· 

Wyzwanie Tytanów #3

- No pięknie - mruknął Skaza, gdy ściany labiryntu rozdzieliły nas od reszty wilków. 

 

Basior był jedynym z grupy, który był tu ze mną. Dzięki bogu, bo nie wiem co by się stało, gdybym została sama. Zaczęliśmy się rozglądać dookoła. Wyjście było zablokowane a jedyną drogą był korytarz przed nami, który po jakimś czasie skręcał w lewo. Ściany labiryntu były wysokie i kamienne więc nie było szans, żeby zobaczyć co się stało z resztą. Przez chwilę myślałam, żeby spróbować polecieć w końcu było tu na tyle szeroko, że dałabym radę rozwinąć skrzydła. Jednak porzuciłam ten pomysł. Teraz powinniśmy jak najszybciej dojść do środka labiryntu, gdzie pewnie spotkamy się z resztą. 

 

- Chodź - wskazał pyskiem korytarz przed nami. - pośpieszmy się. 

 

Pokiwałam głową i skierowałam się tam, idąc jak najbliżej basiora. Lepiej trzymać się blisko i nie pozwolić, by zostać samemu. Zaczęłam się czujnie rozglądać. Nie wyglądało na to, żebyśmy mieli wpaść na jakieś pułapki. Przynajmniej na razie. Ściany były gładkie, żadnych otworów czy innych takich. Trochę uspokojona spojrzałam na powrót przed siebie. Wtedy cały spokój uleciał ze mnie momentalnie. Przede mną, gdzie winien się znajdować czarny basior nie było nikogo. 

 

- Skaza! - zaczęłam krzyczeć. - Skaza, gdzie jesteś?! 

 

Nic. Cisza. Zaczęłam biec przed siebie, próbując wypatrzeć gdzieś basiora. Nigdzie go nie było, więc zwolniłam trochę. Nie wiadomo co mnie tu czeka więc lepiej oszczędzać siły. Szukałam go już dość długo, kiedy usłyszałam za sobą szelest więc się odwróciłam by zobaczyć co to może być. Niestety nic nie zobaczyłam. Rozglądałam się bacznie próbując coś dojrzeć. Może mi się zdawało i tak naprawdę nic nie słyszałam. Już chciałam się odwrócić, by iść dalej, ale nagle coś na mnie wpadło. Momentalnie się odwróciłam i przyjęłam pozycję bojową nie wierząc, że pozwoliłam sobie na chwilę nieuwagi w takim miejscu. I wtedy mnie zamurowało. Przede mną stał otrzepując się z kurzu... Nie! To przecież niemożliwe! Opamiętaj się, przecież nie widziałaś go od lat. On zaginął. To nie możliwe, żebyś tak nagle na niego wpadła w labiryncie. Zaczęłam potrząsać łbem, by odgonić niechciane myśli. Żeby ostatecznie pozbyć się wątpliwości. Niestety to, co zobaczyłam, wcale mi w tym nie pomogło. Wilk, który przede mną stał, w końcu na mnie spojrzał. Wszędzie poznałabym te bursztynowe oczy. 

 

- Przepraszam, zagapiłem się i - w tym momencie urwał. Najwyraźniej zdał sobie sprawę, do kogo mówi. - Irni?! - wykrzyczał. 

 

- Na-nan- Nanoku - nie mogłam z siebie wydusić nic więcej. Głos mi się załamał a łzy zaczęły spływać po moim pysku. - co ty tu robisz? Ja jak tu trafiłeś? - jąkałam się. Jednak po chwili zaczęłam na niego krzyczeć - czemu tyle cię nie było?! I nagle pojawiasz się w labiryncie tytanów z uśmiechem jak bym wcale nie musiała żyć przez lata bez żadnej informacji czy żyjesz?! Wiesz jakie to ciężkie? - byłam wściekła, ale też zrozpaczona i prze szczęśliwa, że widzę go całego i zdrowego. Nie próbowałam już walczyć z łzami i pozwoliłam powoli płynąć po pysku. 

 

Nanoku tylko uśmiechnął się pokrzepiająco, przytulił mnie delikatnie i wyszeptał ciche przepraszam. Staliśmy tak przez chwilę w ciszy. Wiem powinnam być zaskoczona, że go widzę a zwłaszcza tu. Jednak nie byłam. Nie wiedzieć czemu, ale oprócz chwili, w której go zobaczyłam nie byłam zdziwiona. Może to przez radość, a może przez to, że wszystko działo się tak szybko. 

