· 

Ostatni dzień [Część 1/2]

Dokładnie trzy lata temu...

 

-Na pewno nie wolisz pójść spędzić trochę czasu z resztą? To już ostatni dzień, kiedy możesz nacieszyć się ich towarzystwem -Alice z uśmiechem wskazała na bawiące się ze sobą Dremurr i Beiu, na co Ketos pokiwał przecząco łbem.

-Nie... chyba wolę zostać tutaj -odparł, jedynie lekko poruszając głową. Siedział w pełni wyprostowany, utrzymując dumną pozę, niczym żołnierz lub strażnik czekający na rozkaz od swojego dowódcy. W końcu jutro miał przyjść dzień, w którym stanie się oficjalnie dorosły, nie mógł sobie już pozwolić na te wszystkie szczenięce zabawy. Chociaż z zewnątrz wyglądało to dosyć nietypowo, gdyż leżąca obok niego wilczyca wyglądała na rozluźnioną i zrelaksowaną. W głowie młodzieńca kłębiło się pełno myśli. Jutro po raz pierwszy od dłuższego czasu zobaczy swoją biologiczną matkę... Czy będzie musiał z nią wrócić do Krainy bogów? I ważniejsze pytanie... czy aby na pewno tego chce?

 

-No chodź lizusie! Siedzisz tak niewzruszony całymi dniami. Nie nudzi cię to? -spytała Drem, machając przednią łapą przed pyskiem basiora.

-Nie jestem lizusem -rzekł Ketos, posyłając waderce niezadowolone spojrzenie.

-Jesteś, jesteś. Wiecznie się podlizujesz, jak nie mentorce to pierwszej alfie -odpowiedziała z wyzywającym wyrazem pyska. Dopiekanie granatowofutremu sprawiało jej nie lada przyjemność.

-Ach tak? -Dremurr oparła się na boku Ketosa przednie łapy, próbując go przewrócić, na co ten odepchnął ją, powalając jednym ruchem na ziemię, z chytrym, acz lekko znudzonym uśmieszkiem.

-No chooodź -nalegała młoda, podnosząc się z ziemi -Wyglądasz jak gbur i ogromny nudziarz, gdy tak siedzisz i siedzisz.

 

W czasie gdy ta dwójka przyjacielsko się przepychała, Alice ujrzała lśniące, czarne futro Samaela zmierzającego w jej stronę. Od razu wstała, otrzepując się z trawy.

 

-Dzięki, że zgodziłeś się nimi zająć. Odwdzięczę ci się za to -rzekła, spoglądając na basiora z wdzięcznością -Wiem, że to ja powinnam tu z nimi czekać, aż do przyjścia ich opiekunów, ale naprawdę nie wyrobiłam się z dzisiejszym polowaniem -westchnęła.

-Nie ma problemu. Kiedyś pewnie i ja będę miał coś do zrobienia, wtedy będziesz mogła zostać za mnie trochę dłużej -odpowiedział, uśmiechając się do szarofutrej.

-Oczywiście -przytaknęła wesoło, po czym zerknęła w kierunku lasu -Cóż, będę musiała już lecieć. Jeszcze raz dzięki za przysługę -dodała, kierując się już w stronę wyjścia z obozowiska, na co samiec wykonał jedynie przyjacielski gest łapą.

-Alice zaczekaj! -usłyszała za sobą głos swojego podopiecznego. Odwróciła się, patrząc pytająco na stojącego kawałek od niej Ketosa -Mogę iść z tobą? -spytał.

-No nie wiem... -zamyśliła się -Nie powinieneś być za chwilę na wieczornym treningu z Alessą? Będzie cię potem szukać.

-Jest zajęta, musi załatwić kilka spraw związanych z jakimś sojuszem czy coś takiego -odparł młody wojownik, kręcąc łbem -Nie mam nic do roboty.

 

Srebrnofutra zamyśliła się przez chwilę. Zdziwiło ją to, że młodzik tak bardzo chce spędzić z nią czas, w końcu była tylko jego nauczycielką. Jednak po chwili namysłu zdecydowała się przystać na propozycję.

 

-W porządku -przytaknęła -Ale nie ściemniasz mi tu z tym odwołanym treningiem? -spojrzała na Ketosa znacząco, unosząc jedną brew.

-Słowo wojownika! -przysiągł.

-W takim razie chodź -wilczyca uśmiechnęła się lekko, po czym ruszyła w kierunku lasu, dając ogonem znak basiorowi, że ma iść za nią. Młodzieniec od razu ochoczo pobiegł za mentorką, zwalniając, dopiero gdy zrównał z nią kroku.

