Kiedy usłyszałem, że Alessa zwołuje zgromadzenie, ruszyłem biegiem n Beztroską polane. Zatrzymałem się z poślizgiem, o mało co nie wpadłem na Kathię. Okazało się, że Midnight został zaatakowany przez bce nm wilki. Podczas ich spotkania dowiedział się, że szykują atak na nas, więc oczywiście ktoś musiał się zgłosić do walki, Savi też najwidoczniej chciała bronić watahę. Kiedy na polanie zostały jedynie wilki które się zgłosiły, Alessa zaczęła wydzielać każdemu rolę w oddziałach, okazało się, będę rozdzielony z moją ukochaną. Razem ruszyliśmy w stronę obozu.
-Jesteś pewna, że dasz sobie radę beze mnie u boku?- wiedziałem, że da sobie radę, ale czułem, że ja nie dam.
- Tak, nie musisz się o mnie martwić- odparła. Spytałem ją jeszcze parę razy, po czym dałem jej spokój z tym tematem. Zbliżała się pora treningu Savilli, a mój był trochę później więc postanowiłem z nią pójść. Usiadłem na uboczu i przyglądałem się uważnie, Vesna ciekawie prowadziła trening. Kiedy był koniec treningu wadery, musiałem biegiem ruszyć na miejsce spotkania. Arelion już czekał na wszystkich, poczekaliśmy chwilę na innych i zaczął się mój trening, akurat trafiłem na bardziej doświadczonych członków oddziału, więc musiałem się postarać, aby choć na chwilę ich powalić. Kiedy skończyliśmy wróciłem do jaskini Przejścia, właśnie wchodziłem kiedy czarna wadera podniosła swój łeb i spojrzała na mnie swoimi czerwonymi oczami. Zadałem jej jedno pytanie dotyczące walki, po czym spytała mnie o trening. Czułem, że nie chce mówić o tej całej bitwie. Przez chwilę nastała cisza, po czym podszedłem do ukochanej, ona usiadła i zaczęliśmy się przytulać. Trąciłam mnie nosem i podeszła do siostry Adi, Sav zamieniła z nią chyba kilka słów i wyszła z jaskini, postanowiłem, że jej po towarzysze, jednak wadera wstała i poszła, usłyszałem jedynie równomierne ostrzenie sztyletów. Wróciłem na miejsce gdzie sypiam z Savillą i czekałem, już przysypiałem, kiedy Sav wróciła. Wstałem i ułożyłem się z samką, ona dość szybko zasnęła, ja trochę później, położyłem łeb na niej i zasnąłem.
Byłem na terenie, który już widziałem, było to samo miejsce gdzie mnie ludzie zostawili, tylko zamiast nich widziałem… nie, Watahę Wilków Burzy.
-Zawiodłeś nas na polu walki, gdyby nie inni to by już nas nie było, a ty wtedy stałeś i podczas pojawiania nie opierałeś się, a kiedy było po wszystkim ty przyszedłeś bez ani jednego zadrapania, wyglądało to jakbyś był z nimi- przemówiła Alessa, w jej oczach była rządzą śmierci. Obok niej była Adi, Kathia, Alice, Vesna, Raksha, Arelion, Tarou i… nie, Saville, która trzymała sztylet. U każdego widziałem chęć… mojej śmierci.
- To nie prawda… sam nie wiem czemu wyszedłem stamtąd bez szwanku- chciałem uciec, ale otoczyli mnie z innymi członkami watahy. Nagle poczułem, że jestem przykuty do ziemi, a w moją stronę ruszyła Savillą. Przewaliła mnie na ziemię i przyłożyła sztylet do mojej szyi. Zrobiła ruch…
Obudziłem się z przerażeniem w oczach.
-To był tylko sen- powiedziałem. Zdałem sobie sprawę, że Sav już wyszła z jaskini, czyli jest już na zbiórce. Wziąłem pochwy na sztylety które Lunek wziął. Popędziłem na miejsce spotkania do wymarszu. Każdy był już przy swoim przywódcy oddziału do którego należał, dołączyłem w samą porę. Zamieniłem jeszcze parę słów z partnerką, kiedy z nią rozmawiałem nie chciałem, aby w moim głosie można było usłyszeć strach lub coś innego. Arelion szybko podał mi moje sztylety które schowałem i Alessa z Arelionem zaczęli sprawdzać czy wszyscy są. Każdy był gotów, jednak ja czułem nie pewność, co jeśli mój sen się spełni, co jeśli Sav lub ja polegniemy na polu walki, co jeśli przegramy?! Na to nikt nie mógł mi odpowiedzieć, z zamyślenia wyrwał mnie głos Alessy.
C.D.N
<Alesso?>