· 

Starcie z Westem [Część #12] – Cisza przed burzą

Do wilczycy przyszedł list, który dostarczył Arris. Wadera szybko wzięła się za odczytanie jego treści, w głębi duszy bojąc się wieści z południowego oddziału.

 

U nas wszystko w porządku, Westa nie było, a jego armia została pokonana. Zmierzamy w kierunku Beztroskiej Polany, tam się spotkajmy, o ile u was też już po wszystkim.

Vesna~

 

Alessa po przeczytaniu wiadomości, najpierw odczuła ulgę, ale potem zmartwiła się jeszcze bardziej. Skoro Westa nie było ani u nas, ani u nich, oznacza to, że to jeszcze nie koniec wojny…  - Pomyślała. Nie chcąc tracić czasu, poprosiła Areliona aby ten zwołał cały oddział. Basior bez zbędnych słów, kiwnął głową na znak zgody i wzbił się w powietrze. 

 

Niedługo oczom Alis ukazał się Marston, Etria oraz Aarel idący tuż obok Areliona, samka ucieszyła się widząc, że wszyscy są cali. Od dłuższego czasu nikogo z armii Westa nie widziała, dlatego postanowiła zgromadzić resztę. Jak się okazało u reszty też przez ostatni czas był spokój Co oznaczało, że pierwsza fala już za nami. 

 

- Dostałam informację od Vesny, że wszyscy są cali oraz że zmierzają w kierunku Beztroskiej Polany, tam się z nimi spotkamy – mówiąc to na pysku alfy pojawił się mimowolny uśmiech.

- I co? West u nich był? – wyrwał się zaciekawiony Marston.

- Cóż… Nie było – tym razem wilczyca powiedziała to z wyczuwalnym zmartwieniem i smutkiem w głosie.

- Czyli to jeszcze nie koniec… - podsumował słusznie Aarel.

- Niestety nie, musimy dołączyć do reszty i… Czekać… - objaśniła swój plan kolorowooka wadera.

- I to nasz cały plan? – zaniepokoiła się wyraźnie Etria.

- Tak, musimy czekać na ruch Westa, on sobie nie odpuści, z całą pewnością ma wszystko zaplanowane – alfa wyjaśniła spokojnym tonem, pomimo swego zmartwienia.

- Cóż, przynajmniej oddział trochę wypocznie, a poza tym razem będziemy silniejsi – spróbował nas podnieść na duchu Arelion.

- Słusznie, powinniśmy wyruszyć w drogę – dowódczyni ponagliła resztę i ruszyła zgrabnym krokiem przed siebie.

 

Wilki nie protestując ruszyły za nią. W między czasie Aarel i Etria próbowali niejednokrotnie nawiązać jakiś dialog, jednak bezskutecznie. Wszyscy wydawali się zbyt zmartwieni i poddenerwowani, aby myśleć o czymś innym niż wieść, że West jeszcze nie odwiedził watahy… 

 

Przechodząc przez zaśnieżone tereny watahy, wilki minęły Płomykowy Las, który nie tracił swego blasku w nawet tak nieprzystępnych warunkach, oraz Leśne Wrota, które były niegdyś ulubionym miejscem spacerowania alfy. Mimo iż wszystko się mieniło, a tereny wyglądały majestatycznie i wyjątkowo nie poprawiło to atmosfery w oddziale.

 

Alessa idąc przez siebie czuła chłodny wiatr, który przechodził przez jej sierść, oraz mróz, który czuła przy każdym w wdechu i wydechu, któremu towarzyszyła para. Zrobiło się naprawdę chłodno, a to nie była dobra wiadomość dla reszty. Do idącej na czele alfy, dołączył Marston, jej basior, który zaczął rozmowę.

 

- Myślisz, że damy mu radę? – spytał ze zmartwieniem wpatrując się w wilczycę.

- Westowi? Cóż… Mam nadzieję, że tak – rzekła, jednak sama miała wątpliwości co do tego, w jej głowie pojawiał się ciągle obraz przeszłości. W końcu kiedyś już mierzyła się z Westem, mając do dyspozycji cały oddział walkirii, które były wyszkolone do walki, w dodatku West był wtedy sam, a mimo to wszystkie poległy… Tylko ona jedna się ostała, przez co wyrzuty sumienia dopadały ją jeszcze bardziej. Teraz historia znowu się powtarza, po raz kolejny może zapłacić najwyższą cenę, jaką jest strata watahy, śmierć jej rodziny…  Wadera szła tak zamyślona, nie słuchając już nawet tego co mówił do niej jej partner. Była za bardzo skupiona na swojej bolesnej przeszłości… Teraz bała się jeszcze bardziej tego co nadciągnie, bo jeśli ich wróg jest naprawdę silniejszy, to czy powinna narażać watahę? Powinna wszystkich zmusić do opuszczenia terenów, w końcu to przez nią West tu wrócił… - takie pomysły przechodziły jej niejednokrotnie przez myśl.

