· 

Nowy wspaniały sen #1

„Ostatni raz śpię w tej zasmarkanej dziurze.” - pomyślał tej nocy rozogniony Skaza, słysząc dochodzące zewsząd pochrapywania, szepty i chichy. Basior był typem samotnika, a ostatnie lata spędzone w samotności dodatkowo wyczuliły jego słuch na zbędne dźwięki. Choć od najmłodszych lat nauka nie sprawiała mu żadnych trudności, nie potrafił nauczyć się puszczać zgiełku wokół siebie mimo uszu. Nie planował jednak zadać sobie trudu w postaci prośby do współlokatorów o ściszenie jadaczek. Nie był na to zbyt leniwy, ale podejrzewał, że po pierwsze nie da to zbyt wiele, o ile w ogóle cokolwiek, a po drugie nie czuł się na tyle zakorzeniony w życie watahy i stosunki między jej członkami, by uciszać wszystkich dla własnej wygody. Owszem, jest to hedonistyczny basior pełen egoizmu, jednak także tchórzliwy. Jakakolwiek próba jego szarogęszenia się, mogłaby skończyć się bęckami od kogoś starszego, a przede wszystkim silniejszego. Za słuszne uznał więc siedzenie cicho, co nie pomniejszało jego emocji. Kiedy furia wezbrała w nim do granic możliwości, zdecydował się opuścić Jaskinie Przejścia w trybie natychmiastowym, nie czekając jutra. Wyskoczył w niej jak z armaty i aby dać upust kipiącej złości, ruszył biegiem przed siebie. Nie trwało to jednak sługo, bowiem jego kondycja nie była najlepsza, co także stanowiło dlań powód do złości. „Teraz idę się wyspać. A kiedy wstanę zaczynam pracę nad sobą. Definitywnie.” znów odezwał się głos w jego głowie. Tym razem był o wiele bardziej stanowczy i pełen pewności siebie. Skaza wziął głęboki oddech i parsknął głośno, jakby miał wyrzucić z siebie całą tą złość. - W końcu ci pikawa stanie z tego wszystkiego. Uspokój się! - dodał do siebie na koniec, tym razem już na głos. Westchnął raz jeszcze i ułożył się nad pobliską rzeczką. Kiedy tak leżał i spoglądał na uciekającą smętnie wodę, pomyślał, że tak właśnie wygląda jego życie. Jest tak samo miałkie i bezsmakowe. Czasem trafi się w nim jakaś rybka, przynosząca chwilową uciechę, ale nie niesie to za sobą niczego produktywnego. W ciągu ostatniego półtora roku nie wydarzyło się dosłownie nic ciekawego. Poza dołączeniem do watahy oczywiście, ale to nie wpłynęło jakoś szczególnie na Skazę. Poza conocnym stresem związanym z nadmiarem społeczeństwa wokół niego.

Przez te rozmyślania już całkiem odechciało mu się spania. Skłoniły go także do tego, aby odnaleźć źródło strumyka, co być może pomogłoby mu odnaleźć nowy początek siebie. Albo przynajmniej początek czegoś nowego w jego niesatysfakcjonującym życiu.

Przeczucie go nie zawiodło. Dotarł do wejścia groty. Skaza był już tu wcześniej, jednak nigdy nie zbliżał się doń zbytnio, wiedząc, że jest już ona w czyimś posiadaniu. Tym razem jednak było inaczej, coś wyraźnie ciągnęło go do środka, jak magnes. Wahał się jednak, gdyż wyczuwał zapach nieznanej wilczycy i jeszcze jakiegoś stworzenia gadziego pochodzenia. Zaczął się kręcić w pobliżu, co nie umknęło uwadze bystrej właścicielki tego przybytku. Wychynęła z głębi komnaty i z oddali obserwowała węszącego, kręcącego się w kółko basiora. Towarzyszył jej niezwykły wąż – majestatyczny, z pięcioma łbami, a każdy z nich przyozdobiony w kołnierz. Stali tam chwilę szepcząc coś między sobą. Próbując skupić uwagę z dala, wychwycić można było jedynie ostre syki. Uszy Skazy skierowały się ku nim, a po chwili łeb i reszta ciała. Przybrał pozę taką jak tajemnicza, czerwona postać i czekał na reakcję. Wadera i jej przyjaciel prawdopodobnie mieli podobne założenie, gdyż ta chwila zdawała się przeciągać nadmiernie. W końcu wąż rozłożył swe kaptury i wyprostował najwyżej jak umiał, na znak, że jeśli basior planuje atak, to ten będzie bronił swej towarzyszki. Skaza jednak tylko położył uszy po sobie i podszedł nieco nieśmiało. Sam nie wiedział jakie myśli rodziły mu się w głowie i zdał się na instynkt. Oblizał nos dwa razy i kiedy wreszcie chciał zagaić, wadera odezwała się łagodnie, acz stanowczo i podejrzliwie.

 

- Co tu robisz i kim jesteś?

 

Skaza nie bardzo wiedział co powiedzieć. To, że szuka źródełka nie zabrzmiałoby na tyle poważnie, na ile by tego oczekiwał.

 

- Nie mogę spać. – tu wadera wytrzeszczyła oczy z jeszcze większym podejrzeniem. Nic dziwnego, to wyjaśnienie nie zrobiłoby dobrego wrażenia na nikim, kto spotyka w środku nocy kogoś obcego na swoim podwórku. - W mojej… naszej jaskini jest zbyt wiele wilków, a ja nie lubię towarzystwa. Miałem nadzieję, że ta tu jest opuszczona. Już się przekonałem, że nie jest. Dziękuję. – syknął na podobieństwo węża, mrużąc ślepia i wyczekując niecierpliwie na reakcję.

 

C.D.N.

 

< Red?>