Clementine była gadatliwa, przyjazna, roześmiana i beztroska. Chyba potrzeba mi takich wilków w towarzystwie, z resztą. Teraz nie miałam za bardzo wyjścia i musiałam się z nią porozumieć, czy mi się to podobało, czy nie. Wpadłyśmy w tarapaty razem i razem z nich wyjdziemy. Chwyciłam samke za ogon i wskoczyłam w najbliższy cień. Wyszłyśmy z cienia drzewa niedaleko hydry. Byłam z siebie dumna, chociaż tego nie pokazywałam.
- Woah! To ty tak umiesz? - Dopytywała wadera.
- To nic takiego... - Zapewniałam.
Nie wiem, czy powiedziałam tak, bo nie chciałam się chwalić, że coś udało mi się pierwszy raz, czy bo chciałam pokazać, że to dla mnie nic takiego. Niemniej nie był to jeszcze koniec. Kiedy tylko hydra zorientowała się, że jesteśmy pod drzewem od razu zaczęła biec w naszą stronę. Zaczęłyśmy uciekać, jednak zatrzymał nas pewien wrzask. Odwróciłyśmy się, a tam hydra leżała na ziemi.
- O, zdechła. - Stwierdziłam kierując swój krok przed siebie - Idziemy?
Clem popatrzyła się na stwora ze smutną miną. Było jej go szkoda. Podeszła do niego i oglądneła go dookoła. Ktoś biedaka postrzelił ogromną kulą. Już nie żył. Nie dało się go uratować.
- Biedak... - Stwierdziła rudofutra.
Nie do końca rozumiałam. Chciał nas zabić, a ona mu współczuję...? Dziwne. Nie minęła chwila, a ciało stwora zaczęło zamieniać się w popiół i odlatywać razem z wiatrem. Clementine przez chwilę milczała, po czym ruszyła przed siebie. To stworzenie jest bardzo specyficzne. Przed chwilą wyglądała jakby śmierć tej hydry miała popsuć jej cały dzień, a teraz jakby nic się nie stało maszerowała przed siebie.
W pewnym momencie usłyszałam łamanie gałęzi.
- Clementine. Stój gdzie stoisz. Nie ruszaj się. - Zaprotestowałam.
Clem popatrzyła na mnie w bezruchu.
Podeszłam do krzaków, ale nikogo tam nie było. Widocznie mój instynkt tym razem mnie zawiódł.
- Wydawało mi się. - Stwierdziłam przekonana, że tym razem się pomyliłam.
Clem uśmiechnęła się lekko, kiedy przed nosem nagle przeleciała jej czarna strzała. Clementine szybko otrzeźwiała i odbiegła od linii strzału, wtedy na wzgórzu ujrzałam dużego basiora. Miał zamglone oczy i gnijącą łysą skórę.
- Ohyda... - Stwierdziłam.
- Fakt, że nie wygląda zbyt apetycznie, ale może jest miły - Odpowiedziała z entuzjazmem Clem, podchodząc do wzgórza.
Basior warczał ostrzegawczo, ale wadera nie zwracała na niego uwagi, w ostatniej chwili chwyciłam rudo futrą za ogon i wciągnęłam w krzaki.
- On nas nie lubi Clementine... - Powiedziałam po cichu - Więc my też nie możemy lubić jego.
Moja towarzyszka nie zdążyła nawet odpowiedzieć, kiedy ktoś zaczął się do nas zbliżać. Ucichłyśmy, a dźwięki łap umilkły po chwili, kiedy miałyśmy wyjść, aby rozejrzeć się po okolicy, nad nami pojawił się wielki cień. W powietrzu zaczął unosić się nieprzyjemny zapach zgnilizny.
C.D.N.
>Clementine, wybacz, że musiałaś tyle czekać :v<