- Dlaczego w ogóle mam tam iść?-
- Mnie nie pytaj, sam chciałeś się tutaj wybrać-odpowiedział zburzony jak zawsze, dlaczego zadaje mu to pytanie? Ponieważ postanowiłem wybrać się w okoliczne góry, a sama ta podstawa nie byłaby dziwna, gdyby nie fakt, że dzieli je od mojej jaskini 15 km ! Ależ oczywiście, jak pan lodowy feniks jest przeziębiony, to muszę iść po specjalny kwiat, którego nigdzie indziej nie widziano, tylko tam. Jak niby lodowe, śnieżne stworzenie może się rozchorować? Rozumiem coś poważniejszego, ale on ma katar, bo go „przewiało”. Ja do tego nie mam głowy, chyba jestem za stary na to.
- Jestem za stary już Akanos?-zapytałem swojego pupila, który jedynie wzruszył skrzydłami.
- A młody jesteś?
--- Coś tam jeszcze umiem, przynajmniej nikt mi nie rozkazuje-w tym samym momencie obaj zaśmialiśmy się, jednak obaj nie byliśmy zadowoleni z faktu, iż Red odeszła. Poszła bez słowa, szukałem ją wtedy 2 dni. Całe 48h bez jedzenia I snu, aż odpuściłem. No cóż, czasem trzeba się z pewnymi kwestiami pogodzić I iść dalej, prawda?
Podchodziliśmy już do pierwszych pięter góry, powoli wspinaliśmy się do góry. Na nasze szczęście ścieżka nie była oglodzona I mogliśmy bez problemu iść w stronę jaskini, która była gdzieś po drugiej stronie. Oczywiście w drodze na górę, Akanos zasnął I kontynuowałem pieszą wędrówkę samotnie, słysząc jak mój towarzysz oddycha przez dziub, wydając przy tym dźwięki podobne do chrapania. Ptaki mogą w ogóle chrapać?
-AŁA-krzyknąłem I złapałem się za głowę. Kamień, który we mnie uderzył, nie był wielki, jednak wysokość, z której spadł, nadał mu odpowiednia szybkość. Spojrzałem się w górę I zobaczyłem tylko, jak cień znika za głazy I rozpływa się w tamtejszej ciemności. Czyżby ktoś przyszedł ze mną tutaj? Ktoś od nas mieszka tutaj? Kiedy, jak, nie miałem takich informacji, aby ktokolwiek tutaj przesiadywał. Może ktoś wybrnął się na wycieczkę? Duża ilość pytań, a brak odpowiedzi. Postanowiłem zachować ostrożność I dalej iść w stronę góry, trzymając łapę na pasie z bronią.
Kolejne metry stawały się coraz cięższe, a ja powoli zapominałem o bólu głowy I dziwnym wypadku, moje łapy wyraźnie wskazywały na odpoczynek, słońce tego dnia bardzo prześwietlało na zbocze góry, na którym się znajdowałem. Po krótkim zwiadzie udało mi się znaleźć miejsce, w którym mógłbym odpocząć, a porażające światło chowało się za ogromne skały. Wskoczyłem do środka I ułożyłem się delikatnie, wyciągając z torby butelkę wody. Ściągnąłem kilka łyków I spojrzałem na towarzysza, który wyraźnie odpoczął I od razu obudził się na dźwięk orzeźwiającego napoju. Podałem mu I razem odpoczywaliśmy, powiedziałbym, aż za długo, gdyż po długich godzinach wędrówki moje oczy same kładły się do snu i wreszcie zasnąłem, zapominając o świecie na zewnątrz mnie.
