Gdy tylko usłyszałem, że ich alfa jest w stanie kontrolować wilki swoją mocą, przewinęło mi się przez łeb tysiące różnych pytań i odpowiedzi, w końcu skoro to potrafi na początku może nie chcieć nas pozabijać, tylko przejąć nad nami kontrolę, w końcu kilka półbogów, herosów czy walkirii byłoby wręcz idealnym trofeum na znak jego zwycięstwa, resztę pewnie by zabił ewentualnie próbował przekupić, czasem nawet wielkie serca przekupuje żądza bogactw.
- Polecam nie utrzymywać kontaktu wzrokowego z Erastem, nie wiemy jak on przejmuje władzę nad innymi, dopóki tego nie odkryjemy lepiej być ostrożnym. - oznajmiłem wilkom, które zostały pod naszą opieką.
W miejscu w którym się znajdowaliśmy panował półmrok, oraz co było dla mnie dość dziwne, nie dostrzegłem ani jednego grzyba czy krzty mchu. Pewnie ktoś obawiał się, że w rękach magów może stać się to śmiertelną bronią a może nawet jego zgubą.
Po powrocie Alessy zabrałem swój oddział na lekkie zwiady, kazałem im szukać nawet najmniejszych rzeczy, od śladów łap i dziwnych zapachów po krew czy rośliny, można się pobawić w zdejmowanie uroku jak uda się znaleźć cokolwiek pożytecznego. Dałem im też takie pseudo komunikatory magiczne skalibrowane z moim, wystarczy, że potrą je dwa razy w lewo a magia wyśle się do mojego, zabarwiona na czerwono co będzie oznaczać kłopoty, natomiast jeżeli potrą w prawo zabarwi się na niebiesko, co ma oznaczać, że coś mają i jestem potrzebny i mam się udać do miejsca w którym się rozdzielami. Jako ich dowódca nie mogłem zostawić ich bez żadnej komunikacji, mimo wszystko mam ich na sumieniu i nie darowałbym sobie gdyby coś się stało któremukolwiek z nich. Rozdzieliłem ich następująco: Tarou i Max poszli razem, Midnight poszedł sam tak samo jak ja, wiedziałem, że ten basior poradzi sobie doskonale sam, a towarzystwo może nawet go rozpraszać.
Tak oto każdy z nas poszedł w swoją stronę, przez chwilę jeszcze słyszałem ich kroki czy też sylwetki, jednak po kilku metrach rozdzieliły nas skalne korytarze. Było dla mnie dziwnym, że mimo braku jakiegokolwiek źródła światła było tu w miarę widno, na tyle, że widziałem dokładnie ściany, kamienie i inne stalaktyty. Otaczała mnie woń lekkiej wilgoci i paru wilków, prawdopodobnie zwiadowcy albo jakieś podrostki. Trzeba być uważnym, tak naprawdę nie wiem, do czego są oni zdolni.
Po dość krótkim odstępie czasu wyczułem coś dziwnego, nie byłem w stanie stwierdzić co dokładnie, pierwszy raz spotykam się z czymś takim, jednak musiałem zdobyć jak najwięcej informacji nie licząc się z przelaną krwią, jednak zwiększyłem swoją i tak już wzmożoną czujność. Przed wejściem do jakiegoś małego pomieszczenia dobiegł mnie dźwięk dość niezgrabnego oddechu oraz przestępowanie z łapy na łapę, w tym momencie już wiedziałem, że mam towarzystwo, na szczęście tylko jednego wilka. Zacząłem się skradać do tego miejsca najciszej jak tylko umiałem. Zobaczyłem sylwetkę jednego dość dużego wilka, prawdopodobnie mało zwinny z silnym uderzeniem. Stwierdziłem, że nie ma co się patyczkować, rzuciłem się od razu na niego z zębami, stwierdziłem, że nie ma sensu pokazywać swej broni. W ramach odzewu usłyszałem cichy lecz dobrze słyszalny basowy warkot. Basior zamachnął się swą łapą, jednak zrobił to wolniej niż każdy inny zwiadowca, bez problemu tego uniknąłem, jednak co mnie lekko zaniepokoiło, miejsce gdzie uderzył łapą o grunt pękła skała. Skoro o robi z twardym kamieniem to co on może zrobić kośćmi, szczerze nie chciałem tego testować. Zanim się zamachnął znowu na mnie, skoczyłem na jego grzbiet i chwyciłem się z całej siły jego skóry. On za to zaczął skakać po ścianach w celach zmiażdżenia mnie, jeden cios przyjąłem na siebie jednak przed drugim szybko uskoczyłem, efektem czego wróg obił się z dużym impetem o ścianę. Zawarczał on z jeszcze większą nienawiścią niż wcześniej i ruszył na mnie szarżą. Mi udało się znów odskoczyć, szybko się odwróciłem i zaatakowałem go od strony pleców i wgryzłem się z lewą tylną nogę, nie spodziewałem się po nim takiej zwinności, on momentalnie się odwrócił i zaatakował mnie, udało mi się naszczęście tego uniknąć, no prawie, poczułem przeszywający ból w lewym uchu, zaraz po tym poczułem jak krew leje się strumieniem na mój kark i czoło. oberwałem, na szczęście w najmniej dotkliwe miejsce. Dzięki tym obrażeniom, adrenalina wpłynęła do mojej krwi i dodała mi wiele odwagi, wskoczyłem jednym mocnym susem na wilka i z całej swej siły przyłożyłem mu w potylicę. Dzięki czemu obcy wilk stracił przytomność. Stałem chwilę nad nieprzytomnym i myślałem co dalej, wyjąłem line z sakwy, związałem mu pysk, łapy i zacząłem go ciągnąć do reszty wilków. Miałem cichą nadzieję, że jak się ocknie coś z niego wyciągniemy a jak nic to choć poeksperymentuje nad tą całą dziwną mocą, którą czuć z daleka od niego.
