Uśmiechnęłam się lekko w kierunku, do którego zmierzał Midnight. Pomimo tego, że wiem, że nie robił tego dla tych maluchów, to i tak było mi miło, że postanowił im pomóc. Szlachetnie. Poszłam z tą małą na bok, aby omówić plan.
- Jak ty się nazywasz? - Zapytałam.
- Tycia. - Odparła, wyszczerzając białe kły.
- Więc Tyciu, najpierw omówmy obronę twojej wioski. Muszą się jakoś bronić. A ty masz jakieś doświadczenie w bitwie?
- Oczywiście! - Wykrzyczała piskliwym głosikiem Tycia. To imię było adekwatne i słodkie zarazem.
- Pokaż, na co cię stać. - Zaproponowałam.
- Nie tutaj, nie chce zniszczyć wioski.
Polowałam głową na znak, abyśmy odeszły, jednak w głębi duszy byłam roześmiana, bo jak takie małe coś mogłoby wyrządzić jakieś większe szkody.
Odeszłyśmy w głąb lasu. Tycia kazała mi się odsunąć, więc to zrobiłam. Maleństwo zamknęło oczy i mocno się skupiło. Na moich oczach z maleństwa zrobił się gigant, który był wysokości najwyższych drzew. Tycia jednym machnięciem ogona ścięła pół lasu, po czym zmniejszyła się do swoich rozmiarów.
- To było... Dobre. Zajmijmy się obroną wioski, a ja w tym czasie obmyślę plan działania. - Zaproponowałam.
Zielono-fioletowa waderka kiwnęła głową na znak, że się zgadza.
Po niecałej godzinie cała wioska była otoczona pułapkami i zaostrzonymi palami, w tym czasie byłam w stanie obmyślić plan.
- Tyciu, jak długo jesteś w stanie utrzymać się w tej... Gigantycznej formie?
- Po kilka godzin, zależy od dnia... - odpowiedziała Tycia.
- Wybierz swoich najlepszych żołnierzy i przyprowadź ich do mnie.
Tycia przyprowadziła dwadzieścia małych wilczków. Każdy z nich był innego jasnego koloru. Tycia powiedziała, że są dwa duchy, cztery wilczki władające ogniem, dwa wodą, dwa wiatrem, trzy władające pogodą, trzy władające naturą, a pozostałe 4 nie mają specjalnych mocy. Wszystkie z nich były nierozgarnięte, słabe, nie potrafiły panować nad mocami, były głośne, słodkie, bezbronne... Jak mam z tego zrobić armię?
- To są twoi najlepsi...?
- To są legendy! - wykrzyczała alfa.
Wilczki stanęły na baczność, chichrając się, widocznie były roześmiane tą sytuacją. Odwróciłam wzrok od malców. Musiałam to przemyśleć. Oni nie byli gotowi na walkę. Poszliby na pewną śmierć, są małe i jeszcze nie potrafią panować nad mocami. To nie legendy, tylko jakaś komedia.
- Trenujcie. - powiedziałam szybko, po czym odbiegłam od maluchów, w kierunku, w którym ostatnio udał się Midnight.
Uniknęłam wszystkich pułapek, które sama zastawiłam i podreptałam szukać Midnight'a. Siedział skupiony niedaleko lasu, patrząc w niebo. Biegłam do niego z zamiarem wywalenia go na ziemię i powiedzenia mu co myślę o tym, że mi nie pomógł. Byłam już bardzo blisko, kiedy nagle pojawiły się te iluzje, z prawdziwym Midnight'em na czele. Zatrzymałam się na bezpieczną odległość, obserwując ruchy klonów jak i żywego Mid'a. Zaatakuje, może nie? Przyjaciel, czy teraz już wróg? Powoli sięgałam po broń, kiedy iluzje zniknęły, a Mid schował broń.
- Znowu. - Zaczęłam. - Jesteś przygotowany na wszystko...
Mid w ciszy znowu usiadł wyprostowany. Nie czekając długo, położyłam mu łapę na pysku i przygwoździłam mocno do podłoża.
- Wiesz, że skoro się zgodziłeś im pomóc, to powinieneś być przy „planie”? Zostawiłeś mnie. - Spojrzałam mu w oczy z lekkim wyrzutem.
Mid popatrzał na mnie z dołu, a ja puściłam jego pysk.
- Musisz mi pomóc... Te maluchy są jak bezbronni więźniowie idący na śmierć. Sama nie dam rady ich wyszkolić na zabójców. Potrzebują cię. Ja cię potrzebuję...żeby wydostać się z tego piekielnego miejsca. Ty też nie chcesz tu być, wiem to. Nie lubisz szczeniaków, a jednak postanowiłeś im pomóc. Dlaczego?
- Mamy te same cele. Nic więcej. - Odparł jak zwykle oschłym tonem.
- Jak się namyślisz, to wracaj do wioski. Muszę ci pokazać tych „żołnierzy”. - Powiedziałam, wracając do wioski.
Bo co mogłam więcej zrobić? Czuje się bezsilna w jego temacie. Może jednak pomoże mi wyszkolić tych malców na, chociażby słabych żołnierzy. Żeby po prostu potrafili walczyć... Jakkolwiek... Po prostu chcę już do domu. Chcę odpocząć. Mid też tego chce.
C.D.N.
>Midnight!<