· 

Krwawa piana #1

- Niby przeszedłem wielką zmianę charakteru czy inne cholerstwo, ale nadal z łatwością mogę stwierdzić że coś we mnie zostało z młodzieńczych lat. Ostatnimi czasy do naszej watahy przybyło sporo nowych wilków, zarówno basiorów, jak i wader. Rozum sugerował mi unikanie ich za wszelką cenę, aby darować sobie doświadczanie kolejnych niemiłych sytuacji i nieporozumień. Od zawsze miałem wielką tendencję do błaźnienia się przy pierwszej lepszej sytuacji. Dlatego też siedzę tutaj sam i gadam do kaczek. - powiedziałem do grupki brunatnych wodnych ptaszysk. W odpowiedzi uzyskałem tylko puste spojrzenia wielkich, czarnych oczu. - Chyba nie ma sensu dalej prowadzić z wami konwersacji. - dodałem i ze zrezygnowaniem położyłem łeb między przednimi łapami. 

 

Jak zwykle ze swoimi przemyśleniami udałem się nad Jezioro Dusz, od zawsze przyciągało mnie do siebie dziwną grą świateł i niemalże niezdrowo nieruchomą taflą wody.

 

Nie było mi dane długo się nad sobą użalać gdy na powierzchni wody dostrzegłem lekki ruch i kilka bąbli powietrza. Po chwili z toni wyłoniła się jedna z nieznanych mi wader i nadal szczęśliwie pluskała się w wodzie, zupełnie jakbym nie istniał.

 

 

-Nie jestem pewien czy powinnaś się tu kąpać. - powiedziałem ostrzegawczo do beżowofutrej wilczycy, ziewając. 

-Czemu? - usłyszałem w odpowiedzi, gdy ta wychodziła na brzeg.

-Czasami dzieją się tu… dziwne rzeczy. - odparłem, starając się brzmieć przerażająco. - Nigdy nie wiesz czy nieopodal nie czai się ktoś chcący twojej śmierci… - dodałem, po czym, widząc troszeczkę już zaniepokojony wzrok samki, skoczyłem na nią z impetem, przewracając nas oboje na ziemię. - Przy okazji, Marston jestem. - przedstawiłem się grzecznie, już gdy pomagałem jej wstać. 

-Adi. Zawsze przedstawiasz się po spowodowaniu czyjegoś ataku serca? - spytała, otrzepując ogon z pyłu.

-Meh, nie. Tylko w przypadku skrajnego znudzenia. - rzekłem w odpowiedzi. - Masz może ochotę na wspólny trening? - naszło mnie nagle.

 

 

Adi przyjrzała mi się uważnie od łap po końce uszu po czym odparła - Jasne, czemu nie. Piaszczyste wzgórza? 

 

-Dla mnie brzmi dobrze. - przytaknąłem i bez słowa zacząłem biec do naszego wspólnego celu. Wilczyca natychmiastowo rzuciła się za mną.

 

Przez większość trasy biegliśmy łeb w łeb, a po przybyciu na miejsce byliśmy zdyszani jak małe szczeniaczki. Ale uśmiechy na pyskach pozostały po mimo zmęczenia. Dopiero później coś nam je starło.

 

Niemalże wszędzie, od samego wejścia na treningowe tereny, leżały martwe lub dogorywające zwierzęta. Ostrożnie podeszliśmy do jednego z tych jeszcze żywych. Adi niepewnie trąciła go łapą.

 

 

-Nie dotykaj! - krzyknąłem, odpychając ją od ciała. - To chyba jakaś choroba zakaźna. - dodałem cicho, przyglądając się krwawej pianie, toczącej się z pyszczka królika. - Nigdy nie widziałem żeby zwierzaki umierały na taką skalę… nie możemy też wrócić do watahy, w końcu mieliśmy kontakt z zarażonymi. - mówiłem dalej, gdy odeszliśmy na bok. 

-Tak się składa że znam pewnego druida, który mógłby wiedzieć co się dzieje. - przerwała mi nagle Ad.

 

 

<Adi? ^^ >