 

- Przykro mi siostrzyczko, ale musimy iść - powiedział smętnie odsuwając się ode mnie. - Udało mi się znaleźć wyjście. Jest trochę daleko, ale jak się sprężymy to damy radę, zanim ściany się przemieszczą i zniknie. Potem będziemy mogli porozmawiać i wszystko ci wyjaśnię. 

 

Wstał i szybko ruszył przed siebie. Ja stałam chwilę oniemiała, nie wiedząc co mam zrobić, ale szybko się pozbierałam i pobiegłam za bratem ciągle nie mogąc uwierzyć, że go spotkałam. Trochę mi zajęło dogonienie go no, ale cóż zawsze był dość szybki. 

 

- Nanoku czekaj, nie nadążam - wysapałam. 

- Przykro mi, ale mamy mało czasu - powiedział, patrząc na mnie współczującym wzrokiem. - wytrzymaj dobrze? 

 

Ja pokiwałam głową i trochę przyśpieszyłam. Stanęliśmy na chwilę przy skrzyżowaniu. Basior patrzył na nie chwilę, po czym wybrał prawą stronę. Szliśmy w ciszy, gdy nagle sobie coś przypomniałam. Nie wierzę, że byłam tak zaślepiona euforią spowodowaną odnalezieniem Nanoku, że całkowicie wypadło mi z głowy czemu tu jestem. Zaczęłam przeklinać się w myślach. Co z tego, że po jakiś czterech latach znalazłaś brata przecież powinnaś iść do środka labiryntu zamiast jak głupia biec za nim. 

 

- Nan musimy zawrócić - powiedziałam stanowczo zatrzymując się. 

- Co? Dlaczego? - zapytał z wyraźnym zdziwieniem w oczach. 

- No bo... - nie wiem czemu nagle poczułam się zakłopotana. - Powinnam iść do środka labiryntu. Tam powinna reszta wilków z mojej watahy, z którymi tu przyszłam. Będą się martwić jak mnie tam nie znajdą. Właściwie to ja też chciałabym jak najszybciej ich zobaczyć i upewnić się, że nikomu nic nie jest. 

- Rozumiem - powiedział, podchodząc do mnie z ciepłym uśmiechem. - martwisz się o przyjaciół. - energicznie przytaknęłam ciesząc się, że mnie rozumie. - przykro mi, ale nie możemy się zatrzymywać. Inaczej możemy już stąd nie wydostać. Nie martw się, na pewno nic im nie będzie. - po tych słowach posmutniałam, ale też poczułam coraz większą złość. Że co?! Nie możemy zawrócić?! Jak to mam się nie martwić?!! Niby jak?! Postanowiłam, że nie ruszę się stąd, dopóki nie wysłucham odpowiedzi na wszystkie moje pytania. 

 

- Nanoku? 

 - No chodź, nie mamy czasu! - ponaglił mnie. 

 - Jak mnie znalazłeś? - zapytałam całkowicie poważna. - i nie mów, że to był przypadek. To nie możliwe, że postanawiamy iść do labiryntu tytanów i nagle magicznie pojawiasz się ty. - On tylko westchnął i na mnie spojrzał. 

 - Masz rację to nie przypadek - powiedział, ponownie przywołując na pysk uśmiech. - Moi zwiadowcy powiedzieli mi, że w tej watasze jest wadera identyczna co moja siostrzyczka i że pojawiła się tam jakaś dziwna budowla, do której mają zamiar iść. Uznałem, że cię sprawdzę, czy to naprawdę ty. Wszedłem i tak tu błądziłem przez jakiś czas. Wtedy usłyszałem wołanie, pobiegłem w tamtą stronę by sprawdzić o co może chodzić i na ciebie wpadłem. 

 - Cóż dobrze - to było dla mnie kluczowe pytanie. - ale przykro mi jeszcze nie możemy stąd wyjść. Najpierw chcę dojść do środka labiryntu, gdzie powinni być moi przyjaciele. O ile nic im się po drodze nie stało - ostatniego zdania nie powiedziałam na głos. Zbyt bałam się, że to może być prawda. Mimo że te wilki nie były słabe, to jednak nie wolno mi zapomnieć czyj to labirynt. 