Gdy tak szedłem w kierunku miejsca gdzie ostatnio widziałem inne wilki z mojej watahy, przypomniało mi się, że tak jakby mam rozwalone doszczętnie ucho i to do takiego stopnia, że moja regeneracja nie tamuje krwotoku, będę musiał wycofać się jak najszybciej. Gdy byłem w połowie drogi powrotnej, doszedł do mnie niebieski sygnał od moich wilczków, przyspieszyłem więc kroku ciągnąc związanego jeńca, który nadal był nieprzytomny. Wilkiem który wysłał sygnał był Mid.
- Coś się stało? - zapytałem się go.
Wilk widać był trochę zszokowany widokiem mojego jeńca, ale momentalnie się otrząsnął.
- Znalazłem parę grzybów, jednak moja droga była ślepym zaułkiem. - powiedział basior
- I tak dobrze się spisałeś, idź do reszty jak muszę iść opatrzyć ucho i zaprowadzić mojego gościa do reszty, może uda się coś z niego wyciągnąć. - z lekkim uśmiechem powiedziałem do niego.
On tylko skinął głową i poszedł w kierunku, w którym pozostała część teamu poszła. Ja nie tracąc czasu pospiesznie podreptałem w kierunku w którym podążałem.
Dotarłszy do mego miejsca docelowego, alfa zmierzyła mnie lekko wzrokiem:
- Spokojnie, on żyje. Przyda mi się, sprawdzę czy idzie ten urok jakoś zdjąć, a jak dojdzie do siebie możliwe, że wyciśniemy z niego pare ciekawych informacji. - tłumaczyłem się jej
- No dobra, zawsze coś. Umiejętność zdjęcia tego czegoś może być bardzo pomocna. - zgodziła się ze mną Alessa. - Teraz idź migiem do medyków, bo się jeszcze wykrwawisz. - Stanowczo powiedziała.
- Jeszcze tylko jedno, ja nie wiem co jest z tym wilkiem nie tak ale on kruszy skały, zgaduję, że jest w stanie zrobić dokładnie to samo z kośćmi, moje ucho to tylko zahaczenie jego pazura. Przekaż to reszcie, niech nie dadzą się trafić, a na dodatek w tych korytarzach panuje mroczna aura, aż jeży futro na grzbiecie. - zdałem swój raport. - Wrócę najszybciej jak się da. - Wybiegłem z jaskini w kierunku naszej bazy medycznej.
Szczerze, dawno nie biegłem tak szybko, dosłownie w parę minutek, byłem tam gdzie chciałem być. Etria ewidentnie zrobiła duże oczy, rzuciła wszystko i zabrała się do pomocy mi, byłem poza rodzącą waderą jedynym rannym, mam nadzieję, że ostatnim oraz, że nie wrócę tutaj więcej. Wadera sprawnie i szybko się mną zajęła, odkaziła nawet rany na brzuchu o których nawet nie wiedziałem. Grzecznie jej podziękowałem i równie szybko wróciłem do jaskini i zająłem się naszym delikwentem próbując mi wszystkich znanych metod, od okręgów alchemicznych po wykorzystywanie innych rzeczy które mogłem tu znaleźć. Przy okazji nie spuszczając wzroku z medalionu, byłem gotowy na każdą ewentualność by rzucić wszystko i pognać na pomoc moim wilkom. Pozostało mi teraz czekać, aż on się ocknie i przekonać się czy moje starania cokolwiek pomogły.
C.D.N
<Vesno?>