

- Wiem, że to nie pierwszy twój taki koszmar związany z nami- powiedziała to czułym głosem który zawsze mnie koił.

- Nie wiem co się dzieje. Może to przez moją przeszłość, a może te sny dają nam do zrozumienia, że nie możemy być razem?- tyle opcji było…

- Nawet tak nie mów! Dobra, skończmy ten temat, może chcesz się zabawić?

- Z chęcią- oboje wstaliśmy i ruszyliśmy nad Jezioro Dusz. Obok wejścia do jaskini była sterta śniegu w której po chwili znalazła się wadera. Podczas tego śniegu rozsypał się na boki no i oczywiście musiałem oberwać, jakby inaczej. Oboje się otrzepaliśmy i ruszyliśmy w kierunku celu podróży. Lód zamarzł, Sav sprawdziła czy lód wytrzyma i po chwili już leżała na brzuchu. Próbowała wstać, ale za każdym razem kiedy już prawie stała to łapy jej się rozjeżdżały na tafli lodu. Zacząłem się śmiać pod nosem. Wadera to zauważyła i odparła:

- Chodź tutaj, jak taki cwany jesteś!

- Skoro muszę- odparłem w myślach. Włazem na lód, stałem stabilniej od partnerki. Poznałem po jej minie że uważała to za nie fair, gdyż ja od razu kiedy wszedłem na lód to ani razu się nie przewróciłem, a ona zaliczyła może już z 5 może 6 upadków. Postanowiliśmy się pościgać, wyznaczyliśmy start i metę. Na znak ruszyliśmy, wiedziałem, że Savi będzie się ślizgać bardziej ode mnie więc dałem jej fory, a i tak wygrałem, jednak wadera nie zaliczyła upadku na zimną tafle lodu, co zrobiło na mnie wrażenie. Wracając znad jeziora trafiliśmy na bitwę śnieżkową do której od razu Savilla dołączyła. Zanim się obejrzałem oberwałem śnieżką w nos i szybko podbiegłem do czarnej wadery, schowałem się i przy okazji pomagałem im odeprzeć atak śnieżek. Trochę minęło zanim skończyliśmy zabawę, a w planach miałem pomóc odśnieżyć jaskinie. Część tego zrobiły inne wilki, a ja z Sav resztę. Przed wejściem do jaskini otrzepaliśmy się ze śniegu. Nasze futra były przemoczone, jednak z Sav nie zwróciliśmy na to uwagi. Ułożyliśmy się wygodnie i się zdrzemnęliśmy.

Następnego dnia było trochę zimniej niż poprzedniego dnia, przez co nie chciało nam się zbytnio wychodzić, ale trzeba było odśnieżyć ponownie jaskini, bo nawiało w nocy i obudziliśmy się pierwsi. Tym razem szło nad to powoli, ale w końcu uporaliśmy się ze śniegiem.

-Dobra, przyznam że dziś tego śniegu jest o wiele więcej niż wczoraj- odparłem.

- No, skoro skończyliśmy to idziemy coś upolować?- spytała wadera.

- Przyda się coś świeżego- wzięliśmy swoje sztylety i truchtem ruszyliśmy do Puszczy Życzeń. Wyglądało tam dla mnie zbyt biało przez co trudniej będzie nam coś upolować, bo jednak z Sav mamy ciemne futro, plus ja mam czerwone odmiany na uszach, ogonie i grzywce. Stąpaliśmy powolnym krokiem przed siebie, parę razy nam się zdawało, że słyszymy zwierzynę, ale to był tylko śnieg zsuwając się z gałęzi pod wpływem ciężaru.

- Jak tak dalej pójdzie to wrócimy z pustymi łapami- odparłem.

- Wiem, a teraz się skup i bądź ciszej- powiedziała wadera.

- No dobrze, dobrze- warknąłam w myślach. Byłem lekko podenerwowany, bo jednak nic nie mamy dla watahy. Minuty stawały się dłuższe, myślałem że łapy mi odpadną, bo tak długo wędrowaliśmy. W końcu Sav usłyszała zająca, który schował się w krzakach, myślał, że go nie zauważymy, był w błędzie. Szybko wziąłem sztylet i rzuciłem w krzaki, trafiłem. Wyjąłem z krzaków zdobycz, broń schowałem i z waderą zaczęliśmy się cieszyć, w końcu coś mamy.

