Między kamiennymi ścianami labiryntu nie czułam się bezpieczna. Wszystko było ciche i jakby martwe-milczało i ignorowało moje pełne nadziei myśli. Nigdzie nie spostrzegłam ani jednej rośliny. Żadnego kwiatu, mchu, nie wspominając już o ukochanych drzewach. Tkwiłam tu z dwoma wilkami i zastanawiałam się, dlaczego w ogóle się tu znajduję. Oczywiście, odpowiedź była prosta. Zgłosiłam się, aby dołączyć do grupy eksploracyjnej, która miała przejść przez te wszystkie ciasne korytarze i dowiedzieć się, czy Tytani naprawdę istnieją. Co mną jednak kierowało, aby nie zostać w obozie i nie ruszyć na codzienny patrol? Nuda szarą rzeczywistością? Czy coś we mnie chciało poczuć ten znajomy dreszcz, jak za czasów, gdy nie należałam jeszcze do Watahy Wilków Burzy?
A może... może po prostu chciałam w jakiś sposób dorównać tym wszystkim wilkom, których zawsze podziwiałam? Oni bez zastanowienia zawsze wskakiwali w wir przygód i kłopotów, a gdy próbowali z nich wybrnąć, wyglądali na doświadczone, mądre istoty. Czy zgadzając się na tą misję, próbowałam stać się tak samo inteligenta jak oni? Czy próbowałam się zmienić?
Razem w Arelionem i Niyebe zostaliśmy przydzieleni do jednej drużyny. Z samego początku, wszyscy byli nastawieni na to, że cały oddział eksploracyjny będzie się trzymał razem. Mogłoby to nawet stać się prawdą, gdyby nie fakt, że labirynt miał inne plany. Zostaliśmy rozdzieleni i trafiliśmy do dwu-trzyosobowych ekip. Przynajmniej tak wywnioskowałam, gdy rozejrzałam się po nowych towarzyszach, będących od teraz moimi kompanami w tej trudnej wyprawie. Oczywistym było, że to basior przyjmie inicjatywę. Nie sprzeciwiałam mu się, wiedząc podświadomie, że to on najlepiej rozezna się w sytuacji. Rozkazał iść przed siebie, a w milczeniu wykonałyśmy jego polecenie. Wszyscy maszerowaliśmy więc w ciszy, Arelion na przodzie, a ja-na końcu. Wilk wyglądał na zaciekawionego, wręcz podekscytowanego można by rzec. Wszystko także zdawało się intrygować Niyebe, która rozglądała się z zainteresowaniem wokół. A ja? Jeden rzut okiem na to wszystko wystarczył, abym mogła stwierdzić, że nienawidzę tego miejsca. Nie dość, że prócz nas nie było tu nikogo ani niczego, to jeszcze ściany poruszały się co chwila, zupełnie jakby miały własne życie. Cała budowla drżała, mogłabym przysiąc, co minutę, a przecież powiedziano mi, że poruszać się ma co parę godzin.
Z każdym podrygiem budynku zadawałam sobie pytania, na które nie znałam odpowiedzi. ,,Kto pierwszy weźmie udział w próbie?". ,,Co mnie czeka, kiedy będę musiała oprzeć się pokusom?".
Korytarze były ciasne i ciemne, miałam wrażenie, że zaraz natrafię na pleśń czającą się w rogach. Choć nie mieliśmy niczego nad łbami, a na niebie świeciło jasno słońce, odnosiłam wrażenie, że ciągle skradamy się w nieskończonym cieniu. Sufit był niewidzialną, aczkolwiek silną barierą, a cały teren przesiąknięty był magią krępującą nasze moce i czary. Nie posiadałam wprawdzie wielu magicznych zdolności, jednak gdy spróbowałam porozmawiać z drzewami, które mogłyby rosnąć w pobliżu, zawsze odpowiadała mi głucha cisza.
,,Gdzie jesteście?"-wołałam rozpaczliwie, a łeb bolał mnie od wzbierających w oczach łez. Nie wiem, jak długo szliśmy, aż poczułam pod łapami chłodną, prawie zimną ciecz. Podniosłam dotychczas opuszczony pysk i rozejrzałam się. Przed nami znajdowała się droga przypominająca ścieżkę zrobioną z wody. Niebieskie pasmo niknęło gdzieś w bocznej alejce.