- Alesso, słuchasz mnie? – wyrwał ją z zamyślenia jej ukochany.

- Przepraszam, co mówiłeś? – dopytała kolorowooka. 

- Że jesteśmy już przy Beztroskiej Polanie – odpowiedział spokojnie basior.

 

Wilczyca spojrzała przed siebie, rzeczywiście było widać polanę. Przyspieszyła tempa a wilki za nią uczyniły to samo. W końcu jej oczom ukazała się Vesna wraz z południowym oddziałem. Alessa od razu ruszyła na przywitanie waderze, przytuliła ją, jakby nie widziała jej dobre parę lat, Vesna uczyniła to samo wyraźnie ciesząc się, że i pierwsza alfa jest cała. Następnie wilczyca to samo uczyniła z resztą oddziału drugiej alfy, po czym zaczęła rozmowę.

 

- U nas Westa również niestety nie było Vesno – rzekła kierując swój wzrok na drugą dowódczynię.

- To niedobrze… Czyli to nie koniec… - stwierdziła słusznie ze zmartwieniem w głosie.

- Musimy się przygotować na najgorsze, West może się tu zjawić w każdej chwili – rzekła alfa, a mówiąc to popatrzyła na pozostałe wilki, które jeszcze nie do końca skupiły się na słowach wilczyc, a cieszyły się sobą nawzajem, że się widzą, że wszyscy są cali, niestety nie byli jeszcze bezpieczni.

- Powinniśmy jak najwięcej wypocząć, coś czuje, że West zaatakuje jutro rano – wypowiedziała się rudofutra.

- Tak myślisz? – spytała Alessa, nie wiedząc skąd wilczyca ma te informacje.

- Uważam, że chce dobrze wszystko widzieć, w nocy nie miałby tej możliwości – stwierdziła.

- W sumie racja, znając go będzie się chciał napawać tą chwilą… - zgodziła się ze swoją przedmówczynią kremowofutra. 

- Zatem niech wypoczną, ja będę czuwać w nocy – rzekła zdecydowanie pierwsza alfa.

- Ja również mogę czuwać, myślę, że przyda Ci się towarzystwo – mówiąc te słowa na pysku fiołkookiej wadery można było dostrzec delikatny uśmiech.

- Dziękuję, to prawda, przyda mi się towarzystwo – wilczyca przyznała rację drugiej alfie.

 

Obie wyjawiły swój plan reszcie, na co wszyscy jednomyślnie się zgodzili. Kiedy na terenach watahy zapadł zmrok, większość już spała. Red Dust i Romanie wtuliły się w siebie, Etria i Alice leżały obok siebie, Aarel spał niedaleko Areliona, a Sarene z Norą spały niemal przy sobie. Kremowofutrej miło było patrzeć na ten widok, wszyscy wydawali się tacy spokojni, a pod czujnym okiem alf, także bezpieczni. Jednak wilczyca nigdzie nie mogła dostrzec swojej miłości. Gdzie jest Marston? – zastanawiając się zaczęła go szukać, ni stąd ni zowąd, basior pojawił się tuż za nią i ją przytulił.

 

- A więc tu jesteś – uśmiechnęła się do niego i również go przytuliła.

- Chciałem ci życzyć kolorowych snów – mówiąc to polizał ją po policzku.

- Dziękuję, aczkolwiek ja nie idę spać, ktoś musi czuwać – mówiąc to wadera pokazała łapą na Vesnę, na znak, że wraz z nią będzie pilnować watahy tej nocy.

- No tak… Jak na alfę przystało – rzedł zdumiony.

- Cóż, też jesteś alfą, ale potrzebujesz więcej snu niż my – wyjaśniła kolorowooka.

- Wiem, rozumiem – przytaknął. – Tak naprawdę to nie był powód, dla którego chciałem z Tobą porozmawiać – wyjawił. 

- W takim razie o co chodzi? – spytała z zaciekawieniem kremowofutra.

