Spacerowałem przez polanę, spoglądając w dół na śnieg, który delikatnie mroził mi łapy. Było go wiele, aż miałem ochotę się położyć i wytarzać. Jednak moją uwagę przykuła pewna wadera. Dzieliło nas zaledwie kilkanaście kroków. Ruszyłem w jej stronę. Była to biała wilczyca — Astra.
- Cześć — powiedziałem.
- Hej — przywitała się wilczyca.
- Co ty na to, żeby pobawić się trochę w śniegu? No wiesz, może bitwa na śnieżki? — zaproponowałem.
- No jasne! — przytaknęła.
Odsunąłem się kilka kroków od niej, aby przygotować trochę pocisków. Schyliłem pysk do ziemi, próbując coś wyrzeźbić, kiedy nagle dostałem w plecy. Spojrzałem w stronę, skąd przyleciała śnieżka. Wadera odbiegła kawałek dalej, więc spróbowałem ulepić coś łapą, gdyż poprzedni sposób nie przynosił efektów. Schyliłem pysk, delikatnie pomagając mojej łapie. Powiedzmy, że jest to kula. Spostrzegłem Astrę nadbiegającą z kolejnym pociskiem, który tym razem udało mi się uniknąć. Chciałem wyrzucić kulkę w jej stronę, ale nie wiedziałem za bardzo jak dorzucić ją tak daleko. Może podrzucić ją i odbić? Mogłaby nie dolecieć, a nawet się rozwalić. Postawiłem na bezpieczniejszą metodę. Podbiegłem do wilczycy, trafiając ją prosto w głowę.
- Brr — powiedziała, po czym otrzepała swoje futerko z białych płatków.
Uciekłem na moment za drzewa i po chwili miałem już wystarczającą ilość śnieżek, aby zaatakować waderę, jednak ta zaskoczyła mnie pierwsza. Kulki leciały w moją stronę dość szybko. Dodatkowo wiatr przyspieszał ich lot. Miałem zamknięte oczy, gdyż całe były w drobnych płatkach. Otrzepałem się i spróbowałem je uchylić. Uniknąłem kilka strzałów, jednak zdecydowana większość nadal trafiała we mnie. Po chwili wilczyca przestała i zaczęła się śmiać. Nie miałem pojęcia, o co chodzi, ale jej śmiech był tak zaraźliwy, że po chwili przyłączyłem się do niej. Jednak w ułamku sekundy zdałem sobie sprawę, że cały zasypany śniegiem wyglądam jak bałwan. Natychmiast przestałem się śmiać, a następnie otrzepałem futro. Spojrzałem na nią i powiedziałem:
- To nie jest śmieszne!
Jednak ona nadal nie przestawała. Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł, więc bez wahania skierowałem kule w jej stronę. Niestety wiatr mi nie sprzyjał, mimo to sierść wadery stawała się jeszcze bardziej biała niż była.
- Ej, stop! - wykrzyknęła.
Nie chciałem przestawać, choć szybko zdałem sobie sprawę, że nie mam już czym w nią rzucać.
- No i kto tu teraz jest bałwanem — mówiłem z dumnym wyrazem pyska — brakuje tylko marchewki.
Ona jednak nic nie powiedziała i rzuciła we mnie ostatnią kulką, która trafiła w mój nos. Czułem, że z każdą sekundą jest on zimniejszy, więc szybko ukryłem go w warstwie mojego futra. Było ono trochę przymrożone od śniegu, co tylko spowalniało ocieplanie. Nie wiem czemu, ale zaczęła się śmiać znowu, więc po szybkim wyrzeźbieniu kulki wcelowałem w jej brzuch.
KONIEC