· 

Wyzwanie Tytanów #1 – Rozdzieleni

Wypełnieni odwagą, całą grupą stanęliśmy przed wejściem do budowli, a ja poczułam, jak ugięły się pode mną łapy. Ten labirynt był jeszcze większy, niż sobie wyobrażałam. W dodatku słowa Vesny i Alessy odtwarzające mi się na okrągło w głowie w ogóle nie dodawały mi otuchy. Fakt, że alfy w nas wierzą, sprawiał, że czułam jeszcze większą presję, by ich nie zawieść...

 

-No! To tutaj -rzekł Ketos, podejrzliwie patrząc na budowlę.

-Wygląda... przyjemnie -odrzekł mu Skaza.

-Przypomina mi parę miejsc, w których byłem, a do których wolałbym nie wracać -dodał pod nosem Midnight.

-No co wy chłopaki, będzie fajnie! Skąd to pesymistyczne podejście? Czy nie po to się tu zgłaszaliśmy, by przeżyć jedną z najbardziej niebezpiecznych przygód naszego życia? Już nie mogę się doczekać, aż poznam tych tytanów! Myślicie, że są milusińscy czy raczej będą z nich mega gbury? -rozemocjonowała się Clem.

-Myślicie, że... naprawdę będziemy mogli ich poznać? Ujrzeć na własne oczy dziadków niektórych z nas...? -Arelion podszedł spokojnie bliżej budowli, spoglądając na mnie, Ketosa i Aarela.

-Co by nie było, teraz nie możemy się wycofać -odpowiedziała mu Irni.

-W porządku -zaczął Ket, wychodząc przed nasz szereg -Przed wejściem do środka, chciałbym, abyście pamiętali o tym, by trzymać się razem i pilnować się nawzajem. Dopóki jesteśmy w grupie, nic nie może nam zagrozić. Jeśli któreś się zgubi niech pamięta, że reszta będzie czekać na niego w centrum, jasne? -wszyscy zgodnie przytaknęli głowami.

-Będzie dobrze, musi być. Wspólnie przejdziemy przez te próby. Wataha jest siłą! -krzyknęłam nabuzowana nową energią, a reszta mi odpowiedziała.

-A więc ruszamy -Skaza zmrużył oczy, patrząc na labirynt z pewnym siebie uśmiechem.

 

Pozytywnie nastawieni stanęliśmy w wejściu, po czym patrząc na siebie porozumiewawczo, jednocześnie wykonaliśmy pierwszy krok. W tym momencie stało się coś niepokojącego. Ściany labiryntu zaczęły drżeć, a ziemia pod nami trząść. Do naszych uszu dobiegł hałas kruszących się skał i oranej z ogromną siłą ziemi.

 

-Co jest?! -krzyknął równie zdezorientowany co ja Ketos.

-Co się dzieje? -usłyszałam zaniepokojony, a nawet przerażony szum głosów pozostałych. Za nami momentalnie pojawił się ogromny mur blokujący wyjście, a między nas od prawej strony zaczęły wyrastać kolejne, grube ściany labiryntu skutecznie rozbijając naszą zwartą grupę. Widząc pęknięcia zwiastujące pojawienie się kolejnej ścianki tuż pod łapami Aarela, instynktownie złapałam go za futro na szyi i w ostatniej chwili przyciągnęłam do siebie i do Ketosa.

 

-Dzięki -wysapał, patrząc podejrzliwie na miejsce, w którym wcześniej stał, a w którym teraz znajdował się solidny beton.

-Nie ma za co -odpowiedziałam, rozglądając się zaniepokojona. Zostaliśmy tylko my, we trójkę. W momencie gdy zdaliśmy sobie z tego sprawę, zaczęliśmy desperacko krzyczeć i wyć nawołując pozostałych, lecz nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Kompletna, głucha cisza.

-No nie! Zostaliśmy rozdzieleni, nie wiemy jak trzyma się reszta i nie możemy ich usłyszeć przez te ściany. Nie mogę się nawet teleportować. Czy mogło być gorzej? -usłyszałam lekko sfrustrowany głos Ketosa.

-Hm, skoro ten przeklęty labirynt nie pozwala nam przejść, nie pozostaje nam nic innego jak polecieć -Aarel z cwanym uśmieszkiem rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. Niestety nie odleciał za daleko, gdyż bardzo szybko i boleśnie uderzył w jakąś niewidzialną barierę -No nie wierzę! -sfrustrowany spróbował raz jeszcze, bijąc łapami w przeźroczystą powierzchnię. Niestety wszystkie wysiłki czarnofutrego były na darmo.