Wydawało mi się to podejrzane. Przez cały czas, gdy tędy szliśmy, ani razu nie natknęliśmy się na taki dziwny zbiornik. Właściwie to niczego nie znaleźliśmy, żadnej rośliny, chociażby kamienia. Cała droga była nieskazitelna, jakby specjalnie przygotowana do długiej wędrówki przybyszów. Już zastanawiałam się, co powiedzieć, aby podzielić się z resztą swoimi obawami, gdy nagle usłyszałam donośny plusk. Krople wody dziwnie zamigotały w ciemnościach.
-Arelionie!-wyrwało mi się. Basiora nigdzie nie było. Wstrzymując powietrze, doskoczyłam do Niyebe i spojrzałam prosto w jej ślepia.-co się stało?-zażądałam wystraszona. Z umysłem zamglonym ze strachu musiałam wyglądać na naprawdę przerażoną.
-Ześlizgnął się-wyjaśniła wadera, wskazując łapą wodę. Wytężyłam wzrok. Nie byłam pod nią w stanie niczego ujrzeć, tylko skałę, na której stałam. Ale to przecież było niemożliwe! Jak basior mógł tam wpaść? Przecież to był zwykły chodnik, nic poza tym i...
,,Nie, chwila!"-przerwałam sobie w myślach. Zbliżyłam się do tafli wody, a gdy przestałam się skupiać na drobnych kręgach i falach tańczącymi przed moim pyskiem, nie widziałam już kamienia, tylko ciasną głębinę, w której ginęło znane mi białe futro i duże skrzydła.
-Musimy mu pomóc-wyszeptałam, a mimo, że te słowa skierowałam raczej do siebie, Niyebe usłyszała je i skomentowała.
-Nie-odparła, a głos zabrzmiał jej dziwnie sucho.-nie wiemy, co tam na nas czeka. Arelion sobie poradzi.
-Ale on nie wypływa!-zaprzeczyłam. Podniosłam się i znowu spojrzałam jej w oczy. Byłam gotowa sprzeciwić się jej słowom, rzucić się w toń-zrobić cokolwiek, aby nie stać tu bezczynnie jak głupia. I tak wiele razy usłyszałam to określenie z pyska pewnego wilka. ,,Taka głupia i bezbronna wadera jak ty...".-dlaczego nie chcesz tego...?!-uniosłam głos, zbliżając się niebezpiecznie do granicy krzyku bezsilności. Widząc jednak ślepia wilczycy, urwałam tak nagle, że aż dech mi w piersiach zaparło. Znowu to samo... poczułam to, co ona. Podobnie było w przypadku Romanie, gdy zaatakowała nas sfora Westa. W krótkiej chwili wiedziałam, jakie emocje czają się w jej sercu. Niyebe... ona także była wystraszona. Mimo to wiedziałam, że stara się opanować sytuację. Próbowała wstrzymać własne, mocno bijące serce... to uczucie trwało tylko krótką chwilę, ponieważ zaraz zniknęło. Znowu stałam się sobą.
Westchnęłam, wypuszczając trzymane powietrze. Odetchnęłam parę razy, oczyszczając umysł.
-Przepraszam-mruknęłam, kładąc lekko uszy.-Dobrze. Masz jakiś pomysł?-wysiliłam się, aby mój nie zabrzmiał wrednie. Musiałam teraz zaufać waderze. Gdybym postąpiła po swojemu, wywołałabym prawdziwy zamęt, a jej próby uspokojenia się poszłyby na marne.
Niyebe przymknęła powieki i pokręciła łbem.
-Nic teraz nie możemy zrobić. Wszystko w tej chwili zależy od niego-choć była poważna, wyczułam, że sama ledwo zdobywa się na te słowa. Usiadłyśmy więc, spuszczając spojrzenia na kamienną płytę pod nami. Cisza była nie do zniesienia, raniła uszy. Czy naprawdę miałyśmy przeczekać ją z założonymi łapami? Czy naprawdę nic nie dałoby się zrobić? Pochłonięta własnymi myślami, nie usłyszałam drobnego, przytłumionego zgrzytu i cichego plusku wody. Drgnęłam, gdy nagle pustka została przerwana znajomym, głębokim głosem.
-Drogie panie, uważajmy pod nogi-uniosłam łeb i postawiłam uszy, zwracając się w stronę dźwięku. Przez ułamek sekundy nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przez umysł przebiegło pytanie ,,Czy to prawda?", ponieważ zdawało mi się, że to, co widzę, to zwykła iluzja. Bo oto przed nami, dumnie wyprostowany, na kamiennej płycie stał Arelion we własnej osobie. Cały ociekał wodą, strzepywał co chwila skrzydłami, aby pozbyć się skapujących z nich kropel, ale poza tym miał się doskonale. Jakby zapomniał o tym, że ześlizgnął się do głębokiego, wodnego tunelu.
