· 

Zimowa zabawa

Otworzyła powoli oczy i przeciągnęła się leniwie. Ziewnęła, spędzając sen z powiek. Musiała przyznać, że coraz łatwiej było jej się tutaj wysypiać. Jakby w końcu przyjmowała do wiadomości, że teraz tu właśnie będzie jej dom. Ale czy miała taką pewność? Czy naprawdę chciała tu zostać? Może i znała już kilka tutejszych miejsc i kilkoro członków watahy, ale to wszystko. Nadal bała się rozmawiać z innymi, nadal czuła się nieswojo przy nawet tylko jednym wilku i nadal… I nadal, mimo tego wszystkiego, wilki były dla niej miłe. Nie chciały jej skrzywdzić. Starały się ją do siebie przekonać, uśmiechały się, mówiły ciepłe słowa. Tylko… Dlaczego? Po co mieli trzymać taką bezużyteczną niedorajdę jak Shira? Nie rozumiała…

 

Potrząsnęła energicznie głową, pozbywając się wszystkich myśli. Westchnęła. Może powinna wyjść i się przewietrzyć? Na pewno dobrze jej to zrobi. No, prawie na pewno. Wstała więc i skierowała się do wyjścia, a jej pazury miarowo stukały o twardą, kamienną posadzkę. Wyjrzała na zewnątrz, od razu wznosząc wzrok na niebo. Tego dnia nie była aż tak wczesna pora, podczas której zdarzało się już Shirze wychodzić. Słońce już jakiś czas temu wzeszło, a wyjątkowo bezchmurne niebo pozwalało oglądać je w całej swojej postaci, jak i podziwiać we wszystkich względach. Cały czas z łbem zwróconym ku górze, postąpiła krok, może dwa, a jakież było jej zdziwienie, kiedy zamiast wilgotnej, miękkiej i błotnistej ziemi, jej łapy dotknęły czegoś kruchego i… Zimnego.

 

Cofnęła łapę w panice, początkowo nie wiedząc, o co chodzi. Spojrzała w dół. No tak… Śnieg! Obrzuciła wzrokiem wszystko, co miała przed sobą. Śliczny, biały, błyszczący śnieg! Uśmiechnęła się szeroko i wyjątkowo żywym krokiem wyszła z jaskini. Jej humor poprawił się w mgnieniu oka. Obróciła się wokół własnej osi i kilka susów przeszła tyłem. Zatrzymała się, przez dłuższą chwilę obserwując powstałe na śniegu ślady jej łap. Fascynujące. Strzygnęła uchem, kiedy niespodziewanie usłyszała ten charakterystyczny chrzęst śniegu gdzieś w pobliżu. Podniosła wzrok, zdenerwowana rozglądając się za zagrożeniem. Jej oczy napotkały jakiegoś wilka, wychodzącego sobie spokojnie z jaskini. No tak, wciąż przecież jeszcze nie odeszła daleko. Współlokator jaskini przywitał się z nią ciepło, a Shira tylko kiwnęła nieśmiało łbem. Szybko stwierdziła, że koniecznie musi czym prędzej odejść gdzieś dalej stąd. 

 

Od razu wdrożyła swój mały plan w życie. Pokicała na wschód, zostawiając jaskinię daleko za sobą. Coraz to nowe, małe grudki ze śniegu osadzały się na jej sierści, ale nie przeszkadzało jej to. Nawet chłód, a bardziej mróz tego dnia, jej nie przeszkadzał. Zimny wiatr muskał jej grube futro, nieproszony przemykał subtelnie między kosmykami białej, nieskazitelnie czystej sierści.

 

Waderka oczarowanym wzrokiem rozejrzała się wokół. Pozbawione liści kikuty wystające z ziemi, zwykle zwane drzewami, teraz już nie były takie gołe. Na każdej nienaruszonej jeszcze gałęzi spokojnie spoczywał śnieg, mieniąc się w słońcu. Chude łapy błękitnookiej zatapiały się delikatnie, tworząc przyjemny chrzęst i zostawiając wyraźne ślady. Odznaczały każdy krok, jaki tylko Shira postawiła za sobą, jakby stempelki. Lekki uśmiech nie schodził z jej pyszczka. Kiedy tego śniegu tyle napadało? Nie wiedziała, ale nie sprawiało to problemu. Nic nie szkodzi. 

 

Taki śliczny, nienaruszony krajobraz. Aż żal byłoby go psuć. Ale… Prędzej czy później i tak się zniszczy, więc… Dlaczego by nie zepsuć go już teraz? Wadera czuła, jak te piękne kupki śniegu na gałęziach wołają ją, żeby je zrzuciła.

 

"Shira, Shira, no chodź do nas! Pobaw się z nami!" krzyczały dziecięcym głosem. Jak? Nie pytajcie. Ale Shira nie mogła się im oprzeć. Rozłożyła skrzydła, a machając nimi, wznieciła miniaturową burzę śnieżną, gdyż nieuklepane jeszcze śnieżynki łatwo poddały się nagłemu podmuchowi sztucznego wiatru. Białofutra po kilku machnięciach skrzydeł doleciała do pierwszego lepszego drzewa i usiadła na jego gałęzi, zupełnie nie zważając ani na swoje rozmiary, ani na wytrzymałość przerośniętego patyka. Radośnie zaczęła potrząsać gałęzią. Ruch spowodował, że kupa śniegu rozpoczęła krótki lot w dół… 

 

Od kiedy zaspy krzyczą? Shira była pewna, że słyszała stłumiony krzyk. Zeskoczyła z gałęzi i w jednej sekundzie znalazła się na dole, dosłownie pyskiem w pysk z… Inną waderą. Niemalże całą przykrytą pokaźną kupą śnieżnego puchu. Z Harmony. Kojarzyła ją już, po kilku wcześniejszych, acz przelotnych spotkaniach. Nagle wyrwała się z małego zamyślenia, w które już zdążyła popaść, i odsunęła się gwałtownie o krok, gdyż zdała sobie sprawę, że pewnie wyglądała, jakby wpatrywała się prosto w oczy wadery. Serce zabiło jej dwukrotnie szybciej, kiedy zdała sobie sprawę w jaką niezręczną sytuację wpakowała ich dwójkę.

 

– Prze-prze… Przepraszam…! – wydusiła dosyć głośno jak na siebie. 

Nieco zaskoczony wzrok przysypanej wadery spoczął na skruszonej Shirze.

– Nic się przecież nie stało – zaśmiała się perliście.

 

Białofutra i tak czuła się winna, chciała jakoś pomóc, bo przecież Harmony musi być zimno! Bardzo, bardzo zimno! Spuściła łeb w przepraszającym geście, ale jej rozbiegane oczy szukały rozwiązania. W końcu, machnęła mocno skrzydłami, tylko odrobinkę wspomagając się magią wiatru. Biały puch poderwał się w powietrze, wirując dookoła wader przez krótką chwilę i mieniąc się ślicznie w pełnym słońcu. Później opadł, a wraz z nim napięcie Shiry. Już, gotowe. Pomogła, udało jej się. Uśmiechnęła się lekko, nieśmiało. Opuściła wzrok na swoje łapy, które w tamtym momencie wydały się nad wyraz ciekawe. Gdyby miała odwagę, zapytałaby o wspólną zabawę. Ale… Nie miała.