-To miejsce jest domem tytanów. Nic dziwnego, że nie można go tak łatwo oszukać -skomentował Ketos, a Aarel już spokojniej wylądował z powrotem obok nas.
-To co robimy? -spytał rubinowooki.
-Właśnie, mieliśmy się trzymać razem, tymczasem labirynt rozdzielił nas już w wejściu -zmartwiona przyłożyłam łapę do ściany -Mam nadzieję, że reszta jest cała...
-Ja też... ale nie możemy tutaj stać bezczynnie i czekać. Znając życie wszyscy będą podążać do centrum, tam mieliśmy się spotkać, więc i my powinniśmy zrobić to samo -stwierdził Keto.

 

Nie mając za wielu innych opcji ja, Ketos i Aarel również ruszyliśmy przed siebie, podążając krętymi ścieżkami labiryntu.

 

-Jak sobie wyobrażacie tytanów? Myślicie, że są podobni do naszych bogów? -spytałam z ciekawości.

-Hmm... ja myślę, że tak, chociaż wydaje mi się, że mogą wyglądać trochę mniej "bosko" bardziej jak upadli bogowie, a może właśnie będzie wręcz przeciwnie... -wypowiedział się zamyślony Aarel.

-A ty Ketosie? -dopytałam pogodnie swojego ukochanego.

-Ja szczerze nie wiem co myśleć. Bardziej się zastanawiałem nad tym... Czy Alessa i Vesna też któregoś dnia staną się tytanami? O ile oni istnieją rzecz jasna...

-Dobre pytanie... -wyszeptał Aarel.

-Nie wydaje mi się... Mam nadzieję, że nie... Nie chciałabym, aby któregoś dnia zniknęły i nikt nie wiedziałby, gdzie są, albo pojawiały się ledwie raz na sto lat -zaczęłam myśleć na głos -Albo żebyś ty zniknął...-rzekłam, z niepokojem przypominając sobie, że Ket również jest bogiem.

-Ja nie mam takiego zamiaru -mój partner odpowiedział mi, z łagodnym uśmiechem, przykładając nos do mojego policzka.

 

Szliśmy tak dalej i dalej niewiele rozmyślając nad drogą, którą obieramy, zwyczajnie podążaliśmy za swoim instynktem i tak nie mając zupełnie niczego, co mogłoby nas naprowadzić na serce labiryntu. W środku była taka cisza. Aż w końcu, ponownie zatrzęsła się ziemia dokładnie tak jak w momencie, gdy wkroczyliśmy do labiryntu.

 

-O nie! Znowu? -wyraźnie niezadowolony Aarel spojrzał w niebo. Tym razem wyrosła tylko jedna kamienna ściana, dokładnie między mnie, a moich towarzyszy.

-Alice! -krzyknął Ketos, próbując mnie przyciągnąć do siebie, lecz było już za późno. Rozdzielił nas ogromny mur, a ja zostałam całkiem sama.

-Ketos! Aarel! -zdesperowana zaczęłam uderzać łapami w ścianę wyczekując odpowiedzi.

 

Widząc, że to nic nie daje, przestraszona obróciłam głowę i poczułam jak oczy rozszerzają mi się z przerażenia.


-Chłopaki... Tu nie ma wejścia... -Zaczęłam mówić naiwnie licząc, że basiory mnie usłyszą, lecz widocznie nic to nie dało. Nie mogąc powstrzymać przyspieszonego oddechu, przylgnęłam do ściany za mną. Nie mam klaustrofobii, ale wizja uwięzienia w pustym pomieszczeniu bez żadnych drzwi czy okien chyba każdego by przeraziła.

 

Przerażona usiadłam, przyglądając się pobliskim ścianom, licząc, że może na nich będzie jakieś rozwiązanie. Jednak nic, pustka. Siedziałam tak samotnie, w ciemnościach już dłuższą chwilę, kiedy nagle oślepiło mnie jasnobłękitne światło. Przede mną pojawiło się jakieś stworzenie z łbem przypominającym wilka, jednak nie miało oczu ani tylnych łap. Na wpół przeźroczyste wyglądało jak duch.

 

-Witaj Alice -odezwało się stworzenie.

-Witaj... Kim jesteś? -spytałam.

-Kimś, kto chce raz na zawsze odmienić twoje życie. Wiem wszystko o wszystkich, znam przyszłość, przeszłość i teraźniejszość oraz losy całego świata. Dzisiaj chcę się tym z tobą podzielić. Powiem ci, kim naprawdę jesteś -zaczął.

-Podzielić? -spytałam trochę nieobecnym głosem.

-Tak, dokładnie. Jest tyle rzeczy, których o sobie nie wiesz Alice -istota wyciągnęła do mnie łapę -A ja mogę ci je wszystkie pokazać, tylko chodź ze mną.

-Nie... -odpowiedziałam, zastanawiając się, czym jest ta kolejna rzecz, której mogę o samej sobie nie wiedzieć...