- Nie rób nam tak więcej!-jęknęłam, jednak poczułam, jak przetłaczający mnie ciężar nareszcie się ulatnia, ustępując uldze.
Wilk jednak, jakby nie przejmował się naszymi niedawnymi zmartwieniami, przysiadł i drapnął się parę razy za uchem, jakby cała ta sytuacja go bawiła.
-Postaram się-odpowiedział, a ja przez krótką chwilę miałam ochotę do niego podejść i krzyknąć mu oskarżycielsko w pysk: ,,Martwiłyśmy się o ciebie!". Nim jednak zdążyłam rozważyć opcję zrobienia tego, basior znowu się odezwał, a na jego pysku natychmiast wymalowała się powaga.-Próby nie są zadaniami fizycznymi, tylko próbami psychiki.
Zdębiałam. On powiedział ,,próby"? Czy to znaczy, że on... doświadczył wizji? Czyli to było zaplanowane. Labirynt oddzielił go od nas, aby basior mógł doświadczyć halucynacji i stanąć pyskiem w pysk z własnymi pragnieniami. Byłam ciekawa tego, co ujrzał. Co czuł? Co chciało go namówić? W jaki sposób pokonał swoje marzenia?
-Psychiki?-Niyebe zmarszczyła brwi.
-Tak, ale nie będę wam zdradzał szczegółów, w końcu gdzie tu zabawa?-odparł radośnie Arelion, uśmiechając się żartobliwie. Coś drgnęło we mnie, gdy usłyszałam jego słowa. Sama bałam się, że nie podołam wyzwaniu, a on sprawiał wrażenie, jakby kłamstwa i wizje były dla niego codziennością. Dlaczego wydawał się tym tak niewzruszony? Może był zadowolony faktem, że przeszedł to zadanie? Nie potrafiłam pojąć jego rozumowania.
Podłoga zadrżała o wiele mocniej niż wcześniej. Płyty zachrobotały, w powietrze wzbił się kurz oraz pył. Spokój został na moment zmącony, gdy na wodnej ścieżce urosła ściana, a po naszej lewej stronie pojawiło się przejście. Ledwo hałas ustał, basior ruszył przed siebie.
-No to w lewo-rzekł z optymizmem, skręcając w bok, a my posłusznie podreptałyśmy za nim.
Od razu, gdy przekroczyliśmy próg, przejście zamknęło się za nami z trzaskiem. Byłam jedyną, która odwróciła się, by wlepić wzrok w zimny, ciemny głaz. Reszta ekipy szła bez słowa do przodu. Obaj wydawali mi się nagle przygaszeni i zmęczeni całą wędrówką. Pognałam za nimi, by ich dogonić. Wszyscy szliśmy w ciszy, a labirynt wyjątkowo milczał. Jedynymi rozbrzmiewającymi głosami był stukot pazurów na twardym podłożu i nasze ciche oddechy. Korzystając z milczenia, znowu pogrążyłam się w zadumie.
,,Czy dałoby się nie doznać wizji?"-zastanawiałam się. Byłoby to w pewnym sensie możliwe. Gdyby trzymać się blisko towarzyszy i utrzymywać kontakt z rzeczywistością, to, jak sądzę, dałoby się złamać zasady tego więzienia. To miejsce nie miało prawa nas tu przytrzymywać. Znajdziemy centrum labiryntu, chociażby wieki miało nam to zająć!-,,wieki..."-powtórzyłam, a gdy uświadomiłam sobie znaczenie tego słowa, wiedziałam już, że mój pomysł był bezsensowny. Walka z pragnieniami była konieczna. Jeśli każdy uczestnik grupy jej nie doświadczy, wszyscy będą skazani na wieczne błąkanie się wśród ścian i tuneli. Łatwy do zapamiętania warunek: jeśli nie przejdziesz próby, nie dostaniecie się do następnego etapu.
Mimo to starałam się iść jak najbliżej towarzyszy; było to typowe dla mnie zachowanie. Wprawdzie lubiłam własne towarzystwo, ale jeśli chodziło o błąkanie się na obcych terenach, wolałam się trzymać swoich przewodników. Czasami jednak i to niezbyt pomagało. Przypomniało mi się, jak kiedyś razem z Samaelem ruszyliśmy razem na zbieranie ziół, ale rozwścieczony niedźwiedź przegnał nas na nieznane ziemie. Wtedy drzewa musiały nam pomóc. To było tak dawno... czy od tamtego czasu zdążyłam się zmienić? Odniosłam wrażenie, że nadal jestem tą samą, zagubioną waderą.
