Ten świat nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Niedawno ledwie uszłam z życiem przez spotkanie z nienormalnym rodzeństwem, a dziś musiałam walczyć z olbrzymim gryfem. Okropność, ale przynajmniej nie myślałam o swoich problemach.
Gryf zajął się Midnight'em, a ja czaiłam się za nim, czekając na odpowiedni moment do ataku. Nie widziałam nawet, co się dzieje z ciemnofutrym. Kiedy szykowałam się już do ataku, usłyszałam wycie wilka, ale nie takie naturalne... Nie takie jak wszystkie wilki. Gryf odleciał w popłochu, a ja podeszłam do Midnight'a, aby sprawdzić, czy nic mu nie jest.
- Trzymasz się jakoś? - Zapytałam.
Midnight pokiwał głową na znak, że nic mu nie jest.
To jeszcze nie był koniec. Gryf odszedł, ale nie umarł. W każdej chwili mógł wrócić.
- Ja pójdę zobaczyć, skąd pochodziło to wycie. - Powiedziałam, oglądając mojego kolegę, dookoła sprawdzając, czy faktycznie nic mu nie jest.
- A ja pójdę za tym gryfem. - Odpowiedział.
Odwróciliśmy się w przeciwne strony.
- Za dwie godziny tutaj! - Powiedzieliśmy niemal jednym głosem, odwracając się w swoją stronę.
Oboje byliśmy nieco... Zadziwieni...? Tą sytuacją, więc poszliśmy w swoje strony.
Dreptałam dłuższą chwilę, myśląc nad sobą, swoim życiem... Wszystko powoli mi się waliło, a ja już nic nie mogłam zrobić.... Dręczyły mnie koszmary, byłam nie wyspana, ale na szczęście nikt tego nie widział. Z zadumy wyrwało mnie skomlenie wilka. Obejrzałam się dookoła i zobaczyłam czarnego wilka, wysokiego jak drzewa, wielkiego jak ludzkie wioski. Leżał na ziemi i skomlał z bólu. Obok niego leżało powalone drzewo, a on był ranny. Może i byłam po prostu koszmarem, ale dalej miałam serce. Zrobiło mi się źle, kiedy widziałam, jak on cierpi. Podeszłam do wilka, ale on zaczął na mnie warczeć.
- Przecież nic ci nie zrobię. - Rzekłam.
Wilk jęknął. Zużyłam cały zapas liści i roślin, aby opatrzeć mu ranę. Powinien coś zjeść, ale co jedzą takie giganty? Jednym jeleniem się przecież nie najedzą. Zauważyłam coś wbitego w jego łapę. Podeszłam do jego łapy. To była strzała. Ludzka strzała z pobliskiej wioski. Miała wyryte charakterystyczne znaki. Czyli wilczek chyba nie był głodny.
- Trochę zaboli....
Wyciągnęłam mu strzałę jednym, szybkim ruchem, wilk zawył tak głośno, że pewnie Midnight go słyszał po drugiej stronie watahy. Gigant wstał i nachylił się nade mną. Polizał mnie swoim gigantycznym językiem, tak, że byłam cała mokra. Ja wiem, że powinnam pozwolić mu umrzeć, był zagrożeniem dla watahy, ale mam nadzieję, że ten wilczek nie będzie sprawiał problemów, w końcu mu pomogłam, może będzie żył sobie, nikomu nie wadząc? Mutant jak ja, skrzywdzony i zmodyfikowany, jak ja... No nie mogłam mu nic zrobić... Nie potrafiłabym. Wracałam powoli na miejsce spotkania, kiedy coś mocno wylądowało za mną. Przeczuwałam najgorsze. Powoli się obróciłam, kiedy dostałam łapą i uderzyłam w drzewo. Chyba zemdlałam...
C.D.N.
>Midnight! c:<