Już przez jakiś czas Roma zastanawiała się nad swoimi odzyskanymi wspomnieniami. I nad wilkiem, którego spotkała podczas starcia z Westem. Wiedziała o sobie już tak dużo.
Jej prawdziwe imię brzmiało Mitraq, Kielich Płomieni. Pochodziło ono z terenów położonych daleko na północ, czyli w stronę, z której ona dotarła do Watahy Wilków Burzy. Powinna jeszcze kojarzyć drogę, było tam mnóstwo pięknych widoków.
Nawet nie łudziła się, że zdoła przekonać Onyinyo do zostania w watasze. Malec nie zniósłby tej rozłąki, zresztą żaden inny wilk nie zajmie się lisem, oni się szanują. Musiała karła wziąć ze sobą. I pożegnać się z tutejszymi bliskimi.
Wyszła ze swojego legowiska poszukać w pierwszej kolejności Areliona, gdyż to ten biały basior pokazał jej watahę. Nie było aż tak trudno go znaleźć, kilka pytań do innych wilków i już go miała. Oczywiście tamte wilki o niczym się nie dowiedziały.
– Arelionie — zagadała skrzydlatego gammę – mogę cię na chwilę zagadać?
– Oczywiście. O co chodzi?
Szara wadera opowiedziała mu o wszystkim. Że to dokładnie przemyślała i raczej nie zmieni już zdania. Że pora się pożegnać.
– No dobra... W takim razie bywaj, Romanie bez pamięci i oka.
– Na razie, biały basiorze Arelionie.
Jeden wilczek z głowy. Pozostał drugi, z którym rozstanie wcale nie będzie już takie proste.
Red wypoczywała w Wulkanicznych Grotach, gdzie o tej porze roku było przyjemnie ciepło. Faktycznie doskonałe miejsce na relaks zimą. Romanie już teraz zaczynała tęsknić za tymi jaskiniami. Będzie jej brakować widoczków. I wilków. I świeżej krwi upolowanej dużej zwierzyny.
Podeszła cicho do swojej partnerki. Miała rację, to pożegnanie będzie cholernie trudne, delikatnie mówiąc.
– Red... Muszę... Ci coś powiedzieć...
Czarna wadera wstała na cztery nogi. Od razu wiedziała, że coś jest nie tak, wystarczająco dobrze się znały.
– Co się dzieje, Płomyczku? Nie wyglądasz za dobrze – twarz Red wyraźnie zdradzała zaniepokojenie. Miała czym się martwić.
– Po prostu jest mi ciężko... Trudno jest się pożegnać z częścią siebie – strażniczka próbowała się uśmiechnąć, chociaż chyba nie wyszło. – Będę tęsknić za twoją mordką, piękna.
Oczy koszmarnego wilka rozszerzyły się w niemym przerażeniu.
– Jak to pożegnać?! Odchodzisz? Z watahy?
– Ta, sama nie mogę w to uwierzyć, ale... Przemyślałam wszystko, czego się o sobie dowiedziałam. Wszystkie swoje odzyskane wspomnienia, słowa wilka z wojny z Westem. I zdecydowałam. Muszę dowiedzieć się więcej o sobie, o swojej przeszłości, by nie żyć więcej w niepewności. Tym bardziej, że Ignis coś przede mną chowa związanego z moją historią i muszę wiedzieć, co to jest.
– Romanie... – w oczach sympatii zakręciły się czarne łzy. Romie na ten widok serce roztrzaskało się jak lustro. Zwiastując jednocześnie siedem lat nieszczęścia.
– Wiem, będzie ciężko. Ale chcę, żebyś coś wiedziała.
– Tak?
– Cokolwiek się nie stanie, gdziekolwiek nie będę, pamiętaj jedno: zawsze będziesz w moim sercu i będziesz jego królową. Moja miłość nigdy się nie przegrzeje, a gdy spojrzę w gwiazdy będę widzieć tylko twoją twarz. Kocham cię, Red. Na wieki.
– Roma, ja... Też cię kocham...
Wadery przez kilka minut ściskały się mocno, wypłakując łzy pożegnania. Wiedziały, że już nigdy więcej się nie zobaczą.
W końcu strażniczka opuściła jaskinię, nie oglądając się nawet za siebie. Nie potrafiła nic więcej powiedzieć, nawet tego prostego, morderczego "żegnaj".
Ruszyła na północ, gdzie wołało ją serce. Miraq. Romanie. Była strażniczka Watahy Wilków Burzy wraca do domu.
<Żegnajcie, przyjaciele>