Uniosłam pysk do góry, obserwując słońce w zenicie. Jakim cudem jego promienie nie docierały do nas? Dlaczego tu, w korytarzu, było tak ciemno? Przeniosłam spojrzenie na wilki idące przede mną. Niyebe kroczyła spokojnie przed siebie, ale Arelion wydawał się jakby przygaszony. Był przeciwieństwem samego siebie, nim labirynt zesłał na niego próbę. Wcześniej rozpierała go energia i ciekawość, a teraz...? Co się z nim stało?
Nagle jakiś blask zamigotał w oddali. Coś zalśniło na kamiennej podłodze, niby tafla wody skrząca się w słońcu. Raziło mnie to w oczy, wywołując nieprzyjemny ból w skroniach.
,,Co to?"-zaciekawiłam się, wytężając wzrok. Czy dobrze widziałam, że tam tunel nareszcie znika, ustępując miejsca większemu terenowi?
-Hej, widzicie to?-chciałam się upewnić. Niyebe kiwnęła łbem na potwierdzenie, ale Arelion szedł na przód dalej, jakby wcale nie wyłapał moich słów.-Arelionie, słyszałeś?-spytałam.
Basior zatrzymał się nagle, aż prawie wpadłyśmy mu na skrzydła. Odwrócił się do mnie.
-Etrio, mogłabyś sprawdzić, co to jest?-poprosił, a ja kiwnęłam łbem, choć byłam tym nieco zdziwiona. Dlaczego chciał wysłać akurat mnie? Przecież szłam na końcu drużyny. Czy nie byłoby logiczniej i łatwiej, gdybyśmy zbadali tą sprawę razem? Mimo to, zgodziłam się.
-Dobrze-po czym wyminęłam wilki i podbiegłam do przodu. Chodnik, na którym stawiałam łapy, był dziwnie rozgrzany. Było to jednak wspaniałe wrażenie, jakbym w zimowy dzień wtuliła się w kogoś ciepłego.-,,Przyjemne uczucie"-uśmiechnęłam się pod nosem.
Promienie słońca zdawały się lśnić jeszcze bardziej. Przyśpieszyłam nieco, ciekawa, co labirynt mógłby zamieścić w tak dużej przestrzeni, znacznie różniącej się od wilgotnych, ciemnych korytarzy.
,,Co tam się może kryć?"-pytania przemykały mi po łbie.-,,Co będzie na nas czekać?".
Tunel rozszerzył się, a ściany okryte mchem i bluszczem utworzyły wokół mnie rozległą salę, przypominającą okrąg. Zwolniłam nieco, podziwiając piękno tej komnaty. Gdziekolwiek okiem sięgnąć, z kamiennej podłogi rozrastały się przepiękne, wysokie drzewa, których korzenia miażdżyły drobne, żółtawe kafelki. Spomiędzy baldachimu liści, na ziemię padały drobne poświaty słońca. To one dawały efekt tych jasnych blasków widocznych już z dużej odległości. Pośrodku tego miejsca została wykopana sadzawka, której wody były uzupełniane przez mały, kamienny wodospad. W powietrzu tańczyły przeróżne owady: od leniwych trzmieli po dorodne motyle. Odwróciłam się na pięcie, aby zawołać resztę.
-Hej, chodźcie, tu jest...!-urwałam, gdy zatrzymałam wzrok nie na tunelu czy moich towarzyszach, tylko na wysokim głazie odgradzającym mnie od kompanów. Zdałam sobie sprawę, jaki błąd popełniłam, ruszając tu sama. To była pułapka. Labirynt zwabił mnie tu i zatrzasnął. Dlaczego posłuchałam wtedy Areliona? Co się teraz ze mną stanie? Starając się przywołać słowa Alessy, które wypowiedziała do nas wszystkich przed wyprawą, liczyłam rozpaczliwie na to, że znajdę w nich wskazówki, jak zachowywać w takiej sytuacji. Niczego takiego sobie nie przypomniałam. Ze ściśniętym ze strachu gardłem przebiegłam się dookoła placu, szukając jakiegokolwiek wyjścia. Moje poszukiwania poszły jednak na marne; nic nie znalazłam. Podbiegłam więc do sadzawki, szukając w jej toni wskazówki mogącej mi pomóc w wydostaniu się stąd. Widziałam jednak tylko ciemną wodę i nic poza tym. Zarzuciłam łbem do góry, wpatrując się w niebo.
,,Dlaczego?"-karciłam siebie.-,,dlaczego to zrobiłam?".
