Błagam was bogowie, aby to był koniec. Nie chciało mi się już dziś walczyć, byłam zmęczona, głodna, chciało mi się pić, a na dodatek Midnight był głodny.
- Idziemy. Muszę ci to opatrzyć. - Stanowczo rzekłam do Midnight'a.
- Nic mi nie jest. - Zaprotestował.
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
- To nie była prośba. To był rozkaz. Idziemy. Już.
Midnight przewrócił oczami i od niechcenia poszedł za mną. Wzięłam z jaskini swoje rzeczy, w końcu byłam początkującym medykiem, miałam tam długie liście, które przypominały bandaże, oraz kilka roślin do odkażania ran. Kazałam mu siadać pod drzewem obok lodowatej wody. Polałam ranę tą cieczą z roślin, zapewne trochę go to piekło, bo cicho zasyczał pod nosem, ale nic nie mogłam na to poradzić, ona była po prostu zanieczyszczona. Pokryłam ranę bandażem, a po chwili wszystko było gotowe. Odstąpiłam trochę od mojego kolegi, aby upolować dla nas sarnę. Chwila minęła, zanim ją znalazłam, ale znalazłam, złapałam i przytaszczyłam ją do Midnight'a, któremu definitywnie nie spodobało się to, co robię. Żeby jakiś szczeniak musiał się nim opiekować? I to jeszcze wadera? Nie wymagał tego ode mnie. Sama chciałam mu pomóc. Jakby na to nie patrzeć to był mój kumpel. Po tym, co razem przeżyliśmy jednego dnia, chyba mogę mu zaufać. Oboje się posililiśmy, to było nam potrzebne. W końcu oboje byliśmy wykończeni. Nie musiałam długo czekać, aż zasnęliśmy. Kiedy się obudziliśmy, był środek nocy, po księżycu można było wywnioskować, że było jakoś po północy.
- Dziś pełnia. - Stwierdziłam - Pięknie, czyż nie?
Midnight kiwnął głową. Noc nie była aż taka zimna jak na zimę. Podeszłam do wody, aby się napić. Mój kolega zrobił to samo, a kiedy jego pysk był już blisko wody... No cóż... Nie mogłam się powstrzymać i po prostu go do niej wepchnęłam. Wyraz jego pyska był wtedy niesamowity. Rozśmieszył mnie. Zaczęłam się głośno śmiać i wywróciłam się na ziemię, ale on długo nie wychodził spod wody. Cholera. Utopił się przeze mnie.
- Midnight? - Nachyliłam się nad wodą - Zdechłeś...?
Wtedy Midnight wyskoczył spod wody w moją stronę, próbując mnie przestraszyć. I tak się stało. Przestraszyłam się jak nigdy, wywalając się na ziemie ponownie. Myślałam, że umrę ze strachu. Mid wyszedł z wody jakby nigdy nic i wytrzepał się z wody. Podniosłam się na równe łapy, które dalej mi się trzęsły.
- Warto było? - Zapytał.
- Nie. Definitywnie nie.
Woda była lodowata, a on wyglądał, jakby w ogóle go to nie ruszało. Poszliśmy do Wulkanicznych Grot, aby Midnight mógł się ogrzać. Kiedy szliśmy, zagapiłam się w księżyc i uderzyłam w drzewo. Śnieg z niego spadł na mnie, a Midnight zaczął się śmiać. Pierwszy raz widziałam jak się śmieje. Rzuciłam w niego śnieżką. Tak rozpoczęła się nocna bitwa na śnieżki. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy dotarliśmy do celu cali w śniegu.
Rozłożyliśmy się w środku, aby było nam cieplutko. Śnieg stopniał, a nam było na tyle ciepło, że mogliśmy już stamtąd iść. Bo po co marnować taką piękną noc na siedzenie w jaskini? Byliśmy wyspani, najedzeni. Trzeba było zrobić coś dla rozrywki. Położyłam się na ziemi i zaczęłam się tarzać w śniegu.
- Co ty robisz? Przed chwilą już byłaś w śniegu. Dobrze się czujesz? - Spytał Midnight.
- Jestem w połowie stworzonym przez ludzi stworzeniem, żyje przez totalny przypadek, każdego dnia czuje, jak w moje mięśnie wbiją się metalowe części, które mam, cały dzień walczę, a i na dodatek słyszę głosy w głowie. Jak myślisz? Dobrze się czuje?
Midnight milczał. Nie chciał mnie obrazić, ale ja nie czułam się dotknięta.
- To dobra zabawa. Spróbowałbyś kiedyś.
- To dziecinne.
- No i co? Wielce dorosły się odezwał. Pysk w śnieg. Już.
Mid nie chcąc się ze mną kłócić, zaczął się tarzać w śniegu. Na początku jakby z przymusu, że znowu będą musieli się wracać ogrzać, a potem zaczęło sprawiać mu to coraz większą przyjemność. Przestaliśmy dopiero po dobrych 20 minutach...
>Midnight! :D<