- Nareszcie coś mamy, myślałem, że nic nie będziemy mieć, a tu proszę.

- Sukces- odparła wadera. Po chwili zauważyłem kolejnego roślinożerne zwierzę, pokazałem Sav łapą gdzie jest, rzuciła w niego i kolejna zdobyć załatwiona. Dwa zające to trochę mało na całą watahę, nawet jeśli łowcy coś będą mieli więcej to i tak będzie to na styk z liczbą członków. Łatwiej by było gdyby nie odeszły wilki z watahy. Lepiej by się wszystkim powodziło w tym okresie roku.

 

Z tyłu głowy ciągle miałem myśli o moich snach, jeśli można je tak nazwać w ogóle. Nie znam wilka który tłumaczy sny, więc będę musiał poszukać.

 

Stałem jak wryty kiedy myślałem, z tego stanu wybudziła mnie śnieżka rzucona przez w waderę w mój łeb.

-Max, chodź, bo tam przyparzniesz, jeśli się nie ruszysz- odparła wadera.

- Już idę- dołączyłem do niej. Po drodze w stronę Jeziora Duszy upolowaliśmy jeszcze dwa zające, wszystkie były chudsze niż w wiosnę lub lato. Kiedy znaleźliśmy się przy jeziorze tym razem ja sprawdziłem czy lód wytrzyma. Oczywiście, że tak. Szybko położyłem broń i zwierzynę pod drzewem i przysypałem śniegiem. Wydawało mi się, że ktoś chce nam zabrać zdobyć więc ją zamaskowałem. Skoczyłem na lód i wylądowałem na brzuchu.

- Mój pierwszy upadek- uśmiechnąłem się do wadery.

- Teraz wiesz jak to jest- odparła. Wstałem i zaczęliśmy się oboje ślizgać jednak utrzymywaliśmy się na łapach. Trochę spędziliśmy czasu na tym lodzie. Kiedy wracaliśmy do swoich rzeczy to zauważyłem idealne miejsce do ulepienia bałwana. Szybko wziąłem Sav za łapę i zaczęliśmy robić bałwana ze śniegu, przy okazji porzuciliśmy się śnieżkami.

- Nawet wyszło- odparłem, wadera przytaknęła i zmierzaliśmy w kierunku rzeczy kiedy lód zaczął pękać, nie chciało się nam normalnie wracać do rzeczy, więc postanowiliśmy przejść przez jezioro, skutkiem czego stanąłem w miejscu gdzie lód był cienki i zaczął pękać. Stałem nieruchomo w jednym miejscu, Savilla była już na brzegu i patrzałam z przerażeniem w oczach na mnie i pękającą zamarzniętą wodę. Zacząłem "sunąć" łapami po tafli, miałem nadzieję, że w ten sposób uda m się oddalić od miejsca pierwszego pęknięcia. Dobrze szło dopóki nie usłyszałem jak lód pęka w moją stronę. W końcu znalazłem się w wodzie, była strasznie zimna. Próbowałem się wydostać podciągając się jednak lód nadal pękał. Zauważyłem Saville zanim miałem głowę w wodzie, była ode mnie lżejsza więc jej nie groziło takie niebezpieczeństwo co teraz mi. Wadera złapała mnie za kark i wyciągnęła z wody. Kiedy znalazłem się obok naszych rzeczy z Sav, powoli wstałem i się otrzepałem z wody, jednak moje futro nadal ociekało wodą, ale nie tak bardzo jak wcześniej.

