· 

Przyjaźń z przymusu? [Część #2]

Dzień od samego rana nie zapowiadał się dla mnie kolorowo. Wstałem z bólem grzbietu, a następnie trzy polowania skończyły się porażką. Zmęczony i zrezygnowany postanowiłem odpuścić sobie śniadanie. W niezbyt dobrym humorze udałem się na spacer. Szedłem przed siebie, rozglądając się dookoła.  Jakiś czas temu zostałem przyjęty do watahy. Miałem nadzieję, że pomoże mi to zacząć swoje życie od nowa. Całą przeszłość pozostawiłem za sobą. Ale czy to wystarczy? Ciągle śniłem o tamtych czasach.

Skupiony na myślach, nie zauważyłem dziwnie wyglądającego łańcucha. Gdy tylko się do niego zbliżyłem zapiął się on na mojej łapie. Zaklnąłem w myślach. Nie mogłem ruszyć się z miejsca. Podczas moich prób wydostania się, dołączył do mnie nieznajomy basior. Niestety dotknął łańcucha, przez co byliśmy na siebie skazani.

 

- Maestro. - przedstawiłem się zaraz po samcu. Ruszyliśmy w drogę. Prowadziłem, a

Marston szedł za mną. Raczej nie miał innego wyjścia przez łańcuch.

- Jesteś członkiem tutejszej watahy? - spytałem zerkając na niego.

- Tak, a ty? Nie wiedziałem cię tu wcześniej.

- Należę do niej od niedawna. Przez dłuższy czas trzymałem się mocno na uboczu. Sypiałem na zewnątrz oraz polowałem w pojedynkę. - odparłem.

- Rozumiem.

- Masz może pomysł, jak moglibyśmy się pozbyć tego ustrojstwa? - spytałem spokojnie. Liczyłem, że uda nam się pozbyć łańcucha w krótkim czasie. Nie widzi mi się zostać przykutym z nim na wieczność.

- Może ktoś zna się na tego typu rzeczach? - zaproponował.

- Może i masz rację. Znam wilka, który może by nam pomógł, lecz jest daleko stąd oraz nie mam z nim najlepszych relacji. - powiedziałem przystając. Marston zatrzymał się obok.

- Czyli musimy poszukać rozwiązania bliżej.

- Tak. - odparłem krótko. Rozejrzałem się ponownie, a po chwili dojrzałem obok niewielką gałąź. Szarpnąłem lekko za łańcuch, a basior ruszył za mną. Pochyliłem się i wziąłem gałąź w pysk. Włożyłem ją między metal, a łapę. Pociągnąłem licząc na to, że uda mi się nieco poluźnić kajdany. Jednak na marne. Po chwili gałąź pękła.  Wypaliłem jej część nieco zdenerwowany i zawiedziony.

- Marne starania. - mruknąłem sam do siebie.

- Może trzeba spróbować czymś twardym? Albo można spróbować rozszyfrować te napisy. - odparł Marston. Spojrzałem na kajdany. Faktycznie były tam napisy, lecz nie rozumiałem ich.

- Nie jestem w stanie ich odczytać. - odparłem patrząc na napisy, a potem zwróciłem wzrok na basiora.

 

>Marston? Wybacz czas oczekiwania ;-;<

 

Seria zakończona z powodu odejścia wilka, który miał ją kontynuować