-Och, Etrio...-ktoś szepnął w pobliżu, wypowiadając delikatnie moje imię. Drgnęłam, słysząc je. Rozejrzałam się dookoła, próbując wyłapać tego, kto się odezwał.
-Kto tu jest?-chciałam wiedzieć. Jakaś postać wychyliła się zza pnia pobliskiego drzewa, przez krótką chwilę wtapiając się w jego cień. W końcu jednak na ciemnawym futrze wilka zatańczyły słoneczne łaty, rozświetlając jego pysk i bursztynowe oczy skrywające się w ciemności. Tak dawno go nie widziałam...
-Blake!-wysapałam, nie wierząc własnym ślepiom. Czy ja śniłam? Jakim prawem się tu znajduje? Przecież on...
-Etrio, kochana...-wtulił się w futro na moim karku, a ja liznęłam go po łopatce. Do moich nozdrzy dotarł jego charakterystyczny zapach przywodzący na myśl rosę, trawę i piasek. Zaciągnęłam się nim z rozkoszą.-liczyłem, że cię tu znajdę.
-Jak?-spytałam krótko, a ten jeden wyraz wystarczył, abym zadała wszystkie nurtujące mnie pytania.-Co ty tu robisz?
Odsunął się ode mnie, a nasze spojrzenia spotkały się. Jak w transie podziwiałam jego pysk i słuchałam kojących słów. Ta ciemna sierść, bursztynowe tęczówki, znajome rysy... nigdy nie zdawały mi się takie piękne jak teraz.
-Tytani są łaskawi. Stworzyli ten labirynt nie tylko, aby móc zbliżyć do siebie śmiertelników, ale i po to, aby wilki miały możliwość spotkania swoich przyjaciół i rodziców, z którymi rozstali się na długie lata-tłumaczył z delikatnym uśmiechem. Brakowało mi słów. Chciałam wypytać go o tyle rzeczy! Co spotkało go po śmierci? Jakim sposobem Tytani go tu przenieśli?-niektórzy krewni, tak jak ja, zginęli, pozostawiając bliskich na tym świecie. Labirynt podtrzymuje nas, jakby to określić... przy ,,życiu", nadając duszy ciało i rozum. Ale wraz z przejściem całej tej budowli znowu znikniemy. Będziemy musieli czekać sto lat, aby znowu przybrać cielesną formę-mówił. Machnęłam ogonem, wsłuchując się w jego historię. Tytani... naprawdę nas kochali. Chcieli dać nam, Śmiertelnym, szansę na szczęście! To niesamowite!
-Czy możemy coś z tym zrobić?-chciałam wiedzieć, kręcąc się w miejscu.
-Musisz mnie po prostu dotknąć-powiedział basior, wyciągając ku mnie łapę.-jeśli to uczynisz, powrócę do tego świata cały i zdrowy, jakby ta cała walka z Skygge'm się nigdy nie zdarzyła. Wystarczy tylko jeden ruch...-uśmiechnął się radośnie, a ja także nie mogłam powstrzymać szczęścia malującego się na moim pysku. Taka prosta rzecz mogła zrobić tak wiele! Blake znowu będzie żywy, razem na pewno przejdziemy ten cały labirynt, będę mogła go przedstawić pozostałym członkom watahy... przyszłość wydała mi się nagle taka prawdziwa, że aż niemożliwa.
Niemożliwa.
No właśnie.
Pokręciłam łbem. To przecież nie mogła być prawda. To wszystko było takie łatwe, aż byłam niemal pewna, że to wszystko kłamstwo. Poczułam, jak moje marzenia niszczą się, zupełnie jakby ktoś zrzucił je w przepaść. Z bólem serca musiałam wypowiedzieć te słowa.
-Przepraszam-mruknęłam po części do siebie.-ale to wszystko łgarstwo...-ledwo dokończyłam zdanie, uświadomiłam sobie moją naiwność. Od momentu, gdy znalazłam się w tym labiryncie, ani razu nie natknęłam się na żadne drzewo, roślinę czy dużą komnatę, jak ta, w której się znalazłam. Dlaczego nie nabrałam podejrzeń, gdy w oddali ujrzałam błyskające światło, a Arelion wysłał mnie samotnie na zwiad? Blake nie mógłby się tu zjawić. Przecież na moich oczach umarł, został zabity. Nic nie mogło przywrócić go do życia, a ja musiałam się z tym pogodzić. A Tytani... tak naprawdę ani razu nie dali znaku, że istnieją naprawdę. Nie mogłam ufać temu miejscu. To niewątpliwie była próba.
