Zatrzęsła się ziemia i ściany zaczęły wyrastać spod podłogi zrobionej z niespotkanego mi wcześniej materiału. Na szczęście nikomu się nic nie stało, tylko złapałem i przyciągnąłem do sobie Niyebe, stała niebezpiecznie blisko jeszcze formującej się ściany.
- Zostaliśmy rozdzieleni, chyba musimy iść przed siebie, prędzej czy później musimy kogoś spotkać. - powiedziałem do otaczających mnie Wader.
- Nie ma raczej innego wyjścia. - Etria przyznała mi rację.
Nib tylko kiwnęła głową twierdząco.
- Ja pójdę przodem, jak coś mi się stanie, idźcie dalej. - powiedziałem do nich i ruszyłem przed siebie.
Wadery nic nie powiedziały, tylko bez słowa szły parą za moją osobą. Szczerze byłem zafascynowany tą budowlą, niby opustoszała, a ściany, choć ruchome były tak idealnie zdobione widać było z góry, że to ręka sił wyższych. Co jakiś czas było czuć, jak pod naszymi łapami trzęsła się podłoga, pewnie były to ruchy labiryntu, oby nikt nie został przypadkiem zabity przez to piękno, ten labirynt trochę przypomina mi róże, piękny, lecz ma kolce, którymi można się przypadkiem zranić. Pod poduszkami czułem chłodny płyn, prawdopodobnie wodę. Zignorowałem jednak ten fakt. Wokół nas panowała niezręczna cisza. Gdy robiłem następny krok, cały spadłem do lodowatej wody, lecz była ona tak ciężka, że nie szło w niej pływać, a tonęło się w niej nadzwyczaj szybko. Dostrzegałem tylko zarysy sylwetek dziewczyn, które pochylały się nad pułapką, a na dodatek labirynt znów się zaczął zmieniać. Jednak ja czułem tylko zimno i jak moje serce próbuje pompować krew. Wtem ujrzałem światło w czystej postaci, stojące przed moją osobą a ja znajdowałem się w krainie bogów.
- Witaj o potężny Arelione. - mówiąc to, pokłoniło mi sie.
- Zwę się Aneke i jestem twoim sługą. - z pokorą mówił na pół w ukłonie.
- Gdzie jestem i gdzie są pozostali! - podniosłem głos na to coś.
- O wszechmocny nie unoś się gniewem, wszyscy żyją.- uspokajało mnie.
- Czego ode mnie chcesz?? - podejrzliwy zapytałem, choć nie powiem, jego pochlebstwa mi pasowały.
- Przybywam tu, aby oznajmić ci, że bogowie tu zmierzają, by oddać ci hołd.- nie wstawał z kolan, a w jego tonie nie było słychać kłamstwa.
- Bogowie, cześć mi? - lekko zdziwiony poprawiłem się i usiadłem z wypięta piersią.
- Synu kosmosu, wybrańcze oceanu każdy chce podziwiać twoją majestatyczność. - jeszcze bardziej mi słodził. - Jest tylko jeden mały szczegół pogromco Draconów. Musisz dotknąć mnie, a to wszystko będzie prawdą. - zachęcająco powiedział.
- Nie wiem, czy mogę ci ufać. - podejrzliwie zmierzyłem go wzrokiem.
- Lunku, zrób to. - najsłodszy głos, jaki kiedykolwiek w życiu słyszałem, miał źródło tuż za mną, była to Alessa.
- Alfo co ty tutaj robisz? - zapytałem.
- Przybyłam do ciebie mój najmilszy, chce, byś to ty był przy mnie. - ponętna Wadera spojrzała mi prosto w oczy.
- Serio? Czyli jednak mnie kochasz! Jednak co z Marstonem?? - miałem mały mętlik, lecz nie mogłem ukryć zadowolenia.
- Ten szczeniak nie potrafi sam o siebie zadbać a co dopiero o prawdziwą damę, ty jesteś potężnym i idealnym basiorem, jakiego potrzebuje, ty będziesz idealnym oparciem dla mnie, od pierwszego dnia w watasze wiedziałam, że jesteś wyjątkowy. - Wadera ocierała się o moje futro, mi się to podobało i też się o nią ocierałem.
Serce oczywiście waliło mi jak szalone, a oczy miałem zeszklone, ze szczęścia.
- Alis, moje kochanie będę najlepszym partnerem, jakiego możesz sobie wymarzyć... - Wadera przerwała mi, zakrywając pysk ogonem.
