· 

Starcie z Westem [Część #17] – Krew pobratymca

Wokół zapanował chaos. Wszędzie było pełno wilków z wrogiego oddziału. Każdy z nich żądny krwi, z wyszczerzonymi i zębiskami oraz obłędem w oczach. Zaczęła się prawdziwa walka o przetrwanie, o nasz dom i o Watahę Wilków Burzy. Za to ja, wraz z Etrią stałyśmy w kompletnym przerażeniu pośrodku tego wszystkiego. Dopiero głos Areliona wybudził mnie z transu.

 

-Medyczki, biegnijcie do okopów! Kolejny tunel gdzie możecie się schronić, jest w jaskini! -krzyknął odpierając atak jakiegoś szarofutrego basiora.

 

Wtedy razem z zielonooką rzuciłyśmy się pędem przed siebie, w stronę groty robiąc uniki i wymijając wszystkich wojowników Westa. Biegłyśmy tak szybko, że zaczęło nam brakować tchu, jednak po krótkiej chwili byłyśmy już praktycznie przy wejściu do schronu. Niestety właśnie wtedy tuż przed naszymi pyskami wyskoczyła para wrogo warczących wilków. Oboje zaczęli mierzyć bronią w naszą stronę. Po wyrazie pyska Etrii było widać, że jest śmiertelnie przerażona, z resztą dokładnie jak ja. Nim zdążyłyśmy cokolwiek zrobić między nas, a naszych przeciwników wbiegli Aarel oraz Sarene.

 

-Zajmiemy się nimi. Ruchy! -pogonił nas czerwonooki, a my posłusznie pobiegłyśmy do naszej kryjówki modląc się do Ereny i Juny, żeby nasi przyjaciele wyszli z tego cało. Za plecami byłam w stanie jedynie usłyszeć odgłosy walki oraz wyzywające słowa Ariego.

 

Gdy tylko wpadłyśmy do okopów, od razu usiadłyśmy na ziemi, ciężko dysząc. Adrenalina wciąż buzowała w naszych żyłach, a serca nie chciały się uspokoić. Jednak nie było czasu na uspokajanie tętna. Musiałyśmy jak najszybciej rozpakować nasze tobołki i mimo naszych modlitw przygotować się na wielu rannych. Zdałam sobie sprawę, że to, co działo się wcześniej, to był zaledwie przedsmak tego, co miało nastąpić. Dopiero teraz z czystym sumieniem można powiedzieć, że ważą się losy naszej watahy oraz cała jej przyszłość. Wszystko albo nic.

 

Minęło trochę czasu, jednak było zadziwiająco spokojnie... za spokojnie. Cieszyłam się, że nikt do nas jak na razie nie trafił, co mogło oznaczać, że nikt nie jest ciężko ranny. Jednak całą sobą czułam, że zaraz coś się wydarzy, Etria też to czuła.

I nie myliłyśmy się, nagle usłyszałyśmy przeraźliwe wycie i płacz. Od razu zerwałyśmy się na równe nogi i już miałam popędzić na zewnątrz, kiedy do podziemia wbiegła zalana łzami Romanie.

 

-Błagam, pomóżcie jej! Ona nie może umrzeć! Ratujcie ją! -załkała, niosąc swoją partnerkę na grzbiecie.

Ja i Etria błyskawicznie podbiegłyśmy do wadery. Ostrożnie podniosłam Red i przeniosłam na rozłożoną wcześniej niedźwiedzią skórę. Od razu zaczęłam jak najmocniej uciskać ranę, by uchronić waderę przed wykrwawieniem się. Na całe szczęście broń nie zdołała przebić wilczycy na wylot.

 

-Romanie uspokój się, nic jej nie będzie -kontem oka zobaczyłam jak Etria stara się zasłonić Romie ten makabryczny widok.

-Nie! Nie uspokoję się! Ona nie może umrzeć, musi żyć! -Wrzasnęła fioletowooka po raz kolejny wybuchając płaczem. Wadera jeszcze raz spróbowała przemknąć obok Etrii, by podbiec do swojej ukochanej, jednak ta blokowała jej drogę.

-Musisz dać nam pracować Romanie. Daj nam się nią zająć, obiecuję, że nic jej nie będzie, wyjdzie z tego -rzekła medyczka, nie chcąc wystawiać ognistej wilczycy na jeszcze większy stres.

