· 

Kain #1

Wraz z Noreczką i Marston'em udaliśmy się na wycieczkę poza tereny watahy. Wiedzieliśmy po prostu, że... Ciekawiej będzie, gdy wybierzemy się gdzieś dalej. Szczerze, bardzo mnie to zdziwiło, gdyż Nora jest... lekko leniwa... Znaczy bardzo leniwa. Nie za bardzo chce jej się nawet polować, a co dopiero wybrać się na dość długą wyprawę. Cóż. Cieszę się, że chociaż poszliśmy. Pomimo zimy i mrozu, nie wyglądało, żeby komuś z nas było zimno. Ciepła atmosfera, przeplatana żartami i czarnym humorem. W skrócie było po prostu mega wesoło. Nagle niedaleko nas coś wybuchło, a na nas nie wiadomo, kiedy i skąd spadł deszcz krwi i wnętrzności. Nora wytarła to ohydztwo z twarzy i spojrzała na nas z niesmakiem.

 

- Zabawne. To wasza robota? - Zapytałam zniesmaczona tym nie zbyt śmiesznym żartem.

- Neh... Śmiertelnie słaby ten żart Nora. - Spojrzał na samicę, ściągając z głowy kawałek jelita.

- Dlaczego uważacie, że to ja? Myślicie, że ja nie mam co robić tylko zastawiać na was jakieś denne pułapki? Przecież to jest żałosne. Mam lepsze pomysły, pff... - Oświadczyła poirytowana naszymi oskarżeniami Nora.

 

Spojrzałam w stronę, z której pochodził wybuch. W oddali zobaczyłam zarys jakiejś postaci... Postaci tej z pleców wyrastały ruchome, czarne macki. Coś... „Człekopodobnego”. Zbliżało się do nas. Na jednej z ośmiu, jak naliczyłam, macek miało głowę jelenia, którego wnętrzności przed chwilą wylądowały na nas. Przywykłam do widoku martwych zwierząt, więc nie było to dla mnie coś dziwnego, czy obrzydliwego, w sumie było to całkiem naturalne, bo śmierć właśnie taka jest. Nie widziałam potrzeby rozczulania się nad śmiercią. Miałam nadzieje, że moi towarzysze czuli podobnie. Zamyśliłam się troszkę, przez co nie zwróciłam uwagi na zbliżającego się do nas, jak się okazało, mężczyznę. Miał on ciemne okulary przeciwsłoneczne, krótkie czarne włosy oraz kozią bródkę. Zsunął okulary z nosa i spojrzał na nas złotymi oczami. Miał same cienkie źrenice. Złote były białka. Marston spojrzał na nas z głupim uśmiechem.

 

- Uciekamy? - Spytał nas, jakby wiedział, że trzeba uciekać, ale nie przejmował się zagrożeniem.

 

Obie pokiwałyśmy głowami niemal w tym samym czasie, po czym odbiegliśmy od mężczyzny.

 

- Kojarzycie kolesia? - Zapytał jedyny tam basiorek obracając się co chwilę do tyłu, patrząc czy za nami biegnie.

- Nie, ale ma piękne oczy! - Stwierdziłam.

 

Naprawdę były ładne. Takie głębokie.

 

Uciekaliśmy dobre 10 minut. Popatrzyliśmy za siebie, ale go tam nie było. Przystanęliśmy przy drzewie, aby przemyśleć sytuację.

 

Nora zaśmiała się pod nosem.

 

- Co cię bawi? Koleś mógł nam coś zrobić. Widzieliście go tu kiedyś? Co to było w ogóle? Ośmiornica? Człowiek? Jakiś... Mutant?

- Oj Red, Red... Żyjemy w czasach magii, jakichś bogów i innych tego typu rzeczach. Tutaj nawet ludzie ośmiornice są możliwi. - Nora odpowiedziała mi, jakbym zadała głupie pytanie

 

- Oczywiście... Wszystko jest możliwe...

 

C.D.N.

 

<Marston :v?>