Mój przyjaciel zwrócił „mój” sztylet rękojeścią w moją stronę, abym mogła spokojnie go wziąć. Spojrzał na znaki wyryte na ostrzu i gwałtownie zabrał mi go sprzed nosa, przyglądając im się dokładnie. Znał je.
- Skąd go masz? - Spytał Mid.
- Cóż... - Zawahałam się chwilę próbując sobie przypomnieć gdzie go znalazłam - Dość dawno, znalazłam pewną księgę. Wzięłam ją, a ten sztylet służył jako zakładka, więc wzięłam go, nie jako zakładkę, ale jako broń.
Mój towarzysz spojrzał na mnie z niepokojem.
- Ukradłaś go...? - Spytał.
- Można tak powiedzieć... - Odparłam, spuszczając głowę.
Midnight nie zdążył odpowiedzieć, a z oddali usłyszeliśmy głos samicy.
- Mój sztylet! - Rzuciła nieznajoma wadera.
Miała jasnoróżową sierść i opaskę na oku, przez które przebiegała ogromna szrama na pół pyska. Drugie oko było niebiesko-różowe. Obok niej stał duży, masywny basior ze skrzydłami. Jego sierść była jasnoniebieska, a oczy miał takie same jak jego towarzyszka. Może to rodzeństwo? Jedno z jego skrzydeł było trochę wyskubane z piór.
Midnight spojrzał się w ich stronę i zamarł, po czym rzucił się do ucieczki, zostawiając sztylet. Więc zaczęłam biec za nim. Rodzeństwo zaczęło za nami biec.
- Kto to jest? - Spytałam, biegnąc ile sił w łapach, próbując dotrzymać kroku mojemu towarzyszowi.
- Rose i Axel. Mordercze bliźniaki. - Odpowiedział basior. - Kiedyś już z nimi walczyłem... Bez skutku jak widać... Oko Rose i skrzydło Axela to moja sprawka, ale nie mogłem zrobić nic więcej.
Biegliśmy dalej. Nagle przed nami pojawiła się owa Rose. Midnight zatrzymał się, a ja z nim. Różowofutra zaśmiała się złowieszczo. Ja zamknęłam na chwilę oczy, po czym zbliżyłam pysk do ucha ciemnofutrego, aby coś mu przekazać.
- Jej tu nie ma... To iluzja... - Rzekłam, po czym ruszyłam dalej do biegu, przechodząc przez iluzję jak przez powietrze, a mój kumpel ruszył za mną.
Biegliśmy tak 2-3 minuty, aż Mid spytał:
- Skąd wiedziałaś?
- Nie słyszałam jej myśli, więc albo nie była prawdziwa, albo miała w głowie metal. - Odparłam - To było ryzykowne, ale zadziałało. Nie byłam do końca pewna.
- Rose tworzy iluzje... Więc co robi Axel? - Zapytał.
- Cóż. Pewnie niedługo się tego dowiemy.
Biegliśmy tak, aż z oddali nie było słychać już żadnych odgłosów. Okazało się, że jesteśmy w Smoczej Przełęczy.
- Chyba ich zgubiliśmy - Powiedziałam, łapiąc oddech - Uch, wyjaśnisz mi, dlaczego uciekaliśmy, zamiast walczyć?
- Nie bez powodu nazywają się Mordercze bliźnięta. Są skrajnie niebezpieczni. Działają na rozkazy. Są płatnymi zabójcami. Wykorzystaliśmy zbyt dużo energii, żeby się z nimi mierzyć. Sami w sobie są silni, a razem... Cóż. Wiesz, do czego zmierzam.
Skinęłam głową, po czym rozejrzałam się dookoła. W krzakach coś się ruszyło, więc do nich podeszłam. Mid chwycił mnie za ogon i zatrzymał.
- Ja to sprawdzę. - Zaprotestował moim działaniom.
- Sprawdźmy to razem. - Rzekłam.
Mid się nie odezwał, ale spojrzał na mnie potwierdzającym wzrokiem. Podeszliśmy do krzaków, z których nagle w pewnym momencie wyskoczyła... Ja...? Wadera o identycznym wyglądzie, tym samym spojrzeniu. Patrzyłyśmy na siebie jak zaczarowane. Z tych samych krzaków wyskoczył basior identyczny do Midnight'a. Powoli zaczęli się do nas zbliżać. Kiedy byliśmy już na tyle blisko stromego zbocza, że od spadku dzielił nas jeden krok nasze sobowtóry, zmieniły się w te dziwaczne bliźnięta uśmiechające się do nas złowieszczo.
- Iluzja... Potrafią przybrać dowolną formę... - Odwróciłam się do tyłu, chcąc zobaczyć, w jak tragicznej sytuacji jesteśmy. - Mogłam się domyślić...
- Słusznie dziecko. Iluzja - Rzekła różowofutra - Szkoda, że zaraz zginiesz, mądra jesteś. - Wadera spojrzała w stronę Midnight'a. - Braciszku, czy ty widzisz to, co ja? Czyż to nie ten, który nas zranił?
Basior spojrzał na swoje skrzydło, po czym zawarczał na mojego nowego towarzysza, więc ja zawarczałam na niego, Rose zawarczała na mnie, a Midnight na nią. I tak na siebie warczeliśmy przez chwilę.
- Dobra, dość. - W końcu to przerwałam - To się już nudne robi.
- Racja. Bracie, wiesz co robić. - Wskazała na nas Rose. - Ostatnie słowa?
- Będziecie się w piekle smażyć. Już ja tego dopilnuje... - Rzekłam.
- Może i tak... A ty? - Zapytała Midnight'a.
Ten milczał. Więc Rose podeszła do niego.
- Jeszcze jedno. - Wysunęła pazury i zamachnęła się na oko Midnight'a, ale ten na szczęście odskoczył - Jeszcze się stawiasz? No trudno. - Odeszła. Braciszku. Dawaj.
Basior był coraz bliżej i bliżej...
C.D.N.
>Midnight, nowy kumplu, twoja kolej!<