 

W czasie kiedy moja towarzyszka starała się uspokoić Romanie, ja musiałam jak najszybciej zająć się ranną. Starałam się sobie przypomnieć tego, co uczyła mnie ostatnio Telisha oraz moja matka w czasach gdy jeszcze byłam szczeniakiem.

 

-Red, słyszysz mnie? Red! -Mówiłam, starając się złapać z waderą jakiś kontakt, jednak ta była ewidentnie nieprzytomna. Na całe szczęście oddychała, a jej tętno było w porządku. Wyglądało na to, że żadne narządy jak serce, wątroba lub płuca nie są uszkodzone. Mimo wszystko sytuacja była o tyle trudna, że nikt mnie nie uczył jak postępować z wilkiem, który jest w połowie robotem. Mimo wszystko zaczęłam od oczyszczenia rany, w tym celu użyłam wywaru, który dostałam od Telishy. Kilka kropel miało zapobiec wdaniu się zakażenia. Wtedy nałożyłam kolejne opatrunki oraz mocno owinęłam tułów ciemnofutrej bandażami wcześniej za pomocą swoich mocy delikatnie je schładzając. Zimno miało sprawić, że naczynia krwionośne się zwężą, co również pomogłoby mi w tamowaniu krwawienia. Nałożyłam tyle warstw opatrunków, aby krew przestała przez nie przesiąkać. Następnie podałam Red kilka ziół na wzmocnienie oraz pobudzenie do działania płytek krwi. To powinno pomóc. Wilczyca wciąż oddychała i wyglądało na to, że jej życiu nie grozi niebezpieczeństwo. Zmęczona odetchnęłam z ulgą. Teraz nie pozostało nic innego jak danie waderze zregenerować siły oraz pilnowanie czy jej stan jest stabilny. Dopiero wtedy się odwróciłam i zaczęłam ponownie zwracać uwagę na to, co dzieje się wokół.

 

-Gdzie jest Romanie? -spytałam, spostrzegając, że ognistej wilczycy nie ma już w pobliżu.

-Wyszła, próbowałam ją zatrzymać, mówiąc, że w tym stanie nie powinna wychodzić, ale się uparła. Chce... dorwać tego, który zrobił to Red -odpowiedziała Etria.

-Rozumiem... -ciężko westchnęłam przytłoczona całą sytuacją. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać, co musiała czuć Romanie. Jednak w moim umyśle szybko pojawiła się myśl, co by było, gdyby... to samo stało się Ketosowi... Nawet nie byłam w stanie stwierdzić czy sama potrafiłabym przeżyć taką sytuację. Wtedy jeszcze bardziej zapragnęłam by spotkać się ze swoim partnerem, wtulić się w jego futro, powiedzieć mu, że go kocham...

 

Wtedy z rozmyśleń ponownie wybudził mnie głos Etrii.

-Wybacz, że ci nie pomogłam z Red ja... - zaczęła.

-Nie martw się, dobrze zrobiłaś. Romanie potrzebowała tak samo opieki, jak Red Dust. Była w szoku i mogła nawet nieświadomie utrudnić nam pracę. Zresztą nie dziwię jej się... każdy by tak zareagował na jej miejscu -rzekłam do przyjaciółki.

-Tak...biedna... -wyraźnie zasmucona spuściła wzrok -Wiesz... tak sobie pomyślałam. Skoro jest nas dwie, to może jedna z nas wyjdzie na zewnątrz? -zaczęła nowy temat -Przeraża mnie myśl, że ktoś z naszych może właśnie leżeć ranny w krzakach i... nie ma nikogo w pobliżu, kto by go tu zaprowadził.

-To świetny pomysł Etrio. Też mnie przeraża ta myśl... Chcesz, żebym to ja poszła? -spytałam

-Ja mogę iść, a ty miej Red na oku -odpowiedziała.

-W porządku, powodzenia i uważaj na siebie -wadera odpowiedziała mi jedynie skinieniem głowy, po czym wyszła na zewnątrz.

 

Minęło trochę czasu, Etria wciąż nie wracała, a stan Red w ogóle się nie zmieniał. Wyglądało na to, że wyjdzie z tego bez szwanku, a rana szubko zacznie się goić. Zmieniłam jej kilka razy opatrunek, a następnie zabrałam się za segregowanie ziół. Właśnie wtedy niespodziewanie do okopów wpadła Alessa. Nie wyglądała najlepiej, miała wiele zadrapań i zaciśnięte z bólu zęby.

 

-Coś się stało? Jak wygląda sytuacja? -spytałam zaniepokojona, odchodząc kawałek od nieprzytomnej Red. Dopiero wtedy dostrzegłam, że przednia kończyna Alessy jest nienaturalnie wygięta.