Obudziły mnie dopiero dziwne hałasy wokół mnie, po otworzeniu powiek stwierdziłem, że było już ciemno I nie uda mi się dostać na górę tego dnia, jednak sprawa odgłosów najbardziej mnie zaciekawiła. Wokół siebie nie widziałem żadnych świateł, jedynie rozmowy w języku, który znałem, jednak odległość mocno ograniczała moją zdolność rozumienia. Powoli wstałem, o dziwo Akanos również nie spał I nasłuchiwał. Spojrzałem na niego telepatycznie, a on odpowiedział telepatycznie, że nie wie, co oni mówią. Stwierdziłem, że sam sprawdzę, więc powoli wyszedłem z ukrycia I udałem się po cienku w ich stronę. Masa drzew oraz mała ilość kamieni zdecydowanie ułatwiała mi zadanie, a ja powoli udawałem się w stronę tych osób.
-Zobacz, ile dzisiaj upolowałem!-ten krzyk obudził mnie bardziej niż dwudziesta kawa z rana bądź lodowata kąpiel. Dochodził z lewej strony, tam również pochodziło światło, które wcześniej nie widziałem, a szło prosto do mnie. Nie myśląc wiele, wskoczyłem na pobliskie drzewo I ukryłem się, kamuflując się w pobliskich gałęziach I żółtopomarańczowych liściach. Ładna jesień w tym roku w sumie.
Po chwili mogłem zobaczyć kogo właśnie mogłem spotkać. Dwóch wilków, myśliwi, posiadali założone na sobie łuki, a za sobą ciągnęli zwierzyny. Nie należeli oni do naszej watahy, co automatycznie czyniło ich potencjalnymi wrogami. Zaczekałem, aż przejdą daleko ode mnie I powoli wyruszyłem za nimi, uważając na każdą gałązkę I patyczek, aby nie zdradzić się, że ktoś ich śledzi. Moja zdolność kamuflażu bardzo się przydawała w takich momentach, jedynie hałas stawianych kroków dość głucho przechodził po lesie, mogąc sugerować oponentom, że mają plecy, jednak widocznie nie posiadali dobrego słuchu.
Sceneria zmieniała się z czasem, aż świateł było więcej I trudno było się skryć.
-Długo wam zajęło, nie dało się szybciej?!-wyraźny krzyk wzbił mnie do pionu, zmuszając mnie do postoju I spojrzenia, skąd dobiegł tak doraźny dźwięk. Oba basiory, których śledziłem również zamarli ze strachu I spojrzeli na coś, czego sam się nie spodziewałem. Przed nami stał ogromny czarny samiec, na pysku oraz łapach widać było wyraźnie blizny, musiał przejść wiele bitew-pomyślałem.
-No? Jakie jest wasze wytłumaczenie?!-dalej krzyczał, teraz nawet jeszcze bardziej, a ja sam nie mogłem się poruszyć. W jego głosie było coś, co nie pozwalało zrobić żadnego kroku, a cały strach paraliżował ciało i zmuszał je do postoju. Magia?
-M-mmmoze długo, ale dużo przynieśliśmy!-początkowo się jąkał, jednak odpowiedział na jednym oddechu I pokazał oczyma dwa dziki oraz sarnę. Szczerze, nie jest to zły wynik, sam miałem gorsze, ale ja w sumie łowcą nie jestem. Czarny basior wyraźnie rozejrzał się po zdobyczach, obejrzał je dokładnie, jakby miał je zabić znowu I spojrzał na jego podopiecznych. Położył łapę na pysku pierwszego I po chwili dobiegł wyraźny głos uderzanej głowy o twardy, skalny podest. Nie było to może silne uderzenie, jednak zdecydowanie musiało boleć, jedynie dało się usłyszeć głośny krzyk.
-Przez was wataha może głodować, a wy się zabawiacie?! Wnoście to do środka-zaraz czy on powiedział WATAHA?! Ranny basior powoli się podniósł I razem z kolegą wnosili jedzenie, a ja poczułem, jak moje ciało dopiero opuścił przeraźliwy strach I mogłem się poruszyć. Nie zdarzyło mi się to nigdy, coś, co całkowicie mnie zamroziło. Spojrzałem na towarzysza, który również zdawał się mieć ten sam problem, jak ja. To jego aura, czy rzeczywiście jakaś magia na nas zadziałała? Gdy światła zniknęły ruszyłem w głąb jaskini, musiałem się dowiedzieć co się w środku dzieje.
