· 

Spragniony Nowego Wschodu #1

Wilgotna, miękka ziemia, przypominająca bardziej błoto aniżeli solidny grunt delikatnie ugniatała się pod ciężarem łap wędrującego samotnie wilka. O jego kawowo-beżowe boki ocierały się wysokie chaszcze, zostawiając po sobie kilka rzepów, parę połamanych gałązek i jasne, lśniące w świetle wschodzącego słońca krople deszczu, które ukryły się wśród traw. Ostatnia woda osadzona wysoko na koronach drzew zbierała się na koniec liści, by później z gracją roztrzaskać się o ziemię lub kolejną roślinność parę metrów niżej. Niektóre z zagubionych wodnych kryształów spadały na ciężki grzbiet basiora, wywołując na skórze nieprzyjemny, jednak krótki dreszcz. Jego zmęczone oko wodziło po morzu zgniłej zieleni i brązów, z którego gdzieniegdzie wylatywały wystraszone obcą obecnością ptaki. Do jego nosa oprócz przemytego porannego powietrza dopływała jeszcze woń świeżego lasu po deszczu i dziwny, obcy zapach drażniący jego delikatny narząd węchu. Zapach innych wilków. Spora ilość. Wataha? Z niewielkim, ledwo tlącym się płomieniem nadziei basior parł dalej na przód, licząc na to, że przynajmniej zostawią go przy życiu. Jedynym, co szukał na ich terenach, był łyk wody i ewentualnie niewielki królik, żeby przeżyć następny tydzień. Jego łapy niosły go powoli przed siebie, z każdym uderzeniem serca coraz bardziej łaknąc odpoczynku. Jego determinacja niosła go do przodu. Dobrze wiedział, że bez wody długo przeżyje, a jeśli teraz, że już się nie obudzi, kończąc żywot jako strawa dla kruków. I chociaż wciąż cierpiał i męczył się przez stratę ukochanej, nie mógł sobie pozwolić na śmierć.

Nim odnalazł wyjście z niemalże niekończącego się leśnego labiryntu, słońce górowało już nad jego głową, przebijając się z determinacją między chmurami. Hede uniósł łeb i spojrzał na szarawobłękitny nieboskłon rozciągający się nad polaną. Wykończony wilk przymknął oko i wziął głęboki wdech. Przytrzymał chłodnawe powietrze w płucach, po czym ze świstem wypuścił nosem. Pozwoliło mu to nie tylko na chwilowy odpoczynek - dzięki zamkniętemu ślepiu odzyskał skupienie i poukładać myśli w głowie. Powęszył jeszcze chwile, po czym zwrócił się w stronę brzegu lasu i polany, za najbliższym zapachem wody. Był blisko. Musiał być. Resztami sił przyśpieszył kroku, czując, jak zbliża się do źródła wyczekiwanej woni. Wkrótce opłynęło go błogie uczucie ulgi, gdy do jego uszu dobiegł szum i ciągły plus wody.

Krok.

Kolejny.

Ciężki trucht zmienił się w bieg.

Dźwięk nasilał się. Powoli jego całe ciało zaczęła obiegać lekka bryza wydostająca się spod wodospadu. Aż w końcu, basior mógł wypuścić nieświadomie wstrzymywany oddech. Dotarł do spokojnie wijącego się strumienia. Widok ukoił jego myśli i nim zdążył pomyśleć o czymkolwiek innym, jego spragnione ciało wyrwało się do wody. Jego pysk niemalże wbił się w czystą taflę, topiąc wokół niego spokojne szklane błonie. Łapczywie chwytał kolejne łyki wody, przełykając cokolwiek, co znalazło się na jego języku. Wkrótce jego pragnienie uciszyło się, a wilk legnął na brzegu wody, chłodząc zmarnowane ciało. Jego bok unosił się rytmicznie, tworząc na oblegającej go cieczy niewielkie fale. Jednak nawet leżąc, basior nie mógł opuścić gardy. Musiał zachować czujność, dlatego jego zdrowe oko wodziło po okolicy, szukając możliwego niebezpieczeństwa. I nagle zamarł, dostrzegając nienaturalny ruch w prawdopodobnie pobliskim gąszczu. Zaalarmowany uniósł ciężki łeb, węsząc nosem. Wilk. Członek tutejszej watahy. Nie mógł określić, jak daleko był na podstawie wzroku. Wyostrzył słuch, próbując zlokalizować w przestrzeni możliwego przeciwnika. Hede z trudem się podniósł, a jego mokre futro ciążyło mu jednej stronie ciała. W końcu, pomiędzy drzewami i wysokimi chaszczami pojawił się spokojny, jednak skupiony pysk jakiejś wadery. Posiadała sciemno-szarą szatę, która przy jej czarnym jak smoła nosie przybierała ciemniejszą barwę. Jej szmaragdowe oczy z ostrożnością wbiły się w pół siedzącego niedaleko basiora, który zastygł w miejscu niczym kamienny posąg. Po chwili ciszy, wilczyca powolnym krokiem podeszła minimalnie bliżej, odsłaniając reszte ciała. Hede ostrożnie przyglądał się przybyszce, próbując wyszukać jakichkolwiek oznak agresji wobec niego, nie ruszając się przy tym o krok. Nie miał zamiaru jej prowokować. W końcu pół ślepy wilk schylił łeb, położył po sobie uszy i odwrócił wzrok, pokazując, że nie ma złych zamiarów i nie zamierza podejmować ewentualnej walki.

 

C.D.N.

 

<Etrio?>