 - Nie! - powiedział zaskakująco twardym tonem. - wychodzimy z labiryntu i wracamy do domu. 

 - Nie zostawię przyjaciół! Poza tym do domu? O czym ty mówisz Nanoku? - zapytałam zdziwiona. Myślałam, że chce stąd wyjść i zamieszkać ze mną tutaj- nie wracam do starej watahy. Teraz moim domem jest wataha wilków burzy! 

 - Nie pleć bzdur Iri - powiedział już łagodniej. - Zgadzam się, przyjaciele są ważni, ale ja jestem twoją rodziną. Poza tym nie chodzi mi starą watahę. Znalazłem nową, mieszkamy w górach, gdzie cudownie się lata, więc na pewno będzie ci tam dobrze. 

 

Nie. Chciałam krzyczeć. Wykrzyczeć mu prosto w pysk, że idę. Nie potrafiłabym opuścić tego miejsca. Nie po tym, ile zrobiły dla mnie wilki, które tu ze mną mieszkały. W dodatku bez żadnego pożegnania? Tak po prostu odejść nie mówiąc ani słowa. Nie! Nawet nie powinnam myśleć o żadnym pożegnaniu. Ja się nigdzie nie wybieram. 

 

- Ariga będzie smutna jak wrócę bez ciebie - ta wypowiedź coś we mnie tknęła. 

 

Ariga wilczyca, która opiekowała się mną po śmierci rodziców. Zawsze wesoła i uśmiechnięta waderka. Była dla mnie jak druga matka. Kochałam ją prawie na równi z bratem. Nawet nie potrafiłam pomyśleć o sprawieniu jej jakiegokolwiek bólu, nie po tym co dla mnie zrobiła. 

 

- Myślisz, że naprawdę będzie smutna? - zapytałam cichutko. 

 - Będzie załamana - odparł ze smutkiem w głosie. - była tak uradowana, gdy jej powiedziałem, że znowu z nami zamieszkasz. 

 

Znowu prawie się popłakałam. Już opuszczenie jej wcześniej było ogromnym wyzwaniem, ale zapewniła mnie, że jeśli tylko będę szczęśliwa to ona też. Czyżby już jej to nie wystarczyło? 

 

- Nie nie nie chwila nie daj się mu! - zaczęłam powtarzać w myślach. Z bólem, ale muszę przyznać, że mój brat zaczął mną manipulować i próbuje wzbudzić u ciebie poczucie winy - pomyślałam. - Nie daj się Irni. 

 

Owszem marzyłam o odzyskaniu go przez te wszystkie lata spędzone tutaj, ale nie w ten sposób. To może się wydawać dla niektórych dziwne, ale mnie i mojego brata łączyła naprawdę silna więź. Był dla mnie wszystkim i mogłam zrobić dla niego wszystko. No może w czasach, kiedy jeszcze nie znalazłam watahy. Teraz wataha była dla mnie równie ważna co Nanoku. Nie mogę odejść. Nie dam rady. Właściwie to wcale tego nie chcę. Już raz przeżyłam stratę brata to i poradzę sobie drugi raz, jeśli będzie to potrzebne. Jeśli tylko będą mnie wspierać przyjaciele to sobie poradzę. Cofnęłam się o parę kroków patrząc stanowczo na brata. Jednak mimo tego, że byłam tak zdecydowana, błagałam go wzrokiem o przebaczenie. 

 

- Wybacz, ale nigdzie się nie wybieram. Zostaję z przyjaciółmi. Koniec kropka. 

 - Wybierasz jakichś przyjaciół zamiast rodziny?! - warknął na mnie. Muszę przyznać, że to mnie ciut zaskoczyło i... przestraszyło? Tak chyba o strach mi chodzi. Brat nigdy na mnie nie krzyczał. Nie ważne jak był zły, zawsze patrzył na mnie karcącym wzrokiem, ale się uśmiechał. To nie on. - idziesz ze mną! Nie chcę już słyszeć sprzeciwu! Nie po to tyle się tu fatygowałem, żeby teraz wrócić bez ciebie słyszysz! 

 - Przecież możesz zostać! - wykrzyczałam. Czemu to ja mam iść? Równie dobrze to on może opuścić watahę. - Alessa na pewno by cię przyjęła. 