Szczęk broni, uderzanych o siebie mieczy uświadomił mnie, co znaczyło to całe zachowanie czarnego basiora. W środku nie było przytulnej watahy, a zorganizowana armia! Ogromne pomieszczenie, wyraźnie wykute, nienaturalnie wykonane, a w środku walczące wilki, kukły I nie wiem co jeszcze. Wiedziałem jedno, nie mieliśmy do czynienia z czymś normalnym. Dwa wilki, które wcześniej widziałem, były bite batem przez zamaskowanego wilka. Nikt nie zwracał uwagi na ich wycia, ich krzyki przepełnione bólem I rozpaczą. Każdy skupiał się na jednym, a ja musiałem jak najszybciej poinformować o tym Alesse, to nie mogło przejść obok.
Gdy tylko zrobiłem krok w tył, poczułem ten sam strach I zastałem w miejscu, całkowicie sparaliżowany. Teraz wiedziałem dlaczego. Czarne, przenikliwe oczy wpatrywały się we mnie I wierciły we mnie dziurę, wyżerając moją duszę. Nie mogłem nic zrobić, jak tylko patrzeć jak wilk pobiera łuk I wcelowuje w moją stronę. Próbowałem zrobić iluzję, jednak one po chwili znikały I nie mogłem ich tworzyć. Anuluje moją magię ?! Przed oczyma przeszło mi całe życie, nie mogłem się teleportować, ruszyć. Ciche poruszenie cięciwy, w moją stronę poleciała strzała, wszystko działo się jakby w spowolnieniu, a ja jedyne co mogłem zrobić to patrzeć na to, co się dzieje.
Delikatne poruszenie skrzydeł, powiew wiatru I ściana lodu pojawiła się jakby znikąd, zasłaniając mi cały widok. Akanos popatrzył na mnie z politowaniem, jednak po chwili zrobił to z bólem. Grot przebił się przez półmetrowy lód I przeszył skrzydło mojego towarzysza. Na szczęście ja sam, dalej sparaliżowany w pewnym stopniu mogłem się poruszyć I podjąć zdecydowane działanie. Zabrałem Akanosa I ruszyłem ile sił w stronę wyjścia.
-ZA NIM!- Czarna błyskawica przebiegła obok mnie I trafiła w skałę, całkowicie ją niszcząc. To nie były żarty, a miliony kroków poczęły biec za mną. Musiałem stamtąd uciec, jedyne, o czym myślałem to moje bezpieczne gniazdko, do którego nie byłem w stanie się prze teleportować. Nie wiedziałem co robić, jedna strzała napastników przetacza mnie po poliku, pozostawiając za sobą strugi krwi, a jednak nie zatrzymywałem się. Wyławiające się światło ponad sąsiednie góry wyraźnie pokazywało, że nie uda mi się uciec w ciemność, a dalszy paraliż tylko pogarszał sprawę.
Przede mną znajdowała się tylko przepaść, nic więcej, mniej. To była jedyna szansa, aby stamtąd uciec, Jedyna okazja, aby zobaczyć jeszcze światło dzienne. Skoczyłem, chwilowe uniesienie zamieniło się w szybkie spadanie, a ja patrzyłem tylko w dół, jak w nieskończoną otchłań. Muszę o tym powiedzieć Alessie, zginą niewinni...
Zamiast twardych skał, poczułem jednak coś innego, jakby delikatnie liście? Na sekundę przed otworzeniem oczu zobaczyłem znajome mi drzewo, to samo rosło w mojej jaskini. Wszystko to przerwało łamanie gałęzi, a sam poczułem tępe bóle po uderzeniach. Na moje szczęście trafiłem na miękki mech, który jakoś zamortyzował całość upadku i wylądowałem na plecach. Trochę minęłom zanim przyzwyczaiłem się do światła, a promienie Słońca przy światły znajomą sylwetkę.
-I kto teraz naprawi drzewo?-Tak, to był głos Alessy. Ta to zawsze musi powiedzieć, co myśli.
C.D.N.
>Alessa<