- Chodź do jaskini, tam się ogrzejemy wspólnie- odparła wadera, wzięła swoją i moją broń wraz ze zdobyczami. Dobrze, że nasza jaskinia w której mieszkamy jest dość blisko. Kiedy znaleźliśmy się w jaskini, ułożyłem się na miejscu gdzie śpię z partnerką i zasnąłem, w tym czasie Sav poszła dać zwierzynę na stos i zdarzyła wrócić. Otworzyłem oczy kiedy poczułem jej ciepłe futro. Leżeliśmy tak do końca dnia, oboje byliśmy zadowoleni z wczoraj i dziś chodź wpadłem do wody. Teraz tak zauważyłem, że nikogo nie spotkaliśmy na polowaniu, nad jeziorem i kiedy wracaliśmy. Może byli zajęci innymi sprawami i polowali w innym miejscu niż ja z Sav. Jako pierwsza zasnęła wadera, po niej ja.

 

Znalazłem się w obcym miejscu, nic tu nie poznawałem. Wokół mnie były jakieś kraty, które wyglądały na wytrzymałe i nie do zniszczenia. Za nimi nic nie widziałem, tylko pustkę, ciemność. Za sobą usłyszałem śmiech, odwróciłem się gwałtownie i ujrzałem wilka, który przypomniał mnie i Saville.

-To dziwne, gdzie my jesteśmy?- spytałem z przerażeniem i niepokojem w głosie.

- Nie poznajesz? Tu ci zabrali część ciebie- wskazał łapą w kierunku gdzie nagle pojawiły się znane ściany, znany zapach, znany widok innych pobratymców, a ja siedziałem w klatce.

- No cudownie- pomyślałem przewracając oczami. Jestem w tym samym miejscu to ludzie odebrali mi skrzydła. Tak gdzie odcinali mi kiedyś skrzydła leżał wilk podobny do mnie. Zdałem sobie sprawę że to nie inny wilk tylko ja, ale patrzę teraz na to z innej perspektywy. To był przerażający widok, prawie wszędzie była krew, a na ziemi były… moje skrzydła. Poczułem ból jakby ktoś mnie uderzył w ranny po tej okropnej operacji. Próbowałem się uwolnić, ale na próżno.

 

Obudziłem się w środku nocy leżąc tak jak wcześniej, kiedy wróciliśmy po dniu pełnym wrażeń.

-Znowu koszmary nie dają mi spać. Teraz będę się bał zmrużyć oko, widząc, że jak zasnę to ujrzę znów coś z mojej przeszłości- powiedział to szeptem, aby nikt nie usłyszał, ale oczywiście Sav nie spała.

- Znów to samo Max?- spytała.

- Tak, w tym razem bez twojego udziału, powiedzmy- odparłem.

- Jutro poszukamy kogoś w wataszy kto zna się na snach i może je wytłumaczyć. Boje się o ciebie- wadera przytuliła się do mnie i tak zostaliśmy, aż oboje nie zasnęliśmy.

- Te koszmary stają się coraz gorsze, mam nadzieję, że kogoś znajdziemy, bo chciałbym mieć święty spokój z tym tematem- pomyślałem. Aby już nie zawracać sobie głowy tym zacząłem sobie tworzyć obrazy ostatnich momentów zimowych, które przeżyłem z czarną waderą. W sumie to mi pomogło zasnąć i nie śniły mi się te koszmary tylko zabawa z Sav w śniegu, rzucanie śnieżkami, lepienie bałwana, ślizganie się na lodzie. Takie chwile chciałbym przeżywać do końca moich dni, mam nadzieję że tak będzie. Jednak trochę wciąż myślałem o tych dziwnych koszmarach.

- Nie Max, myśl o wspólnych chwilach z Sav, które powtórzysz pewnie jeszcze przez całą zimę- mówiłem w duchu, aby odciągnąć myśli - najważniejsza jest Sav.

 

W końcu zasnąłem, czułem jak wadera trochę się wierci, ale nie przeszkadzało mi to, byłem zadowolony z przeżyć w WWB i mam nadzieję, że przeżyje ich jeszcze sporo.

 

-Max, pora wstawać- powiedziała Savilla.

- Jeszcze pięć minut- obróciłem się na drugi bok. Wyciągnęła mnie z jaskini za ogon i kiedy otarłem oczy ujrzałem swoją podobiznę ze śniegu.

- Kocham cię- odparłem

- Ja ciebie też- oboje zaczęliśmy się przytulać.

 

KONIEC