 

Oba wilki szły spokojnym spacerkiem w kierunku miejsca polowań. Słońce znajdowało się już nisko na niebie, oblewając swym złotem cały las, a powietrze zrobiło się przyjemnie chłodne. Tereny Wilków Burzy wyglądały o tej porze naprawdę niesamowicie, a w powietrzu unosił się przyjemny zapach traw i liści. Szarofutra przymknęła na chwilę oczy, ciesząc się otaczającym ich światem, aż w końcu ciszę przerwał niepewny głos Ketosa.

 

-Umm... Alice...? -zaczął, nie będąc do końca pewnym, jak ma zacząć tą rozmowę.

-Tak? -samka spojrzała na niego pytająco, wyczekując rozjaśnienia.

-Jakbyś miała komuś kiedyś powiedzieć... na przykład, że go kochasz... tak czysto teoretycznie rzecz jasna -dodał pospiesznie -Jakie miejsce byś wybrała i jakich słów użyła?

-Nie wiem... -wilczyca zrobiła zdziwioną minę -Skąd takie pytania Ketosie?

-Tak po prostu... Byłem ciekaw -rzekł.

-Zakochałeś się w kimś, prawda? -wilczyca wyszczerzyła momentalnie zęby w znaczącym uśmieszku, lekko szturchając basiora.

-Może... -odpowiedział, nieśmiało odwracając wzrok.

-Która to? Beiu? Dremurr? Założę się, że Dremurr! -rzekła, wciąż szczerząc się z zadowolenia. Poczuła na swój sposób dumę, w końcu znała basiora już od jego najmłodszych lat. Fajnie było widzieć jak ktoś, kto jeszcze parę miesięcy temu dopiero uczył się podstaw hierarchii, wkracza teraz w dorosłość i przeżywa swoje pierwsze zauroczenia.

-C-co? Nie... -gwałtownie zaprzeczył.

-W takim razie kto? Mnie możesz powiedzieć -zaśmiała się Alice, wesoło merdając ogonem.

-Nie... wolę nie... -odrzekł tym razem już naprawdę zażenowany. Z jednej strony bał się, że szarooka zaraz się zorientuje, że chodzi o nią, z drugiej jakaś jego część naprawdę bardzo tego chciała.

-Nie podzielisz się ze swoją zaufaną nauczycielką? Ranisz me serce -powiedziała teatralnym tonem, już bardziej żartem niż serio. Widziała, że Ketos naprawdę poczuł się zakłopotany tą rozmową, więc spróbowała rozluźnić nieco atmosferę.

-Taak, pewnie wygadałabyś całej watasze w kilka chwil. Nie ma mowy! -Niebieskooki zaśmiał się, spoglądając na wilczycę.

-Wcale nie. Nie jestem chyba aż taką paplą -Alice zrobiła pozornie urażoną minę, po czym po chwili ciszy oboje jeszcze raz wybuchnęli śmiechem.

 

Ketos po raz pierwszy poczuł się, jakby nie rozmawiał z nią na zasadzie relacji uczeń-nauczyciel, a jak równy z równym, jakby był jej rówieśnikiem i przyjacielem, a nie tylko podopiecznym. W dodatku wokół panowała taka romantyczna atmosfera, było tak pięknie, a złote światło przebijało się przez korony drzew, dając temu miejscu niewyobrażalnie wyjątkową poświatę. Czuł, że jest to idealny moment, w którym chce wyznać waderze swe uczucia, jeszcze zanim prawdopodobnie będzie musiał wrócić do Krainy Bogów. W końcu był już dorosły, wilczyca nie będzie mogła powiedzieć, że jeszcze nie zdaje sobie w pełni sprawy ze swych uczuć oraz że ich związek nie miałby najmniejszej racji bytu. Jednak zanim to zrobi, miał w planach zadać Alice jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie.

 

-A ty...? Kochasz kogoś? -w końcu zapytał, spoglądając wilczycy lodu prosto w oczy. Nie był do końca pewny, co w tamtej chwili wolałby usłyszeć. "Nie" oznaczające, że serce wadery nie należy jeszcze do nikogo czy "Tak" dające możliwość, że Alice odwzajemnia jego uczucia. Wolał myśleć optymistycznie i obie reakcje wadery uznać za dobry znak. Jednak w odpowiedzi uzyskał coś, czego w życiu by się nie spodziewał...

 

-Wiesz... Ja w ogóle nie jestem zainteresowana związkami -odparła wadera, a młodzieniec poczuł, jak po grzbiecie przebiega mu zimny dreszcz. Jego pogodny dotychczas nastrój momentalnie się zmienił, zostawiając po sobie tylko ciemne chmury...