-Mam wgląd w twoją krew i przeznaczenie. Jest nad wyraz interesująca. Jedyne co musisz zrobić to opuścić ze mną to miejsce i pozwolić mi ci to wszystko ukazać.

-Nie zostawię przyjaciół. Wilczki z mojej watahy krążą gdzieś tu, a dwójka mnie szuka i na pewno się martwi... -stwierdziłam zaniepokojona.

-Jeśli teraz nie zdecydujesz się ze mną wyjść, utkniesz tu tak jak oni. Będziesz się tu z nimi błąkać po wieki. Nigdy nie znajdziecie wyjścia.

-Mimo to odmawiam. Nie zostawię ich, dlatego proszę cię, pozwól mi wyjść -rzekłam pewna siebie, a stworzenie jedynie spuściło łeb w zadumie.

-Nie łatwo było znaleźć pokusę dla ciebie, gdyż jesteś naprawdę szczęśliwa za swojego życia. To jest... aż mdłe -wyraźnie niezadowolony duch wskazał na przejście do dalszej części labiryntu, które znikąd pojawiło się tuż za nim -Idź, wracaj do swoich przyjaciół.

 

Uśmiechnęłam się radośnie do istoty, po czym wesoło pognałam w tamtą stronę. To musi oznaczać, że przeszłam próbę! Poszło naprawdę łatwo.

 

Tym razem ponownie znalazłam się na jakiejś większej przestrzeni labiryntu. Było tu drzewo, trawa, a nawet kwiaty i malutki wodospad, a wokół widziałam kilka innych wejść prowadzących z innych części labiryntu. Na samym środku, przy majestatycznym drzewie mogłam ujrzeć dwoje dobrze znanych mi bogów.

 

-Jowisz? Juna? Co wy tutaj robicie? -spytałam. Skoro przeszłam już próbę, to znaczy, że oni musieli być prawdziwi... prawda?

-Witaj Alice, półbogu pogody i wybranko księżyca. Tak wyjątkowa spośród innych, a jednak nie tak jak na to zasługuje -rzekła Juna.

-O-o czym mówisz? -wydukałam, nie będąc do końca pewną, o co chodzi bogince.

-Udowodniłaś swoją wierność watasze, postawiłaś się istocie tego labiryntu i dzielnie trafiłaś do miejsca, w którym czekała na ciebie nagroda.

-Ach tak? -spojrzałam na bogów zaskoczona.

-Tak, to wszystko. To tu jest centrum labiryntu i koniec wyzwania, dotarłaś tu jako pierwsza -wtrącił Jowisz.

-Nie rozumiem... Nie sądziłam, że to wszystko pójdzie tak gładko... -rozejrzałam się niepewnie.

-Jako że dotarłaś tu przed wszystkimi, nagroda należy się tobie -Juna zbliżyła się do mnie z jasną świecącą kulą lewitującą przed nią.

-To jest... -zaczęłam.

-W tej kuli jest zaklęta boska moc, teraz należy do ciebie. Gdy jej dotkniesz, staniesz się jedną z nas. Zyskasz boską formę i już nie będziesz jedynie półkrwi.

-Nie... ja nie mogę, muszę poczekać najpierw na pozostałych. Oni gdzieś tam nadal są i na pewno dzielnie walczą, by tu dotrzeć. Im również należy się wynagrodzenie -spojrzałam z niepokojem ze siebie, licząc, że zaraz ujrzę swoich pobratymców.

-Alice, wiesz, że nie możemy podarować tak potężnej mocy, aż tylu wilkom, zapanowałby chaos. To ty zostałaś wybrana, ty jako jedyna możesz otrzymać wynagrodzenie i jako jedyna masz szansę się stąd wydostać. Jeśli będziesz dłużej zwlekać, twoja nagroda przepadnie -mówiła dalej Juna -Stajesz teraz przed wyborem, albo przyjmiesz nagrodę i sama wraz z jednym wybranym przez siebie wilkiem wrócisz do domu, albo wyjdzie cała wasza grupa, za to z pustymi łapami. Nie otrzymasz nic.

-Cóż, jeśli tak to ma wyglądać to tym bardziej niepotrzebne mi to -rzekłam stanowczo. Nigdy wcześniej bym nie powiedziała, że mogłabym się odezwać takim tonem do boginki.

-Jesteś pewna, że niepotrzebne? Myślę, że Alessa, Vesna i Ketos byliby innego zdania, jeśli wiesz o co mi chodzi -rzekła kusząco Juna.

-O czym ty mówisz, to nieprawda... -wydusiłam z siebie, czując jak mi momentalnie zaschło w gardle.

