Zimny chłód przeszył ciało wadery, która bezskutecznie próbowała zagrzać zmarznięte łapy w jaskini. Po krótkim rozeznaniu, nie tylko ona miała ten problem - dzisiejszy dzień był wyjątkowo mroźny. Z wielką niechęcią wynurzyła się z chłodnej, ale jednak cieplejszej niż temperatura na dworze jaskini. Tego dnia miała w planach poszukanie czegoś cieplejszego na posłanie, chociaż nie miała pojęcia jak jej to wyjdzie.
Na szczęście na razie nie padał śnieg, a jedynie nieprzyjemna, zimna mżawka lała się z nieba.. Na zewnątrz jedynie łowcy znosili zdobytą zwierzynę, a cała reszta wilków chowała się w swoich jaskiniach. Z każdym krokiem czarne łapy Savilli zamieniały się w błotne ombre, już nie wspominając o białej plamce na łapie... Zanim ją doczyści, chyba miną wieki. Westchnęła cicho zwalniając lekko kroku, bo błotna panierka na łapach w zupełności jej wystarczy - nie zamierzała zmieniać maści swojej sierści na brunatną po jednym, krótkim spacerze. Po chwili lekka mżawka zmieniła się w dość mocno padający, lodowaty deszcz. Jedynym plusem tej całej sytuacji jest fakt, że przynajmniej łapy wróciły do dawnego koloru, ale ociekały z wody - wadera na razie nie myślała o tym, że wkrótce będzie z tego powodu praktycznie zamarzać. Ostatecznie kroki wadery skierowały się ku Magicznej Drodze, w sumie nie wiedziała dlaczego - przecież raczej nie znajdzie tam nie zmrożonego mchu, w ogóle jakiegokolwiek mchu raczej tam nie znajdzie. Spokojnym truchcikiem skierowała swoje już trochę zmarznięte łapy w stronę tejże ścieżki. Kiedy nareszcie tam dotarła, uznała że było warto lekko zmęczyć łapy.
Tęczowe barwy drzew przepięknie odbijały się w kałużach na ziemi, jakby cała przyroda ze sobą współpracowała. Wadera uwielbiała spędzać tutaj czas, no może nie specjalnie kiedy z nieba lały się potężne krople deszczu, ale nie zawsze ma się wszystko, co się chce. Savilla zatrzymała się na początku ścieżki i delikatnie zapatrzyła na jedną z kałuż.
Nie wiedząc nawet kiedy, przezroczyste krople deszczu stopniowo zaczęły przemieniać się w śnieg. Na początku małe i nieśmiałe płatki śniegu, zaczynały pokrywać futro wilczycy. Westchnęła cicho... jak nie błotna, to śnieżna panierka. Spojrzała w górę i od razu spodobał jej się widok - małe śnieżynki zajmowały wcześniejsze miejsce kałuż na ziemi, stopniowo zmieniając krajobraz na biały. Wciąż odbijająca się tęcza od rosnących drzew wyglądała jeszcze ładniej, gdy na ziemi zamieszkał biały kocyk. Powolne kroki wadery skrzypiały na śniegu, który coraz odważniej zaczynał spadać na ziemię. O ile deszcz przeszkadzał waderze, to delikatnie płatki śniegu mogły padać cały czas - przynajmniej wtedy zima miała swój urok, a nie tylko ukazywała swoją ponurą i mokrą złośliwość.
Kilka płatków śniegu później....
Śniegu przybywało, a ze spokojnego truchtu wadera musiała momentami wręcz podskakiwać. Postanowiła, że to czas aby wracać do swojej cieplutkiej jaskini, bo domyślała się, że dzisiejsze ćwiczenia zwiadowcze ma raczej odwołane, a co najwyżej wywlecze się na nie później z legowiska. Cel jej podróży zmienił się diametralnie, bo z poszukiwania jakiegoś ocieplenia dla legowiska, zaczęła podziwiać uroki tej lodowatej pory roku. Łapy same niosły ją bardzo okrężną drogą - może im samym spodobało się zimowe podłoże? Bliżej samej doliny śniegu było trochę mniej, ale dalej dość intensywnie prószył. Na Beztroskiej Polanie widać było kilka wyrobionych, pojedynczych śladów wyrobionych przez wilki, które gdzieś podróżowały - może w podobnym celu, co Savilla.
Niestety, przy jaskini okazało się, że mała warstwa śniegu była tylko na dole doliny, w jaskiniach robiło się o wiele weselej. Wilki, których legowiska były szczególnie najbliżej wejścia, teraz łapami pozbywały się śniegu w sporych ilościach. Mimo, że legowisko wadery i Maxa było zdecydowanie w głębi, jeśli nie najgłębiej ze wszystkich znajdujących się w jaskini, to i tak postanowiła pomóc wilkom, które zmagały się ze skutkiem śniegu na wejściu do ich mieszkania. W końcu co jak co, ale jeśli nie będzie dało się tu wejść, waderze nic nie da legowisko w nieośnieżonej głębi.
Wspólnymi siłami wilkom udało się w końcu pozbyć znacznej części białego puchu. Niektórzy z mieszkańców jaskini postanowili przenieść swoje legowiska w głąb, przynajmniej na zimowy czas. Odsuwając się od reszty, co by nikomu nie zgotować zimnej kąpieli, otrzepała się jak najdokładniej mogła i udała się do swojego legowiska, w którym smacznie odpoczywał sobie Max. Chwilę krążyła wokół i ostatecznie wybrała sobie miejsce, w którym się ułoży. Ciepło basiora zaczynało ją rozgrzewać, chociaż pewnie on miał dokładnie odwrotne odczucie. Zwinęła się w maksymalny możliwy kłębek, żeby nie tracić swojego ciepła i przymknęła oczy. Śniło jej się cieplutkie posłanie - może faktycznie zamiast podziwiać widoki powinna znaleźć coś ciepłego do spania. Myślami wróciła do czasów, jak razem z Sevillą i Foxillą razem grzały się zimą... Też taktyka, z której tak w zasadzie teraz korzystała, grzejąc się w cieple Max'a, który nie uprawiał tak dzikich wycieczek jak ona. Zapewne wkrótce jej "grzałka" się obudzi, bo zrobi jej się zimno, ale na razie Savi korzystała z dobroci posiadania partnera. Delikatnie wtuliła się w Maxa jeszcze bardziej i ostatecznie odeszła do krainy snów, mimo, że było ledwie południe, lekka drzemka nie zaszkodzi.
KONIEC