-Jak to? -cudem wydusił z siebie te słowa. Robił co mógł, by nie pokazać po sobie swoich emocji i przybrać w pełni neutralne nastawienie. Ale... tamta odpowiedź w rzeczywistości zmieniała wszystko.

-Po prostu -rzekła Alice -Nigdy się nie zakochałam i nie sądzę, by kiedyś to nastąpiło. Nie widzę siebie w roli partnerki kogokolwiek... -mówiła, z każdym słowem, nieświadomie, zadając coraz większy cios.

-Naprawdę? Przecież... miłość to naprawdę piękna rzecz -mówił Ketos, czując powoli zrezygnowanie.

-Ale mi niepotrzebna -odparła w odpowiedzi -Mam watahę, rodzinę, przyjaciół, którzy również mnie kochają, a ja kocham ich. Rozumiesz, mam już swoje lata, przeżyłam nie jedno i nigdy nie żywiłam do niego takiego... romantycznego uczucia -wyjaśniła Alice. Czuła, że ta kwestia może być dla młodego wilka niezrozumiała, szczególnie że on sam miał już osobę, bez której mógł nie wyobrażać sobie życia. Niemniej liczyła, że rozjaśniła mu to najlepiej jak to tylko możliwe.

-Jesteś... aromantyczna? -dopytał, zadziwiając szarofutrą znajomością takiego określenia.

-Szczerze? Nie wiem... Nie jestem w stanie powiedzieć czy nigdy nie będę mogła obdarzyć kogokolwiek takim uczuciem, ale póki co po prostu wydaje mi się to wątpliwe -wytłumaczyła ze spokojem.

-To jest... rozumiem... -zraniony młodzieniec ponownie odwrócił wzrok. Nadal chciał powiedzieć Alice, że ją kocha, że kocha ją od początku, ale uznał, że teraz nie ma to najmniejszego znaczenia... Jeśli wadera z góry przekreśla możliwość bycia czyjąś partnerką to, czy jest sens mówić jej cokolwiek?

 

Ketos momentalnie poczuł ból w sercu, czuł coś takiego od bardzo dawna, to uczucie nieodwzajemnionej i niespełnionej miłości, ale przez ten cały czas liczył, że gdy w końcu przyjdzie dzień jego urodzin, to minie i wszystko potoczy się po jego myśli. Nie sądził, że okaże się, że nawet teraz nie ma u wilczycy najmniejszych szans, przynajmniej na razie... Może na razie powinien również usunąć się w cień? W jego głowie pojawił się jeszcze większy mętlik, jakby nie miał już wystarczająco problemów na głowie. Stresował się jutrzejszym dniem, bardziej niż było to po nim widać. Nie chciał przecież opuszczać watahy i Alessy, w końcu to ona go wychowała i była dla niego niczym prawdziwa matka, a Erena... była kimś zupełnie obcym i odległym, ale była też boginką. Jeśli będzie chciała zabrać stąd swojego syna, zrobi to. Ketos obawiał się, że to naprawdę ostatni dzień, w którym widzi wilki burzy, a teraz w jego głowie pojawiło się jeszcze więcej pytań dotyczących jego relacji z Alice. Czy jest sens cierpieć przy niej z nieodwzajemnionym uczuciem, czy powinien, chociaż spróbować się od niej oddalić? Unikać i skupić się na innych rzeczach? Chciał pozostać z waderą nawet jako jedynie przyjaciel, lecz obawiał się, że może to nie być najlepsze rozwiązanie. Może powinien... po prostu spróbować zapomnieć i żyć swoim życiem? W końcu to jego pierwsze i to w dodatku młodzieńcze zauroczenie, zdawał sobie z tego sprawę. Pewnego dnia minie, a on będzie mógł ze spokojem pójść do przodu... prawda?

 

Z jego rozmyśleń wyrwał go wesoły głos wilczycy -Tam są!

-Co? Znaczy, kto? -basior rozejrzał się, umysłem powracając do rzeczywistości.

-Króliki głuptasie -uśmiechnęła się Alice, wskazując na przysłoniętą krzewami polankę -Co powiesz na ostatnią kolację jako wilk burzy? -wyszeptała z lekkim smutkiem w oczach. Mimo wszystko będzie tęsknić za tym dzieciakiem, był jednym z pierwszych wilków, jakie poznała, gdy dołączyła do watahy i... miała jednak cichą nadzieję, że ten koniec końców zostanie. Chociaż wiedziała, że nie jest to coś, na będzie miała kiedykolwiek, jakikolwiek wpływ.

-Chętnie -przytaknął z wymuszonym uśmiechem, po czym oboje ruszyli w kierunku zwierzyny...

 

C.D.N.

 

>Ketos? :D Dziękuję, że zgodziłeś się kontynuować ^^<