Zwinnie uniknąłem lecącego w moją stronę ogona sporych rozmiarów bestii, podczas gdy Aarel starał się zaatakować ją z powietrza. Jego próba zakończyła się przywaleniem z impetem o ścianę jaskini. Kiepsko nam szło. Ba, kiepsko to mało powiedziane. Może zanim zostanę starty na miazgę to zdążę opowiedzieć jak do tego doszło, hm?
Dzisiejszego poranka niesamowicie się nudziłem. Alessa wybyła gdzieś nim się obudziłem, a Nagai miał mnie w nosie. Tak więc wylazłem szukać potencjalnego towarzysza do nudy, bo w końcu lepiej nudzić się razem. Dziwnie się złożyło że Aarel też nie porabiał nic konkretnego. I tak o to dwa kłopotliwe basiory postanowiły wybrać się razem na przechadzkę. Do Hadesu. Tak wiem, to nie jest najlepszy pomysł, nie oceniajcie mnie zbyt surowo. Rubinowooki miał okazję żeby mnie powstrzymać, prawda?
No, kontynuując. Wleźliśmy tam jak gdyby była to po prostu jedna ze znanych nam bardzo dobrze, watahowych jaskiń i zwiedzaliśmy wesoło korytarze, niemalże cały czas rozmawiając, nie zwróciwszy nawet uwagi na otaczające nas szczątki innych stworzeń. Ale ta ignorancja mogła mieć spory związek z naszymi rasami i żywiołami, oraz tym co widzieliśmy już w życiu nieraz.
To właśnie w zapyziałym świecie śmierci i zgnilizny natknęliśmy się na dziwny, promieniujący pomarańczowym światłem kamień. Miał taki odrobinę owalny kształt.
- Aarel? Patrz, czy nie jest ładniutki? - spytałem, podchodząc bliżej tego dziwnego przedmiotu.
- Coś rusza się w środku. - oświadczył, przyglądając się temu badawczo.
- Może lepiej zostawmy to w spokoju? - zasugerowałem, odczuwając dziwny dyskomfort. Mój towarzysz kiwnął tylko łbem w odpowiedzi.
Iiii... w tym momencie wszystko postanowiło, lekko mówiąc, wybuchnąć.
Zza naszych pleców dochodził dziwny hałas, jakby właśnie sporych rozmiarów drzewo przywaliło w ziemię. Sęk w tym, że tutaj nie ma drzew.
Odwróciwszy się, zobaczyłem coś, co sprawiło że mało nie popuściłem...
Smok. Taki duży, jak z legend. Pokryty łuskami i w ogóle. Taki biegnący w naszą stronę z żądzą mordu w oczach.
I siup wracamy do teraźniejszości.
- Wszystko z tobą w porządku?! - wrzasnąłem do czarnego wilka, widząc jak dłuższy moment nie podnosi się z ziemi. Poruszył się w odpowiedzi, więc chyba żyje.
Rozwścieczony smok teraz obrał sobie mnie na swoją marną ofiarę.
Zamknąłem oczy wiedząc że i tak zdechnę.
Wybacz Alesso, starałem się, ale teraz pora umierać.
Zacisnąłem mocniej powieki, ale nic się nie wydarzyło, poza tym że monstrum ciężko uderzyło w ziemię.
- Matko... Co jest nie tak ze śmiertelnikami? To ostatni raz jak ratuję kogokolwiek, przysięgam... - powiedział ktoś o donośnym, ciągnącym się głosie. Tak jakby coś mi świta...
Pluto?
C.D.N.
<Aarelu?>