· 

Górski Nieprzyjaciel [Część #16] Ratunek

Śpij już...-delikatnie wyszeptałem do wroga, który powoli szedł do snu po trafieniu w szyję oponenta ziołami usypiającymi. Zadziałały dość szybko, a on sam szybko odszedł w objęcia morfeusza. Wyciągnąłem z torby sznur i związałem jego łapy, zabezpieczyłem i poszedłem dalej w stronę bazy wroga. Udało mi się obezwładnić już 5 wilków, dalsze działania tylko zdradzały tylko mój kamuflaż, zaraz mogłem zostać wykryty.... 

 

Delikatnie trzepotanie skrzydeł już zdradziło, co nadchodzi. Gołąb usiadł delikatnie na moim barku. Zdecydowanym chwytem złapałem go i wyciągnąłem spod jego pazurów mały liścik z wiadomością dla mnie. Szybkie rozwiniecie i już podejmowałem zdecydowane działania. Z torby wyciągnąłem łatwopalny płyn, wylałem na grot strzały i nałożyłem ją na cięciwę, która po chwili rozbrzmiała cichym brzdękiem i powędrowała w górę, po chwili wybuchając dźwięcznie, tworząc imitacje flary ostrzegawczej. Wiadomość brzmiała: Wycofujemy się. Odwróciłem się i obok przeleciała wystrzelony bełt, ścinając mi delikatnie policzek. Szybka teleportacja i przeciwnik, czekający na idealny moment, aby mnie unieszkodliwić, został obalony. Szósty, zaczynam się wczuwać w to całe niezabijanie, nawet ciekawa sprawa, a każdy może zostać później naszym sojusznikiem. Szybki węzeł i lecimy dalej w odwrót. Umówiony punkt odwrotu znajdował się pomiędzy drzewami, dość dobrze osłoniony, jednak nie mogłem się tam kierować. Za mną słyszałem masę łap, uderzających o ściółkę leśną, co zdecydowanie nie było miłym odgłosem. Biegłem dalej, kierowałem się na północ, nie zdradzając naszego punktu spotkań, jednak nie wiedziałem, czy ich zgubię. Nie mogłem użyć teleportacji, moje rany po ostatnim jeszcze się nie zagoiły, chociaż nikomu o tym nie powiedziałem. Nie chciałem, aby ktokolwiek się nade mnie litował, więc zachowałem tę informację dla siebie. Udało mi się sprytnie schować przy drzewie i chwilowo zmusić ich do poszukiwań. Będzie ciężko, nie widzę, żeby ktokolwiek mógł pójść i mi pomóc. 

 

Zdjąłem osłonę ze strzykawki i wstrzyknąłem sobie zawartość prosto w szyję, zabawmy się, jak to mówią. Arelion dobrze wiedział, że byłem ranny. Zapewne dlatego dał mi ten lek znieczulający, więc duży szacunek dla niego, chociaż nie zbyt za nim przepadam. W tym momencie wyciągnąłem sztylet i powoli wstałem. Od razu mnie zauważyli i w moją stronę powędrowało kilka strzał, leciały prosto we mnie, jednak wiedziałem, że żadna nie trafi. Szybko je uniknąłem, ostatnią odbijając ostrzem i powędrowałem do przodu. Oponent z pierwszej linii nie spodziewał się raczej szybkiego przejścia na jego plecy i zdecydowanie wbiłem mu strzałkę ze środkiem obezwładniającym. Były one dość skuteczne, jednak miałem ich tylko 5 sztuk. Policzyłem je wcześniej, więc bez problemu powinno wystarczyć. Drugi, trzeci, czwarty, piąty. Wszyscy. Już prawie kończy się działanie leku znieczulającego, muszę szybko...

 

Poczułem nagle przeszywający ból w prawej łapie, szybkie spojrzenie i widziałem przestrzeloną na wylot grotem strzały. Odwróciłem się i szybko dobiegłem do wilka, który znikąd się pojawił. Nie zdążył nawet nałożyć kolejnej strzały na cięciwę, a szybkim ruchem przeszyłem jego gardło grotem mojego sztyletu. 

 

- Przepraszam.- wyciągnąłem i jednym ruchem wyrzuciłem swoją broń w przeciwnika, który myślał, że zdoła uciec. Wiem, mieliśmy nie zabijać, jednak ta sytuacja była inna...

Uczucie bólu wróciło, działanie leku znieczulającego minęło, a ja momentalnie zacząłem kuleć na tą łapę. 

-Cholera, muszę się teraz dostać do punktu...-mój monolog, poprowadzony pod nosem przerwały kolejne świsty strzał. Wiedziałem, że nie uniknę, nie było takich czas. Jedynym sposobem była teleportacja, jednak jej nawet nie zdążyłem użyć. 

 

Jedyne co usłyszałem na koniec to tylko uderzenie o coś twardego i opadające połamane strzały na ściółkę leśną. Hm, z czego co wiem, nie potrafię takiej magii. Delikatna, łapa wadery znalazła się na moim lewym barku. Spojrzałem w górę i ujrzałem samą królową walkirii, której dotyk jednak nie był aż tak twardy jak sądziłem. 

 

-Tak trudno trafić do punktu?- oczywiście, przepełnione sarkazmem zdanie zostało przerwane poprzez krzyki wrogów i po chwili mocny huk, który obalił oponentów. Nie wiedziałem, że Alessa ma w sobie tyle siły, a tu takie zaskoczenie. Nie powiem, ciekawy widok, szczególnie że słońce właśnie wstało, odsłaniając ją pełną posturę. Jak na waderę, jest dość dobrze wytrenowana-pomyślałem i szybko oddaliłem się w stronę zbiórki. Po drodze założyłem bandaż na ranę i posłałem Akanosa do przekazania wiadomości,  a sam udałem się do Alice w celu wyciągnięcia tej ***** strzały!

 

C.D.N.

 

>Alice?<