-Ależ prawda. Pomyśl tylko, oni są jednymi z nas, silnymi bóstwami, wystarczająco silnymi, by sprawować pieczę nad watahą. Myślisz, że Alessa poprosiłaby ciebie w pierwszej kolejności o przyjście tu, gdyby nie liczyła, że to ty zdobędziesz główną nagrodę i to właśnie dzięki boskiej mocy będziesz mogła im w końcu dorównać? Nie pamiętasz, co powiedziała? Chce, byś w końcu udowodniła, że zasługujesz na miano alfy... i jej synowej -dodała.

-Ona tak nie myśli -rzekłam stanowczo.

-Myśli, wszyscy tak myślą. Vesna, twój partner, twoja własna rodzina. W końcu kim jest słaby wilk półkrwi wśród bóstw jak nie zwykłym wyrzutkiem? Wnerwiającym kundlem przynoszącym hańbę wśród rasowych wilków.

-Głupoty gadasz... -ta rozmowa zaczynała coraz bardziej mnie frustrować. Przecież w Watasze Wilków Burzy nikt nikogo nie dyskryminuje, zważywszy na rasę, umiejętności czy siłę, a stwierdzenie, że jest inaczej, było niemal jak obraza...

-Z tą mocą, w końcu będziesz godna miłości, jaką darzy cię Ketos. Będziesz jedną z nich, a nie tą, z której wszyscy śmieją się za plecami. Jak taka słaba wadera może w ogóle marzyć o zostaniu alfą? Jeśli przyjmiesz nasz dar, w końcu udowodnisz całej watasze, ile jesteś warta, że zasługujesz na to, by stanąć u boku samego boga chaosu.

 

Słysząc jej słowa, poczułam złość, lecz w moim sercu nie pojawiło się nawet ziarno wątpliwości. Nadal byłam pewna swego. Moja wataha to moja rodzina, moi przyjaciele, wiem, że dbają o mnie i akceptują ze wszystkimi moimi wadami i słabościami i żadne słowa, nawet te wypływające z pyska Juny nie są w stanie tego zmienić.

 

-Moje stanowisko się nie zmieniło Juno. Mam świadomość swoich wad i wiem, że inni je w pełni akceptują. Nie mam co do tego wątpliwości. Nie potrzebuję być boginką, by zasłużyć na ich miłość i przyjaźń. Oni tacy nie są, by oceniać kogoś po rasie -spojrzałam wyzywająco na Jowisza i Junę -Możecie powtarzać te kłamstwa godzinami, miesiącami, latami, a ja i tak w to nie uwierzę -po moich słowach Juna, ku mojemu zdziwieniu, lekko się uśmiechnęła.

-Gratuluję Alice, twoja lojalność wobec watahy i przyjaciół jest prawdziwa. Przeszłaś pierwszą próbę. Sprawdzimy, czy reszta będzie tak wytrwała co ty.

 

Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami i mimo że przez chwilę nic nie widziałam byłam w stanie usłyszeć czyjeś przygłuszone głosy.

 

-Na bogów! Alice! Wstawaj, proszę, obudź się -Ketos delikatnie mnie szturchał nosem, a stojący obok niego Aarel wpatrywał się we mnie wyraźnie zmartwiony.

-Hm... nic mi nie jest -nagle podniosłam głowę i zamrugałam kilka razy. Gdy zdałam sobie sprawę, gdzie jestem, niewiele myśląc, szybko przytuliłam moich towarzyszy, ciesząc się, że wróciłam -Jak się tu dostaliście? -spytałam uradowana.

-Jak zostaliśmy rozdzieleni, od razu pobiegliśmy szukać jakiejś drogi do ciebie. Aarel chwilę później znalazł jakąś płytkę, która otworzyła tu przejście, ale ty byłaś nieprzytomna. Bałem się, że coś ci się stało -rzekł Keto, liżąc mnie ze zmartwieniem po pyszczku i przyglądając mi się, jakby chciał mieć pewność, że jestem cała.

-To była chyba pierwsza próba... -zaczęłam.

-Widziałaś coś? -dopytał czerwonooki.

-Tak, wydaje mi się, że tak... To było jak sen, ale był niewiarygodnie prawdziwy -chłopcy spojrzeli po sobie.

-A więc zaczyna się... labirynt będzie zapewne znajdował różne sposoby, by rozdzielać uczestników i poddawać ich pierwszej próbie. Omdlenia, uwięzienie, hipnoza i co tylko można wymyślić. Jestem ciekawy, co spotka nas w następnej kolejności -rzekł Aarel.

-Jest tylko jeden sposób, by się przekonać -odpowiedział mu odważnie Ketos, po czym podał mi łapę, by pomóc mi wstać.

-Tak więc ruszajmy dalej! -dodałam dziarsko i wraz z moimi towarzyszami ponownie popędziliśmy przed siebie zdeterminowani, by ukończyć wyzwanie i odkryć tajemnicę tytanów.

 

Przeszłam pierwszą próbę, ciekawe kto będzie następny...

C.D.N.

>Midnight? Powodzenia ;)<