- Chodzi… Po prostu… Martwię się, że coś Ci się stanie… A ja nawet nie zdążyłem się Tobą nacieszyć. Nie potrafiłbym żyć bez Ciebie – wyjaśnił dość nieśmiało.

- Marston, zrobię wszystko, aby mi i pozostałym nic się nie stało… Aczkolwiek… Będąc ze mną musisz liczyć się z tym, że pewnego dnia mogę nie wrócić, to samo dotyczy Vesny, naszym zadaniem jest chronienie watahy za wszelką cenę, nawet jeśli będzie to cena naszego życia. Nie chcę tego, ale jeśli będzie konieczność, wybierać między naszym życiem, a życiem pozostałych członków watahy, wybierzemy życie naszej rodziny… Wasze życie – wadera mówiąc to zmieniła ton na poważniejszy.

- W takim razie chciałbym żebyś coś mi obiecała… - zaczął. – Chcę żebyś mi obiecała, że jeśli będzie taka potrzeba. Będę mógł tu być razem z Tobą, nawet jeśli cała wataha będzie się ewakuować, ja… Ja chcę być po prostu przy Tobie, choćby miał to być ostatni dzień w moim życiu, bez Ciebie moje życie i tak było by niczym – dodał bardzo stanowczo.

- Nie mogę Cię zmusić, jeśli takie jest Twoje życzenie, to oczywiście, że możesz przy mnie zostać – mówiąc to, wadera wtuliła się w basiora, czując wyraźnie jego bicie serca, które biło szybciej niż zwykle, czuła ciepło jego grubej białej sierści i bliskość, a nawet swego rodzaju bezpieczeństwo. Uwielbiała to uczucie, jednak wiedziała, że Marston powinien się przespać chociaż parę godzin.

- A teraz idź spać… Musisz wypocząć – mówiąc to, wadera oderwała się od samca.

- Oczywiście – uśmiechnął się i pocałował ją na pożegnanie.

 

Po skończonej rozmowie, kremowofutra dołączyła do swojej prawej łapy Vesny. Teraz razem czuwały nad pochłoniętą w śnie watahą. Tej nocy nad terenami doliny burz, widniał księżyc w pełni, a na niebie nie znajdowała się ani jedna chmura, dzięki czemu niebo pozostawiało lekką poświatę na Beztroską Polanę. 

 

- Boję się Alesso o pozostałych – zaczęła rozmowę rudofutra wilczyca. 

- Ja również się boję, dużo już przeszli… Starcie z jego wojskami było już wyzwaniem, a teraz będziemy zmuszeni stanąć do walki przeciwko samemu Westowi… Który zdaje się być silniejszy niż kiedykolwiek… - rzekła zmartwiona alfa.

- Jest jeszcze wśród nas ktoś dla mnie wyjątkowy – rzekła spoglądając na śpiącego ciemnofutrego basiora. – Nawet nie miałam mu okazji powiedzieć co czuje – dodała ze smutkiem.

- Vesno, gwarantuję, że będziesz miała okazję mu wszystko powiedzieć, zobaczysz – próbowała ją podnieść na duchu kolorowooka wilczyca.

- A co, jeśli nie? – dopytała patrząc waderze prosto w oczy.

- Miej nadzieję i nie martw się na zapas – mówiąc to alfa zmusiła się na lekki uśmiech.

- Może masz ra… - nie dokończyła fiołkooka, a jej uszy znacznie stanęły i zaczęły nasłuchiwać.

- Coś się stało? – spytała Alessa, również wytężając słuch.

- Ktoś tu chyba jest – rudofutra poczuła zapach obcego wilka.

- Hmm chyba masz rację, słyszę coś – potwierdziła jej obawy kremowofutra, która nie miała tak dobrego węchu jak jej prawa łapa, ale nadganiała to słuchem.

- Pójdę sprawdzić – stwierdziła krótko Vesna.

- W porządku, ja zostanę na warcie, nie możemy zostawić watahy bez opieki – mówiąc to spojrzała na śpiące wilki za nią.

- Zatem, zaraz wrócę – dodała cynamonowa wadera i ruszyła przed siebie.