-Wcale nie, kochana...-nie usłyszałam głosu kochanego basiora, tylko delikatne słowa wypowiadane niewątpliwie przez jakąś waderę. Ledwo uniosłam pysk, a wszelkie podejrzenia, pomysły i hipotezy, że to miejsce próbuje mi namącić w łbie, zniknęły, jakbym nigdy o nich nie pomyślała. Blake zniknął, a teraz stała przede mną alfa watahy, do której należałam. Władczyni Watahy Wilków Burzy pochylała się nade mną, a jej ciemnawe włosy i kremowe futro lśniły niczym klinga magicznego miecza.
-Alessa?-zdziwiłam się.-co ty...-położyłam ucho, zaskoczona.-przecież miałaś tu nie przychodzić! Nie miało cię tu być!
-Miało, to prawda-kiwnęła łbem, przymykając powieki.-jest jednak pewna sprawa, którą muszę z tobą natychmiast załatwić-jej głos brzmiał niezwykle poważnie, zupełnie jakby omawiała ze mną życie całego stada.
-Co się stało?-w jednej chwili w moim umyśle zapanował chaos.
-Doszłam do wniosku, że powinnaś stać się kimś więcej dla watahy niż tylko zwiadowczynią-mówiła powoli i ostrożnie, jakby obawiała się, że jej nie zrozumiem.-Jakiś czas temu Vesna powiedziała mi, że chce zrezygnować z bycia drugą alfą. Chciałam więc poszukać kogoś na jej miejsce, wilka odpowiedzialnego i silnego, będącym wsparciem dla słabszych czy bezsilnych-Alfa spoglądała wprost na mnie.-uświadomiłam sobie, że to ty najlepiej się do tego nadajesz. Wprawdzie tego nie dostrzegasz, ale jesteś wyjątkową waderą. Brak ci tylko pewności siebie-pacnęła mnie lekko w klatkę piersiową.-zostanie bogiem powinno załatwić sprawę. Gdy zyskasz nowe moce, na pewno staniesz się odważniejsza.
Wstrząsnęły mną jej słowa. Co ona wygadywała? Nie rozumiałam jej, a to, co mówiła, wydawało się niewiarygodne. Vesna naprawdę postanowiła porzucić swoją rolę? Co jej się stało, że nagle postanowiła sobie opuścić? Alfa brzmiała tak, jakby wcale nie przejmowała się jej odejściem. Czemu skupiała się na mnie? Odebranie stanowiska tak ważnej waderze sprawiało, że czułam w sercu bolesne kłucie. To przecież było niesprawiedliwe! Przecież ja nawet nie kiwnęłam ogonem, a Alessa wyznaczyła mnie na swoją nową prawą łapę, oferując od razu zostanie bogiem. Przecież to szaleństwo! Gdzie tu uczciwość? Gdzie tu nagroda za ciężką pracę? Przecież ja nie zrobiłam nic, co mogłoby przybliżyć mnie do tak ważnego stanowiska!
Wilczyca, najwyraźniej widząc wahanie malujące się na moim pysku, zaczęła mówić dalej, jeszcze bardziej mnie kusząc.
-Pomyśl tylko!-uniosła pysk.-stałabyś się taka wspaniała i podziwiana jak ja! Wiesz, ile korzyści to daje? Wystarczy, że udajesz bohatera, a wszyscy służą ci jakbyś była królową świata. Wilki kochałyby cię! Razem mogłybyśmy poprowadzić watahę ku lepszej przyszłości-machnęła łapą, jakby chciała wszystko zniszczyć jednym ruchem.-kto wie, może w końcu jakiś wilk się w tobie zakocha? Nawet jeśli ci nie będzie odpowiadał, to przecież są inne basiory, chociażby Arelion, Mitchell, Skaza lub Aarel... zwłaszcza ten ostatni do ciebie pasuje, wiesz? Razem wyglądalibyście słodko.