-Moja łapa... próbowałam ją nastawić, ale się nie da, a bez tego nie mogę jej zregenerować -rzekła, sycząc z bólu.

-Spokojnie, zobaczę co mogę zrobić -alfa podała mi swoją łapę, a ja ją dokładnie obejrzałam. Rzeczywiście nie wyglądała najlepiej. Kątem oka zobaczyłam, że Alessa niecierpliwie porusza ogonem. Wyraźnie nie chciała tracić czasu i zamiast tego jak najszybciej wrócić do walki. Nastawiłam złamaną kość, widząc jak wilczyca tłumi okrzyk bólu i zaciska zęby.

-Już po wszystkim -stwierdziłam, a Alessa zaczęła się wpatrywać w swoją kończynę, już po chwili mogła nią normalnie poruszać. Przez moment sama gapiłam się jak zahipnotyzowana. Taka umiejętność naprawdę robiła wrażenie, właściwie już po kilku sekundach po złamaniu nie było nawet najmniejszego śladu.

-Dziękuję za pomoc -rzekła alfa.

-Nie ma problemu -odpowiedziałam -Tylko... chciałabym wiedzieć, jak wygląda sytuacja... tam na górze?

-Na tą chwilę ciężko mi powiedzieć... nie chcę niczego zapeszać -stwierdziła.

-Rozumiem... -zamyślona odwróciłam wzrok, spodziewając się, że wadera zaraz wyjdzie, rzucając się ponownie w wir walki, jednak ta jeszcze dodała:

-Uważaj na siebie. Ketosowi bardzo na tobie zależy... i nie tylko jemu. W razie czego wiesz którym tunelem macie się ewakuować na zachód -zaczęła.

-Nie będzie takiej potrzeby Alesso. Jestem pewna, że wygramy, wiem o tym -uśmiechnęłam się do alfy optymistycznie, a ona odpowiedziała mi tym samym, lecz mimo to mogłam bez problemu dostrzec wyraźne zmartwienie w jej oczach.

-Z pewnością masz rację... -odpowiedziała, po czym popędziła na zewnątrz nie wypowiadając ani jednego słowa więcej. Akurat minęła się z Etrią, która dosłownie w tym samym momencie weszła do podziemi.

 

-I jak? -spytałam, podchodząc do wadery.

-Nie znalazłam żadnych rannych, wygląda na to, że wszystko jest w porządku -odpowiedziała, liżąc sobie ranę na przedniej łapie.

-Nic ci nie jest? Miałaś jakieś kłopoty po drodze? -spojrzałam na nią szczerze zmartwiona.

-To tylko lekkie draśnięcie. Zadrapałam się, kiedy ukrywałam się w krzewach. Nikt mnie nie zaatakował.

-Uff, Erenie dzięki -odetchnęłam.

-Mimo wszystko odkażę ją sobie, wolę nie ryzykować -dodała, po czym spokojnie podeszła do jednej z toreb, w której trzymałyśmy opatrunki i ostrożnie przyłożyła sobie kilka zielonych listków do zadrapania.

 

Wtedy usłyszałyśmy jakieś jęknięcie i spostrzegłyśmy, że Red się budzi. Oczy czarnofutrej od razu się rozszerzyły, gdy ta podniosła głowę, rozglądając się wokoło.

 

-Co się stało? Gdzie oni są, ci plugawi posłańcy Westa? -spytała.

-Spokojnie Red, zostałaś ranna. Musisz się oszczędzać -odpowiedziała jej Etria.

-Romanie! Ona też tam była, muszę ją zobaczyć! -Dusty gwałtownie spróbowała się podnieść, jednak niedane było jej dokończyć tej czynności. Niespodziewanie jęknęła z bólu, ponownie padając na ziemię.

Wtedy stan czarnofutrej się pogorszył, a z jej rany zaczęło wypływać więcej krwi zmieszanej z tym dziwnym czarnym smarem.

 

-Red, nie odpływaj. Nie odpływaj! -krzyknęłam do ponownie tracącej przytomność Red. Obawiałam się, że wadera mogła sobie właśnie zrobić bardzo poważną krzywdę.

W czasie kiedy starałam się nie dopuścić by Dust ponownie straciła przytomność Etria błyskawicznie zbliżyła się do jej boku przyglądając się uważnie ranie. Teraz życie Red było w jej łapach.

 

>Etria? Wiem, że sobie poradzisz ^^<