· 

Słodko gorzkawe kłopoty #5

Zaloty naszego wybawcy jedyne co we mnie wzbudziły to obrzydzenie i mdłości. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do basiorów, zdecydowanie bardziej preferowałam wilczyce. Poza tym Reddie nie wyglądała na zadowoloną jego działaniami.

 

- Ruda? Byłaś kiedyś... zakochana? - słowa Red wyrwały mnie z zamysłu.

- Hmm... właściwie to nie. Kilka razy byłam chyba zadurzona, ale tak żeby kogoś pokochać? Nikt nie wytrzymał ze mną na tyle długo. - powiedziałam, uśmiechając się szeroko. - A jak z tobą? - spytałam.

- Długa historia, kiedyś napewno ci opowiem. - odparła, odwzajemniając uśmiech. - Chcesz może zapolować? - jak na zawołanie mój brzuch zaczął wydawać wygłodniałe okrzyki bitewne. Czasami mój organizm mnie przeraża, pomocy.

- Taaaak! Jestem wygłodniała jak nigdy, a wszyscy mówili mi że wtedy to już zupełnie nie da się mnie znieść. - odpowiedziałam, skacząc dookoła czerwonofutrej i starając się zignorować ssanie w dołku.

- W takim razie może faktycznie pospieszmy się ze znalezieniem potencjalnego obiadu... - skomentowała, ze zdziwieniem obserwując moje poczynania.

Zauważywszy, że i tak nie otrzyma ode mnie logicznej odpowiedzi, po prostu ruszyła przed siebie, a ja bez wahania wkroczyłam za nią do wiosennego gąszczu. Gdzieniegdzie między koronami drzew rozchodziło się ponure pohukiwanie sowy.

- Ewww, Red... boję się tych wielkookich ptaszysk... - powiedziałam cicho, przybliżając się do towarzyszki, ta natomiast zbyła mnie machnięciem łapy i pokazała, że mam być cicho.

W krzakach przed nami coś się poruszyło, a chwilę później wyskoczył z nich małych rozmiarów dzik. Czerwonofutra ruszyła do ataku, a ja zaraz za nią. już miałyśmy obie zatopić kły w gęstej, czerwonej posoce zwierzęcia, gdy ten zniknął. Powodem tego zniknięcia okazał się być nie kto inny jak ten zgniły psychopata z wcześniej. Jego ciało, o ile to możliwe, wyglądało jeszcze gorzej niż wcześniej. Gdzieniegdzie wciąż brakowało mu kawałków mięsa lub skóry, a rany te ociekały dziwną substancją.

 

- No bez jaj! Kiedy zdechniesz?! - wykrzyczałam, starając się nie zwracać uwagi na jego wygląd.

Nadludzko silne bydlę pochwyciło momentalnie mnie i moją towarzyszkę, jak gdybyśmy były tylko martwymi króliczkami. Reddie ani ja nie zdążyłyśmy nawet podjąć próby stawiania oporu.

 

Wciąż z nami "pod pachą" prowadził nas krętymi korytarzami jakiejś jaskinii. Wzdłuż ścian jej tunelu rozstawione były małe pochodnie. Czyli ktoś tutaj rezydował już dłuższy czas.

 

- Wygląda na to, że ani siłą, ani podstępem nie dacie się poddać mojemu rytuałowi... więc pora na wypróbowanie ostatniej rzeczy. Posiedzicie tu, aż osłabniecie na tyle, żebyście nie były w stanie mi się przeciwstawiać. - powiedział, gdy tylko wkroczyliśmy do ponurej, ciemnej komnaty. Znajdowało się tu sporo klatek, niektóre puste, inne zaś wciąż wypełnione kośćmi naszych poprzedników.

Nim rozejrzałam się dokładniej, wylądowałyśmy w jednej z nich, a prześladowca wyszedł.

- Reddie? Wszystko w porządku? Nie odzywałaś się całą drogę. - zwróciłam się do czerwonofutrej. Wyglądała dosyć posępnie.

- Przepraszam, Ruda. Po prostu... musiałam mocno skupić się na powstrzymaniu samej siebie od bezsensownego rzucenia się na to coś. - odparła ponurym tonem.

- Eeeej! Damy radę!! A po ucieczce pokażesz mi swoje ulubione miejsca na watasze i przedstawisz swoich przyjaciół. Będzie fajnie, prawda? Polubiłam cię. - trajkotałam wesoło, przytulając się do wadery.

 

C.D.N.

 

<Red? UwU>