Kompletnie zwariowałam. Widziałam znikającego wilka. Zniknął na moich oczach. Podrzuciłam śnieg w tamtą stronę, aby sprawdzić, czy na pewno tam ktoś jest. Na moje szczęście jeszcze nie oszalałam. Faktycznie tam był.
- No cóż. Widziałam cię. Nie wyszło.
Przed moimi oczkami objawił się czarny basior. Nie był nastawiony wrogo. Czytanie w myślach czasem jest przydatne. Chciał się schować.
- Jestem Red Dust. W sumie po prostu Red... - Wyciągnęłam do wilka łapę - Ty jesteś Midnight, czyż nie tak?
Basior pokiwał tylko głową.
- Niemy jesteś? Może byś się odezwał? - odparłam poirytowana tą ciszą z jego w strony.
- Tak, jestem Midnight.
Obeszłam basiora dookoła, aby oswoić się z jego zapachem. Uśmiechnęłam się. Już go lubię.
- Przed czym uciekałeś? - Zapytałam, stając przed nim.
- To nieistotne. Istotne jest to, żeby mnie tu nie znaleźli.
- W taką pogodę to będzie raczej trudne. - Spojrzałam na wyjście z jaskini. Szalała tam śnieżyca. Położyłam się więc obok mojego znikającego kolegi i spytałam - Więc... Potrafisz być niewidzialny?
- Cóż, tak. - Odrzekł kładąc się obok mnie - To jedna z mocy.
- Więc jakie są pozostałe?
- Teleportacja... Kamuflaż...
- Jak kameleon?
- Można to tak nazwać...
Tak wyglądała nasza rozmowa przez dobre pół godziny. Głównie to ja gadałam, chciałam się o nim czegoś dowiedzieć, a on tylko krótko odpowiadał.
- Cóż... Pogoda się uspokoiła, więc możemy iść rozejrzeć się, czy nie ma gdzieś tych nieistotnych, przed którymi uciekałeś.
Basior na znak zgody wstał i poszedł w stronę wyjścia, poszłam za nim. Szliśmy w milczeniu.
***
W okolicy nigdzie nie było tych, którzy gonili mojego potencjalnego kolegę, więc nie było się czym martwić. Nawet jeśli byliby, to dalibyśmy sobie z nimi radę. W końcu ja jestem silna, a on ze swoją teleportacją, niewidzialnością i kamuflażem mógłby być zupełnie jak duch. To znaczy, że on też był silny. Nieświadomie skierowaliśmy swój krok ku Smoczej Przełęczy. Dobry pomysł. Zobaczę, na co go stać. Wdrapaliśmy się na najwyższy szczyt tego miejsca... A właściwe, to on się tam teleportował, a ja przeszłam cieniem. No cóż. Można i tak. Ja bawiłam się dobrze, ale on z jakiegoś powodu tylko szedł za mną. Nie wiem czemu. Już dawno mógł sobie iść, ale z jakiegoś powodu dalej ze mną szedł ku mojej uciesze. Nie chciałam spędzać tego dnia sama.
***
Znudziła mi się ta zabawa już po jakimś czasie. Udaliśmy się nad Leśny Potok, gdyż zachciało mi się pić, wiem, mogłam się napić gdzieś bliżej, ale po prostu chciałam tam iść. Kiedy dostarczaliśmy naszym organizmom picia, nad moją głową przeleciał kawałek złamanego sztyletu. Po drugiej stronie potoku stały 2 spore basiory. Patrzyli na nas.
- Znowu oni... - Rzekł pod nosem mój towarzysz.
- Znasz tych panów? - Zapytałam zaintrygowana.
- Próbował ukraść nam zdobycz. - Odparł jeden z naszych „wrogów”.
- No cóż. To wasza wina, jeśli nie pilnowaliście zdobyczy. Mogliście rozbić nam krzywdę tym kawałkiem metalu. - Odsunęłam się od brzegu, czekając aż do nas przejdą - To było bardzo niemiłe.
Mój kolega zauważył, chyba że ja nie mam zamiaru uciekać.
- Możecie odejść i zapomnieć o tym, co się stało. Przecież tak naprawdę nic się nie stało. - Ustawiłam się w pozycji gotowej do ataku.
Ta sytuacja rozbawiła mnie w duchu, ale oni nie zamierzali po prostu odejść. Zwykle basiory, które szukają problemów. Cóż. Właśnie je znaleźli. Jeden zajął się mną, drugi Midnight'em. Wyszczerzyłam do niego białe zęby, ale nie żeby go ostrzec, ale, to był raczej delikatny uśmiech. Ponieważ ta sytuacja naprawdę była śmieszna. Zrobili problem o tak naprawdę nic. Rzuciłam się na basiora, który był trochę większy ode mnie. Był silniejszy, ale ja też nie należałam do tych małych bezbronnych waderek. Przyszpiliłam go do ziemi. Próbował mnie ugryźć, ale trafił na metalową łapę. Tylko niepotrzebnie marnował czas i siłę. Przyłożyłam pyszczek do pyszczka mojego wroga. Pocałunek? Nie. Wysysanie duszy. Jego oczy zaczęły blednąć, aż w końcu były już całe białe. Futro poszarzało. Silna dusza, dużo energii. Zostawiłam basiora i spojrzałam w stronę mojego czarnofutrego towarzysza. On też poradził sobie już z tym „problemem”. Uśmiechnęłam się do kolegi.
Może by przeżyli, gdyby nie dokuczali... Mieli wybór. W głębi było mi ich troszkę szkoda no, ale cóż. Sami się prosili. To był koniec ich przygody na tym świecie, ale nie koniec dla nas. O nie. To był dopiero początek. W oddali za potokiem zauważyłam kogoś... A raczej coś.
>Midnight. Dajesz.<