Jeszcze raz spojrzała na prosto w oczy, jej spojrzeniem było pełne miłości i namiętności.
- Musisz tylko zrobić jedną rzecz, dotknij go. Zobacz, będziemy nad tymi bezsensownymi bogami, będziemy nimi rządzić tylko ty i ja, Ciri oczywiście też tu będzie. Czy może być coś lepszego niż to? Ja koło najsilniejszego basiora na świecie, nie we wszechświecie.- widziałem zdeterminowanie w jej oczach, zero pogardy czy nienawiści, tylko czystą eros.
Podszedłem do światełka, zmierzyłem je jeszcze raz wzrokiem, już chciałem je dotknąć. Jednak dosłownie długość króliczego ogona przed tym czymś zatrzymałem się.
- Czekaj moment. Ty byś nigdy tak nie zrobiła. Nie nazwałabyś nikogo od szczeniaków i choć w pewnym stopniu się z tym zgadzam. Nie pasuje to do ciebie, nie jesteś chciwa ani żądna władzy. Kochanie, Alesso to nie jesteś ty. To nie może być prawdziwe, skoro moja ukochana nie jest waderą, na którą czekam. Podpisałem ten walony cyrograf, by być wieczny, by moja miłość mogła rosnąć do ciebie każdego dnia bardziej. Nie chcę, by to się tak skończyło. - wtedy mnie olśniło.
- PRÓBA! Tak to musi być ona. - odsunąłem się od światła na dobry metr.
- Nie dam się tak łatwo nabrać labiryncie!- wykrzyczałem w pustkę.
- W tej chwili chce wrócić do Nib i Etrii. - krzyczałem tak głośno, że aż czułem, jak mi pracuje krtań.
- Czyli nie będziemy razem władać bogami? Szkoda. - podróbka Alessy smutno powiedziała.
- Gratuluję, zdałeś próbę, co prawda prawie się dałeś ponieść marzeniom, wszak twój rozum jest potężny i umie przejrzeć przez słodkie iluzje, gratuluję ci. - Alis wraz z Aneke powiedzieli do mnie.
- Wracaj do swoich i prowadź ich Arelione, synu Saturna. - Alessa lekko popchnęła mnie.
Przewróciłem się na grzbiet i znów czułem wodę koło mnie, lecz tym razem woda była lżejsza, a labirynt znów się trząsł. Pod moimi łapami pojawiła się półka skalna, postawiłem na niej pewny krok. Ona działała jak winda, przetransportowała mnie ponad wodę i na poziomie reszty korytarzy zatrzymała się. Wadery siedziały zrezygnowane, tam, gdzie widziałem je po raz ostatni.
- Drogie panie, uważajmy na pod nogi. - stanąłem dumnie, patrząc uważnie na wadery.
Momentalnie ich uszy i oczy, zwróciły się w moim kierunku, dziewczyny momentalnie do mnie podbiegły i cieszyły się, że mnie widziały, widziałem to w ich oczach.
- Nie rób nam tak więcej. - powiedziała Etria.
- Postaram się. - mówiąc to, podrapałem się za uchem.
- Próby nie są zadaniami fizycznymi, tylko próbie psychiki. - powiedziałem do nich.
- Psychiki? - ze zdziwieniem powiedziała Niyebe.
- Tak, ale nie będę wam zdradzał szczegółów, w końcu gdzie tu zabawa? - lekko się uśmiechnąłem.
W tym samym momencie, gdy chciałem już ruszyć do przodu. Przed moim nosem wyrosła ściana, za to po mej lewicy przejście zostało otwarte.
- No to w lewo. - z optymizmem rzekłem do wader, po czym odwróciłem się i stawiałem następne kroki w czeluści budowli.
Dyskretnie zapłakałem, a raczej pociekło mi parę łez, wizja była piękna, zbyt piękna by była prawdziwa, próby nie mają litości dla nas pod żadnym względem, dają nam wielkiego plaskacza na pysk naszymi marzeniami. Przeciwstawienie się im jest trudne, a nie zawsze idzie postawić dobro innych ponad swoje zachcianki. Mnie się trudem udało, ale czy innym się uda? Czas tylko to pokaże. Tymczasem idę dalej przez korytarze z waderami z tyłu, mając nadzieję, że dotarłszy do centrum będą inni tam na nas czekać.
C.D.N.
<Clementine?>