Puff!
Wadera wskoczyła w kupkę śniegu, przy okazji rozrzucając trochę białego puchu dookoła. Mimo ogólnie panującej zimy, dzisiejszy dzień był ciepły, więc nie wykorzystanie go aktywnie byłoby wręcz grzechem. Nie tylko ona postanowiła dzisiejszy dzień przeznaczyć na zabawę, wokół niej sporo wilków spędzało czas bawiąc się w śniegu czy korzystając z promieni słońca.
Wynurzyła łeb z kupki śniegu, którą chwilę temu wręcz staranowała i przechylając głowę, popatrzyła na Max'a, którego zdecydowanie niezadowolonego wyciągnęła z rana z cieplutkiej jaskini... Zamyślony basior po chwili oberwał śnieżką, od nikogo innego, jak od Savilii. Nim zdążył się otrzepać, po kilku sekundkach spadł na niego kolejny śnieg, bo wadera wyskoczyła z malutkiej zaspy śnieżnej, obsypując Max'a kolejną dawką śniegu. Tym razem łaskawie czekając, aż on się otrzepie. W tej chwili Savi na pewno nie zachowywała się jak dorosły wilk, a co najwyżej młody szczeniak cieszący się pierwszym śniegiem.... ale w końcu każdy czasem może sobie pozwolić na trochę luzu, prawda?
Zaciągnęła basiora trochę siłą, trochę szedł własnymi chęciami, nad Jezioro Dusz - wadera miała wielką i szczerą nadzieję, że jezioro zamarzło i będzie można się na nim poślizgać. Ślizgiem wyhamowała przed brzegiem, w ostatniej chwili uznając, że lepiej najpierw sprawdzić stan jeziora, niż zupełnym przypadkiem wskoczyć do lodowatej wody, zamiast zatrzymać się na lodzie. Ku radości wadery, woda była zamarznięta i tworzyła całkiem pokaźnej grubości pokrywę lodową. Nie czekając zatem ani sekundy dłużej, wskoczyła na lód i zaczęła się ślizgać.... a raczej zaliczyła glebę. Można rzec, że lekko przeliczyła swoje możliwości i nie udało jej się zachować równowagi na jeziorze. Z brzegu usłyszała tylko cichy śmiech Max'a, po którym spróbowała się podnieść - udało się to ledwie na parę sekund, bo potem znów jej brzuch spotkał się z zamrożoną taflą jeziora. Odezwała się do Max'a.
- Chodź tutaj, jak taki cwany jesteś!
Po czym sama się zaśmiała i podjęła kolejną próbę ustania na własnych łapach, która tym razem była udana. Z wyraźną dumą na pysku stała troszeczkę się chwiejąc, ale stała! Basior po chwili stanął obok niej, idąc po lodzie jak gdyby nigdy nic. Fuknęła udając obrażoną i przeszła parę kroków, kurczowo próbując nie zaliczyć kolejnej już do kolekcji gleby. Straciła równowagę i zaczęła ślizgać się w miejscu, ale po krótkiej walce z własnymi łapami stanęła już równo i pewnie. Triumfalnie czekała aż Max do niej dołączy, po czym zaproponowała wyścig... Cóż, najwyżej za linią startu skończy z pyskiem całym w lodzie, ale zabawa to zabawa!
Razem z basiorem błyskawicznie wyznaczyli punkt startu i punkt mety, odliczyli i ruszyli. O dziwo, Savilla jeszcze jakoś biegła, nie wywalając się co drugi krok. Oczywiście, Max wygrał wyścig, ale wadera potężnym ślizgiem próbując wyhamować, żeby nie zatrzymać się na drzewach, przeleciała linię mety jako druga - ale nie zaliczyła upadku! Chyba mogłaby dobiec pół dnia po Maxie, jeśli miałoby to warunkować brak upadku. Kiedy udało jej się zatrzymać, zaczęła się po prostu śmiać i powoli udała się do brzegu, żeby w końcu stanąć na pewnym gruncie. Zaraz obok niej dołączył basior i wspólnie wrócili do głównej doliny watahy, gdzie jak zauważyli rozgrywała się bitwa na śnieżki.
Savilla natychmiast zaczęła biec, żeby dołączyć do rzucających śnieżnymi kulkami wilków, nie zważając w zasadzie kto jest po której stronie - bo z tego co zauważyła, takich stron nie było, a wilki po prostu się bawiły. Nie czekając, sama zaczęła tworzyć śnieżki i rzucać je w swoich watahowych pobratymców. Nie minęła również długa chwila, aż sama takową śnieżką oberwała, a jej sierść powoli przybierała kolor śnieżny. Po chwili niewinna potyczka na śnieżki przeobraziła się w istną śnieżną bitwę. Turlanie się w śniegu nie było niczym dziwnym, a wilki o jasnej lub białej sierści zdobywały zdecydowaną przewagę, bo w ferworze śnieżnej potyczki mogły się chociaż minimalnie maskować. W zasadzie, Savi od początku do końca tejże dzikiej potyczki nie miała pojęcia, które wilki uczestniczą w tej szalonej zabawie. Kiedy dosłownie każdy jej uczestnik był już cały mokry od śniegu, latające w powietrzu białe kulki stopniowo zmniejszały swoją częstotliwość, aż ostatecznie całkowicie ich zabrakło. Po kilku ożywionych rozmowach po "bitwie" każdy udał się w swoją stronę i zajął swoimi zajęciami, również Savilla miała w tej chwili w zamiarze się ogrzać i nie wynurzać nosa ze swojej jaskini, a tym bardziej legowiska, póki się nie ogrzeje. Max udał się w swoją stronę, przemokniętą waderę średnio interesowało gdzie w tej chwili "jej" basior się udaje, bo liczyła się dla niej teraz jak najszybsza droga do cieplutkiego posłania. Po drodze jeszcze "wymieniła" parę śnieżek z innymi wilkami, a tuż przed jaskinią postanowiła się otrzepać ze śniegu - od razu zrobiło jej się lżej, jednak trochę tego śniegu na swojej sierści miała. W jaskini było raczej pusto, więc przynajmniej nie musiała narzekać na hałas. W legowisku korzystając z nieobecności Max'a ułożyła się wręcz jak królowa, wyciągając na maksymalną długość przednie łapy, żeby je rozciągnąć. Po chwili zaswędziały ją plecy, więc przed drzemką jeszcze podrapała się po karku i zapadła w lekki sen.
KONIEC