· 

Czas dorosnąć

Widząc całe mokre i nie przytomne szczenię, na brzegu jeziora, bez zastanowienia podbiegłem do malucha. Głowę miał praktycznie całą zalaną krwią a reszta ciała lekko dryfowała na brzegu jeziora. Wilk był mizerny i wychudzony. Jego biało - szare futro było całe brudne. Pospiesznie wziąłem wilczka na brzeg po czym położyłem go na śniegu. Skupiłem się na jego klatce piersiowej, w mojej głowę myśli zaczęły się kłębić. Po paru sekundach mogłem odetchnąć z ulgą że szczeniak oddycha.

 

Wziąłem go na plecy i ruszyłem w kierunku mojej jaskini. Szedłem bardzo powoli zastanawiając się nad moimi czynami. Przecież to jeszcze dziecko, nie może być groźne... 

 

Gdy doszedłem do mojego miejsca zamieszkania, ułożyłem wilka lekko po czym sam poszedłem przygotować gorący napar.

 

Loucien POV:

 

Ocknąłem się a moje ciało przeszył okropny ból. Nie byłem w stanie się ruszyć, jedyne co udało mi się zrobić to lekko otworzyć oczy. Byłem w całkiem przyjemnej przyjemnej, pustej jaskini. Trząsłem się lekko ze strachu i wyziębienia. Nie wiedziałem gdzie jestem. 

Gdy do wejścia zawitał młody, uśmiechnięty basior szybko zwinąłem się w kulkę ze strachu. Zacisnąłem mocno powieki i modliłem się o pomoc.

 

- Hej młody, jak się czujesz? - w jaskini rozległ się całkiem miły i ciepły głos wilka. Otworzyłem lekko jedno oko a gdy ujrzałem uśmiech nieznajomego, lekko się rozluźniłem. - Słusznie, wyśpij się a później cię oglądane.

 

- G-gdzie ja jestem...? - spytałem bez przekonania w głosie. Nie chciałem żeby uznał mnie za słabego ale nie potrafiłem inaczej.

 

- Ważniejsze jest, skąd jesteś. - uśmiechnął się - ale nie masz się czego bać. Jesteś w dobrych rękach. Zajmę się tobą a następnie odprowadzę do rodziców.

 

I nagle mnie olśniło. Próbowałem sobie przypomnieć ale nie potrafiłem. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, moich rodziców, przyjaciół, domu.... Nic. Pustaka. Jakby wcześniej nie było nic. Nic poza dzisiejszym dniem.

 

- Ja n-nie pamiętam... - basior wykrzywił pysk w niezrozumieniu - Niczego nie pamiętam...

 

 

C.D.N.