Alessa, zupełnie jakby zapomniała o mojej obecności, zaczęła trajkotać sama do siebie. Z niedowierzaniem słuchałam jej obłąkanych słów. Nie potrafiłam normalnie myśleć, ponieważ wszystko wydawało się dziwnie pokręcone i tajemnicze jednocześnie. Planowanie przyszłości ze mną u boku to było prawdziwe szaleństwo! I jeszcze rozpływała się na myśl, że mogłabym zakochać się w jakimś basiorze! Przecież to przekraczało wszelką logikę i nie miało sensu! Co ona sobie myślała? Że zgodzę się na aż taką zwariowaną propozycję? To nie była Alessa jaką znałam. To nie była troskliwa, mądra wadera akceptująca wilki takimi, jakie były naprawdę. Prawdziwa Alfa dbała o nas jak o własne szczenięta, wspierała nas oraz zostawiała samych, gdy ktoś potrzebował samotności. Ta kreatura, stojąca przede mną była szaloną halucynacją, dziełem tego bezlitosnego labiryntu. Nie mogłam zgodzić się na jej propozycję z bardzo wielu ważnych powodów. Vesna nigdy nie porzuciłyby swojej roli. Była ważnym członkiem watahy, mającą na celu nasze bezpieczeństwo i komfort. Zapracowała na swoje stanowisko, a zrezygnowanie z niego byłoby tym samym, gdyby w ogóle nie dała z siebie wszystkiego. Nie mogłam jej zastąpić. W przeciwieństwie do niej, nie zapracowałam sobie na taką rolę. Nie chciałam także przyjmować postaci boga. To byłoby doprawdy nienormalne.
Nie chciałam się zmieniać tylko dlatego, że ktoś tego chciał. Nie miałam zamiaru stać się bezlitosną, odważną waderą. Nie o takiej przemianie marzyłam.
Nie chciałam, aby wilki lubiły mnie tylko dlatego, że miałabym wysoką reputację, zwłaszcza zdobytą bez żadnego wysiłku. Nie pragnęłam, aby basiory się we mnie zakochiwały, bo zostałabym kimś ważnym. To byłoby jednoznaczne z tym, gdybym zmuszała ich do nieszczęśliwej miłości.
To był prawdziwy koszmar. Przywódczyni gadająca bzdury, nagrody za lenistwo, podziw za zmienienie się wbrew własnej woli...? Nie mogłam pozwolić, by cokolwiek zawładnęło moją duszą.
-Nie-odparłam hardo, a mój głos zabrzmiał pewniej, niż sobie wyobrażałam. Halucynacja odwróciła się w moją stronę, wlepiając spojrzenie swoich ślepi. Gdyby spojrzenie mogłoby zabijać, prawdopodobnie przeżywałabym swoje ostatnie chwile.-nie zgadzam się. Zostaw te kontrakty dla kogoś innego. Mnie nimi nie pokonasz.
,,Alessa" machnęła ogonem, jakby podirytowana, ale nie poddawała się.
-Na pewno?-upewniła się ociekającym słodyczą, fałszywym głosem.-mogłabyś...-nim jednak zaczęła, przerwałam jej.
-Powiedziałam coś!-drżałam cała na ciele, jednak nie potrafiłam zrozumieć dlaczego. Czyżby emocje, zwykle tłumione w głębi serca postanowiły wziąć nade mną górę?-Odejdź. Nie jesteś prawdziwą Alessą.
Iluzja zamrugała zaskoczona, ale jej zdziwienie trwało mniej niż sekundę. Uśmiechnęła się przyjaźnie, machając powoli ogonem. Świat, który mnie otaczał, zaczął rozpływać się wraz z postacią stojącą przede mną. Drzewa, sadzawka, kafle-wszystko niknęło, zmieniając się w białą mgłę.
-Dobrze się spisałaś-to nie był już głos ani Alessy, ani Blake'a.-to była twoja próba.
,,Próba?"-pomyślałam sennie, skupiając wzrok na ulatniającej się postaci.-,,czyli dałam sobie radę..."-nim jednak zdążyłam to sobie uświadomić, biała pustka otoczyła moje ciało i porwała ku rzeczywistości.
Pierwszym, co poczułam, był chłodny, zimny kamień pod plecami. Odważyłam się otworzyć oczy, a wtedy ujrzałam pochylających się nade mną Areliona i Niyebe. Nigdy nie sądziłam, że poczuję tak ogromną ulgę, widząc ich prawdziwe postacie. Dziwna pewność siebie, którą uwolniłam do przegnania przeróbki Alessy, zniknęła wraz z odzyskaniem świadomości.
-Wszystko w porządku?-spytała Niyebe, przyglądając się mojemu czołu. Poczułam, jak dawne rany nad ślepiami pulsują bólem.
,,Co się stało?"-zdziwiłam się, przykładając łapę do blizn. Poduszeczka zabarwiła się na szkarłatną czerwień. Krew.
-Dobrze się czujesz?-upewnił się Arelion stojący nieco dalej.
-Chyba tak...-mruknęłam cicho, siadając. W duchu sądziłam, że poczuję zawroty głowy, ale nic takiego się nie stało. Najwyraźniej obrażenia nie były aż tak duże.-jest w porządku-dodałam.-co się stało, zanim ja...?-urwałam, posyłając im znaczące spojrzenie, licząc, że wiedzą, co mam na myśli.