 

Alessa bacznie się przyglądała jak jej postać znika w ciemności lasu.  Pomimo tego, że minęła tylko chwila od wyruszenia przez drugą alfę, Alis już miała czarne myśli. Zaczęła krążyć wokół śpiących wilków, aby czas przestał się jej dłużyć, jednak niewiele to dało. Już miała nawet myśli, żeby pobiec za nią, ale wiedziała, że nie może narażać pozostałych na atak, tym bardziej teraz jak są bezbronni… Kiedy jej oczom ukazała się postura rudofutrej ucieszyła się, kiedy była coraz to bliżej, kremowofutra dostrzegła, że jej towarzyszka coś ciągnie, jak się okazało był to jakiś wilk, który był nieprzytomny. Spotkanie z Vesną mu nie posłużyło – pomyślała, po czym od razu zaczęła się przyglądać samcowi, jego zapach nic jej nie mówił.

 

- Zgaduję, że też nie wiesz kto to jest – zaczęła rozmowę.

- Nie mam pojęcia, ale przypuszczam, że to szpieg Westa – zdradziła Vesna.

- Hmm, trzeba go wybudzić – mówiąc to, wilczyca poszła po wodę z niedalekiej rzeki, która nie była zmrożona przez lód. Wzięła do pyska prowizoryczną miskę z liści i napełniła ją, po czym oblała nią basiora.

 

Ten jak na magiczne zaklęcie, wybudził się momentalnie i zaczął kaszleć wodą, która dostała się do jego nozdrzy i pyska. 

 

- Gdzie ja jestem? – rzekł po czym próbował wstać, lecz to uniemożliwiła mu rudofutra wadera, która trzymała go w żelaznym uścisku niemal przy samej ziemi.

- To my jesteśmy od zadawania pytań, kim jesteś i co tutaj robisz? – spytała alfa tonem nie znoszącym sprzeciwu.

- Achh… Zatem trafiłem do ducha walki – ostatnie słowa powiedział z mocnym akcentem.

- To nie jest odpowiedź na nasze pytanie – rzekła Vesna dociskając mocniej basiora do podłoża.

- Spokojnie paniusiu…  Nie przyszedłem walczyć, przyszedłem z wiadomością – rzekł spoglądając to na Alessę, to na Vesnę.  

- Zatem czekamy – ponagliła go kremowofutra.

- West… Daje wam dwa dni na wycofanie się, jeśli tego nie zrobicie, zabije wszystkich, a z waszych futer zrobi sobie dywany i płaszcze – mówiąc to zaczął się śmiać.

- Ty nędzny kundlu – zdenerwowała się fiołkowooka i przygniotła samca tak, że ten aż stracił oddech na krótką chwilę.

- Proszę bardzo zabij mnie, na moje miejsce przyjdzie tu setki takich jak ja, a na czele będzie stał prawowity władca tych terenów i alfa watahy – powiedział, bezczelnie wpatrując się w oczy pierwszej alfy.

- Zatem przekaż temu wielkiemu władcy, że nie możemy się doczekać, aż do nas przybędzie i skopiemy mu poraz kolejny dupsko – rzekła wyjątkowo spokojnie kolorowooka, również patrząc basiorowi głęboko w oczy.

- Jeszcze odszczekasz te słowa suko – rzekł przez zęby, a wtedy rudofutra kolejny raz tej nocy pokazała mu, ile ma siły. 

- Śmierć byłaby zbawieniem, dla tak bezwartościowego i plugawego kundla jak ty – rzekła krótko cynamonowa wadera i rzuciła basiorem przed siebie, tak, że ten pyskiem mocno przerysował ziemię.

- Zobaczymy dla kogo będzie zbawieniem. Macie dwa dni, potem nikt nie będzie miał dla was litości… Z resztą i tak wami gardzę, więc z przyjemnością was wtedy zabiję – mówiąc to, wstał i zniknął w lesie, w którym wcześniej znalazła go druga alfa.

 

- Co za bezczelny skurwysyn – stwierdziła Vesna.

- Ale może mieć trochę racji, może faktycznie powinniśmy ewakuować resztę, West rzeczywiście może być niebezpieczny – zastanowiła się kolorowooka. 

- On chce nas wystraszyć, nie możemy się poddać, z resztą oni na pewno chcą walczyć – przekonywała Alessę fiołkowooka.

- W sumie pewnie masz rację, ale nie zaszkodzi im przypomnieć, że nie muszą tu być i tak dużo już zrobili - podsumowała alfa.

- W porządku, jutro im przypomnimy… Mamy dwa dni na przygotowanie się na najgorsze – dodała Vesna ze zmartwieniem w głosie.

 

C.D.N.

 

<Vesnooooo? ^^>