 - To nie jest możliwe - powiedział już trochę spokojniej. - idziesz ze mną i zostawiasz to miejsce. 

 

Jednak w jego głosie był też chłód. To nie była łatwa decyzja. Wybrać między watahą, która stała się domem i pomogło się pozbierać a bratem, który był całym moim światem. Jednak byłam pewna cokolwiek zrobi, żywcem mnie tu nie weźmie. Oj nie! Ja już mu tu zafunduję piekło. Zaczęłam warczeć. Niech wie, że nie będzie miał ze mną lekko. Jeśli naprawdę chce mnie zabrać to chyba będzie musiał zawlec mnie nieprzytomną po walce. Gdy ostatni raz się widzieliśmy zawsze był w niej lepszy ode mnie, ale nic dziwnego w końcu byłam szczeniakiem. On był starszy no i już znał się jednak na walce. Teraz oczywiście też mogło tak być. Ciągle mógł mieć nade mną przewagę, ale ja też trenowałam. I nagle stało się coś nieoczekiwanego. On... parsknął śmiechem. Tak nie przesłyszałam się. Był wściekły a tu nagle coś takiego? Co go tak rozśmieszyło? To, że chciałam z nim walczyć? A co w tym takiego śmiesznego? 

 

- Widzę, że jednak jesteś lojalna tej watasze - powiedział. 

 

I nagle zrozumiałam. To była próba, o której mówiła Alessa. Przypomniały mi się jej słowa, że mamy nie ufać niczemu co tu zobaczymy. Szkoda, że wcześniej sobie o tym nie przypomniałam. Byłam tak zdezorientowana nagłym zniknięciem Skazy i pojawieniem się brata, że kompletnie nie pomyślałam, że to może być próba labiryntu. Spojrzałam ostatni raz na brata. Zastanawiałam się czym on jest. Iluzją? Czy wtedy mogłabym go dotknąć? Chyba nie... 

 

- Irni! - usłyszałam czyjś głos w oddali. - Irni! Irni! 

 

Nagle zobaczyłam, że przede mną wcale nie stoi biały wilk o bursztynowych oczach. Na przeciwko mnie znajdował się czarny basior, który dziwnie się we mnie wpatrywał. 

 

- Skaza! - wykrzyknęłam. - gdzie ty byłeś?! 

 

Nie miałam pojęcia co tu się dzieje, ale muszę przyznać, że widok basiora mnie uspokoił. 

 

- Co ty opowiadasz - basior wyglądał na zaskoczonego i trochę oburzonego tym pytaniem. - to ty nagle zniknęłaś nic nie mówiąc i musiałem się po ciebie wracać. Wieki nie mogłem cię znaleźć, a gdy w końcu się udało ty sobie stałaś. Gdy zacząłem cię pośpieszać zaczęłaś na mnie krzyczeć i płakać. Potem się do mnie przytuliłaś i gdy w końcu znowu zaczęliśmy iść ty znowu bredziłaś coś zupełnie bez sensu nazywając mnie ciągle Nanoku. Myślałem, że coś cię opętało czy coś w tym stylu. - opowiedział zirytowany. - nie pamiętasz? 

 

Po usłyszeniu tego wszystkiego chciałam zapaść się pod ziemię. Basior miał pełne prawo być zdenerwowany. Pokręciłam tylko lekko głową chociaż nie do końca była to prawda. No ale co miałam mu powiedzieć. ,, A wiesz co myślałam, że jesteś moim zaginionym bratem, który siłą chce mnie porwać’’? No nie brzmi to najlepiej. Chociaż chyba gorzej by było tak to po prostu zostawić. 

 

- Później ci to wyjaśnię - powiedziałam zdając sobie sprawę, ile czasu straciliśmy. Chociaż to akurat przeze mnie. - musimy znaleźć środek labiryntu. 

 

Basior tylko skinął głową i ruszyliśmy dalej. Chociaż wydawało mi się, że słyszałam jeszcze ciche: ,,Nawet nie wiem czy chcę wiedzieć’’. Uśmiechnęłam się lekko. Mimo, że było to ciężkie przeżycie to pomogło mi utwierdzić się w przekonaniu, że tu jest mój dom i mimo tęsknoty za utraconą rodziną będę tu szczęśliwa jak nigdzie indziej. 

 

C.D.N.

 

 <Arelion?>