-Cóż...-zaczął basior, ale Niyebe wtrąciła się, przerywając mu.
-Gdy szliśmy korytarzem, zaczęłaś nagle biec, wyminęłaś nas wszystkich i wpadłaś na ścianę-wskazała łapą kamienną przeszkodę. Westchnęłam, słysząc jej słowa. Czyli już wtedy, gdy zobaczyłam blask komnaty w oddali, zostałam wciągnięta w wizję. Jestem pewna, że gdy przywaliłam łbem w głaz, musiałam wyglądać komicznie.
-Chodźmy już-oznajmił basior, a na jego słowa natychmiast wstałam. Miał rację. Nie warto marnować naszego czasu. Niyebe także się dźwignęła i wyprzedziwszy mnie, ruszyła za białofutrym. Zupełnie jakbyśmy ustalili nasze pozycje wcześniej, zajęłam swoje miejsce na końcu zastępu. Będąc ostatnią, czułam się z tym dobrze.
Klucząc wśród alejek i przemykając tunelami, wsłuchiwałam się w upiorne echa wibracji budowli. Wpatrując się we własne łapy i chodnik pod nimi, zastanawiałam się nad wizją, której byłam świadkiem. Rozumiałam teraz, dlaczego Arelion nie podzielił się własnymi doświadczeniami. Oczywiście wtedy też nie byłoby ,,zabawy", jak sam to określił, ale najgorsze kryło się w samej próbie. Wszelkie marzenia oraz ambicje były niszczone i brutalnie przekształcane przez ten labirynt. Zupełnie jakby ktoś powiedział nam, że zawsze pozostaniemy głupcami. Słabiakami, wierzącymi na lepszą przyszłość. Czy gdybym nie wiedziała, jak zachowuje się prawdziwy Blake lub rzeczywista Alessa, byłabym w stanie umknąć złu tego budynku? Przypominając sobie słowa fałszywej przywódczyni, nie mogłam uwierzyć, że w moim sercu naprawdę czają się takie okrutne pragnienia. Czy moje mroczne ,,ja" naprawdę chciało władać watahą i być podziwiane przez innych? Nie chciałam zaakceptować prawdy, że takie straszne rzeczy czają się ukryte w mojej duszy. Jak mogłabym je zwalczyć? Czy istniał na to jakiś sposób?
,,Tak naprawdę to każdy jest w środku zły"-dotarło do mnie.-,,każdy z nas przecież niejednokrotnie zabijał, zdradzał, kłamał". Czy to nie jest wystarczający dowód na to, że i my także zbliżamy się do bezlitosnych stworzeń na tym świecie? Czy to oznacza, że w pewien sposób upodabniamy się do ludzi? Tych okrutnych, bezwzględnych bestii?
Wypuściłam powietrze z płuc.-,,Nie mogę myśleć o tych okropnościach. Nie jest na to dobry czas". Obserwując swoich towarzyszy, starałam się rozmyślać za to o trasie, która na nas czekała.
Nikt z nas nie wiedział, w którym miejscu labiryntu się znajdujemy. Możliwe, że byliśmy daleko od jego centrum, ale nie wykluczałam też faktu, że się do niego zbliżaliśmy. Obojętnie w jakiej sytuacji byśmy się znajdowali, nie dopisywało nam ani szczęście, ani pech. Istniała przecież ta żelazna reguła, zasada, która zdawała się nam uniemożliwiać ruszenie do przodu.
,,Jeśli nie przejdziesz próby, nie dostaniecie się do następnego etapu".
Spojrzałam na Niyebe. Srebrzystobiała, młoda wadera zdawała się być niewzruszona zbliżającymi się wydarzeniami. Szła równo przed siebie, stale utrzymując tępo. Nie widziałam jednak wyrazu jej pyska. Może właśnie krzywiła się z rozpaczy, zastanawiając się, co ją czeka? Ciekawe, czy wizje ją oszczędzą? Może będzie skazana na cierpienie? Skoro jednak i ja dałam sobie radę, to ona tym bardziej. Życzyłam jej w myślach powodzenia, wkładając w to całą swoją nadzieję. Dogoniłam ją, aby nie zostać w tyle i znowu zatopiłam się we własnych myślach.
Idąc przed siebie, błagałam, aby kłamstwa i wizje nie przejęły władzy nad żadnym wilkiem z mojej lub innej grupy próbującej wydostać się z tego strasznego miejsca...
C.D.N.
>Visio Electri, twoja kolej<