Mam spore ambicje co do mojego nowego zajęcia strażnika, ale najpierw muszę udowodnić, że nadaje się na obrońcę. Z racji tego, że strażnicy nie mają dowódcy, ani nic takiego, wybrała się ze mną bogini wojny, czyli nasza pierwsza alfa, Alessa. Cieszyłam się, że pójdzie ze mną właśnie Ales, gdyż jej oczom nie umknie żaden, nawet najmniejszy błąd, więc jeśli ona uzna, że zasłużyłam na miano obrońcy, to faktycznie tak będzie. Wybrałyśmy się na skraj Doliny Burz, zaczęłam chodzić w kółko, nasłuchując każdego, nawet najmniejszego dźwięku, trzymałam w pysku swoje smocze ostrze, aby w razie czego zaatakować. Alessa była bardziej spokojna, co nie znaczy, że nie była czujna i skupiona na dźwiękach. Jestem pewna, że była nawet bardziej skupiona niż ja. Na początku było bardzo spokojnie, zero podejrzanych dźwięków, aż do momentu, a w którym w krzakach zaczęło się coś poruszać. To moja próba, więc ja poszłam to sprawdzić, w krzakach znajdował się jedynie zając. Wróciłam do bogini wojny.
- Zając. - powiedziałam krótko. - Pójdę się rozejrzeć po okolicy. - jak rzekłam, tak zrobiłam. Wspięłam się na drzewo i powoli przeskakiwałam z gałęzi na gałąź, aż do momentu, w którym natrafiłam na dwa basiory. Jeden z nich, miał opaskę na oku, czarne umaszczenie, które przyozdabiał szary okrąg futra na brzuchu. Drugi z nich, trochę mniejszy, miał białe futro z podobnym okręgiem, tylko że ciemnoszarym. Nie sądzę, że są nastawieni pozytywnie. Bezszelestnie zeskoczyłam na podłoże i podeszłam, jak najbliżej się dało, aby posłuchać.
- To tu, musimy tylko przejść przez tę barierę. - Powiedział większy z basiorów. - To będzie największy kłopot.
- Skąd ty w ogóle wiesz o tej watasze? - zapytał ten mniejszy.
- Kiedyś słyszałem o niej od jednej takiej wadery. Nie wiem nawet, jak się nazywała, ale mówiła, że mają tutaj dużo zwierzyny, dużo samic i wspaniałe tereny, idealne miejsce, żeby się osiedlić. Jedyny warunek, żeby tam wejść to taki, że trzeba być jakimś „wilkiem burzy” czy coś takiego.
- Co zrobimy, jak już tam wejdziemy?
Większy basior puknął się w czoło z poirytowana i odparł:
- Mówiłem ci już, słuchasz mnie w ogóle, Yoshi? Musimy zabić alfy i ich potomków, zabić wszystkie szczeniaki i samców, potem wataha jest nasza.
Jego towarzysz wywrócił oczami i począł iść wprost na barierę.
- Nie robiłabym tego na twoim miejscu - rzekłam po cichu, patrząc w stronę nieznajomych. - Co za głąby. Za wysoko mierzą. - Byłam rozbawiona tą sytuacją. Wyglądali na słabych.
Samiec uderzył w barierę, która go odepchnęła i uderzył w drzewo.
Zamknęłam jedno oko i powiedziałam po cichu „au”. To musiało boleć.
Jednak oni nie ustąpili pomimo tego, że bariera była praktycznie niezniszczalna, zaczęli w nią uderzać, tworzyli kule energii i wysyłali je w stronę bariery. Wyciągnęłam powoli smocze ostrze i zeskoczyłam z drzewa. Podeszłam do basiorów.
- Zalecam skończyć i odejść. - Powiedziałam stanowczo.
- Przyszłaś nas powitać? Och, grzeczna dzidzia. - Powiedział rozbawionym tonem ciemnofutry.
- Maleństwo ma broń, och, jakie to straszne. - Roześmiał się drugi.
- Niedocenianie przeciwnika jest wielkim błędem. - Odpowiedziałam na śmiech, rzucając w jednego z nich ostrzem, które wbiło się idealnie w głowę, rozbryzgując krew dookoła. Ta broń normalnie nie służy do rzucania, a do wali wręcz, ale musiałam wykorzystać element zaskoczenia, stanowili zagrożenie dla watahy, a co gdyby szczeniaki zaczęły się tu bawić? To mogłoby się źle skończyć.
- Ty mała szmato. Pożałujesz. Już miałem zamiar cię oszczędzić, ale jak widzę, ty wolisz śmierć.
Samiec rzucił się na mnie i przygwoździł mnie do ziemi, otworzył pysk, chciał ugryźć mnie w szyję, ale zanim zdążył to zrobić, kopnęłam go tylnymi łapami w brzuch, przez co ten obleciał.
- Skurwysyn. - Podsumowałam krótko.
Oprawca wylądował pod drzewem. Podeszłam do niego, zrobiłam sobie delikatną ranę na łapie i wytarłam krew o jego futro. Ciecz chyba zaczęła go parzyć, wyglądał, jakby cierpiał, po chwili wzdrygania ten przestał się ruszać. Nie żył. Cieniami przeniosłam ich na Ponure Bagna. Niedźwiedzie z wielką chęcią przyjmą zdobycz.
Wróciłam do Alessy, aby zdać jej raport z tego, co zobaczyłam i co zrobiłam, Alessa wyglądała, jakby miała gdzieś iść.
- Miałam iść cię szukać. - Wytłumaczyła mi najsilniejsza z walkirii.
- Spotkałam dwa basiory, próbowały rozwalić barierę, ale pozbyłam się ich. Stanowili zagrożenie szczególnie dla szczeniaków, gdyż w planach mieli je zabić.
Alis skinęła głową na znak, że zrozumiała.
Reszta nocy minęła dość spokojnie, spotkałyśmy zagubione kojoty, kilka kun i lisów, udało mi się nie zasnąć, byłam czujna, a przynajmniej starałam się. Nastał ranek, zakończyła się nasza warta. Miałam już iść do jaskini się przespać, jednak alfa mnie zatrzymała, wyciągnęła miecz.
- Gratulacje, awansujesz na stanowisko obrońcy, oby tak dalej. - Córka Jowisza i Juny położyła miecz na moim ramieniu i delikatnie skinęła łbem.
Pokłoniłam się, ze szczerym uśmiecham na twarzy. Pobiegłam do jaskini szczęśliwa z nowej roli w watasze.
KONIEC