· 

Niebezpieczny Zwiad cz.14

Od razu podbiegłam do zwłok i zaczęłam się im przyglądać. Były fascynujące. Zmiażdżone organy były czarne, a krew ciemnoszara. Serce pomimo ataku Tyci było nienaruszone. Dalej biło, a duszy nigdzie nie mogłam wyczuć, jakby jej nie było... Jednak to niemożliwe, żywe organizmy nie mogą żyć bez duszy... A może...?

 

- Tyciu? Macie tu może słoiki? - Zapytałam, kierując swój wzrok na alfę.

- Oczywiście! - Odpowiedziała piskliwym głosem dowódczyni.

 

Chwyciłam w pysk serducho i czekałam na słoik. Nie mogę go tu tak zostawić, to wręcz niesamowity okaz.

 

Maleńka po chwili przyturlała mi słoik, do którego schowałam serce.

 

- Przyniesiesz mi jeszcze jeden? Tylko mniejszy... - Ponownie zwróciłam się do waderki.

 

Waderka tak jak prosiłam, znów przyniosła mi słoiczek. Otworzyłam go i podeszłam do Midnight'a.

 

- Potrzebuję... - Zaczęłam.

- Czego? - Zapytał zadziwiony.

- Krwi. Twojej krwi. - Dodałam.

 

Midnight zamilczał zadziwiony.

 

- Do czego...?

- Do rytuału. - Wyjaśniłam. - Potrzebujemy krwi, aby otworzyć portal.

- Um... Jasne... - Powiedział, wystawiając do mnie łapę.

 

Chwyciłam za sztylet i zrobiłam mu ranę na łapie. Złapałam do słoiczka kapiącą krew, po czym kazałam mu się położyć.

 

Zaczęłam zbierać krew od każdego mieszkańca, aż w końcu miałam pełny słoiczek, oczywiście mnie to nie ominęło, nabazgrałam na podłożu okrąg, w którym narysowałam oko. Potrzebowałam jeszcze tylko jednego składnika do otwarcia portalu, jednak przed tym postanowiłam wygłosić „mowę” na pożegnanie mojego „ludu”. Stanęłam więc na wielkim kamieniu i poprosiłam o uwagę. Wilczki, łącznie z Midnight'em skierowały swoje oczy na mnie.

 

- Król Chaosu nie żyje. Jesteście wolni. Jako jeden z wielu rodów żyjących w tym wymiarze powinniście razem z przedstawicielami innych gatunków wspólnie wybrać króla. Macie potencjał, następnym razem będziecie mogli się sami ochronić. - Powiedziałam najpoważniejszym tonem, jakim potrafiłam. Chwyciłam Tycie za kark i postawiłam ją obok siebie - Oto wasza nowa królowa.

 

Zaskoczyłam z kamienia i pokłoniłam się Tyci, maluchy, jak i Mid poszły w moje ślady.

 

Po chwili pokłonów pożegnałam się z wioską, chwyciłam Midnight'a za ogon i zaciągnęłam do kółka.

 

- Tyciu, podasz mi kamień?

- Kiedy wrócicie do domu, prawdopodobnie nie będziecie niczego pamiętać. - Tycia podała mi kamień. - Tak to działa w naszym świecie. Jesteś, odchodzisz, zapominasz... - Tycia brzmiała śmiertelnie poważnie jak na siebie.

 

Wiedziałam, że na pewno będę wszystko pamiętać, ale Midnight nie koniecznie. Chciałam zrobić coś, aby się upewnić, czy po powrocie nie będzie tego pamiętał. Kopnęłam go więc z całej siły w brzuch, po czym szybko roztrzaskałam kamień. Pod nami otworzył się portal. Nie wiem, ile czasu dokładniej minęło, ale obudziłam się w swojej jaskini. Poszłam więc do Midnight'a. Nie byłam już kawałkiem drewna, a moje futro miało swój kolor. Midnight również odzyskał swoje barwy.

 

- Dziwnie mi pytać, ale pamiętasz to, co robiliśmy? - Zapytałam lekko zakłopotana.

- Masz na myśli szczeniaki, króla Chaosu i to, że kopnęłaś mnie z całej siły w brzuch? Wiesz, że kara cię nie ominie?

 

Zaczęłam uciekać ile sił w łapach, ale on i tak mnie złapał. Będę miło wspominać tę przygodę.

 

- Chciałem cię przeprosić... - Zaczął Midnight.

- Za co?

- Za to, że wtedy cię zostawiłem... To przeze mnie Chaos cię dorwał.

- Nie musisz za to przepraszać, nic się nie stało.

 

Uśmiechnęłam się do niego ciepło, aby pokazać, że nie mam mu za złe. On w ramach zemsty położył mnie na ziemię i z nacisnął mi na bliznę na brzuchu.

 

Happy Ending...?

 

KONIEC