· 

Uczucia biorą górę #2

[Alternatywnie]

 

Chociaż próbowała to ukryć głęboko pod grubym murem obojętności, w sercu Romanie zaistniało malutkie światełko. Światełko dość intensywne, żywiące się każdym słowem wypowiedzianym przez czarnego wilka, które z czasem i przy każdym spotkaniu rozpalało mocniej, aż w końcu powstała taka ładna, kolorowa lampka, świecąca przez okna oczu.

 

Bo Roma się zakochała w nowej waderze, która dołączyła do watahy. I chociaż ignorowała to uczucie, miało ono wpływ na każdy jej ruch, jaki wykonywała. Gdy polowała, poruszała się znacznie szybciej i lepiej radziła sobie z płomieniami. Gdy miała dokąś się udać, jej nogi chętnie podnosiły się wyżej i znacznie rytmiczniej. Czuła się jak ptaszek na spokojnym wietrze, pełna wolności i szczęścia, choć sama nie potrafiła stwierdzić, dlaczego.

 

Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem. Wesoło wypełniała swoje obowiązki strażnika, cały czas nucąc sobie jakieś wesołe melodyjki, które poznała od innych wilków. Jedna opowiadała o magicznej łani, której serce rozpalało uczucie do czarnego jelenia zamieszkującego ten sam las. Ale gdy zdołała z nim porozmawiać, poznała w nim najprawdziwszą Śmierć i obróciła się w kamień. Opowieść smutna, ale ze szczęśliwym zakończeniem, bo łania odzyskała życie i jako kamienny posąg została ze swoim ukochanym. Proszę, jakie to historie może ten świat przynieść.

 

Sama Roma nie wierzyła w takie bajeczki, bo przecież sarny nie mogą reprezentować śmierci. Jedyną słuszną reprezentacją śmierci jest Ozyrys i tak zostanie już na zawsze. Jakaś głupia pioseneczka nie będzie tego kwestionować.

 

Przez moment wilczycy wpadł do głowy obraz Red, czarnej wadery z watahy, do której okazjonalnie wzdychała. Jej płomienie zaczęły migotać, a świat wokół skupił się na tym jednym widoku. Zupełnie jakby nic innego nie istniało.

 

Pokręciła głową. Wątpiła, żeby Red zaakceptowała takie uczucia i dlatego musiała to wszystko zdusić w zarodku, zanim nie będzie w stanie tego zwalczyć. Miała ważniejsze rzeczy na głowie niż bezowocne miłości. Musiała wykarmić Oniynyo przez jego pierwszą zimę, zająć się jako strażnik bezpieczeństwem watahy, przemyśleć wspomnienia, które ostatnio odzyskała. Nawet to ostatnie miało większe szanse powodzenia niż romans.

 

Więc tym samym, było ważniejsze.

 

Zwyczajnie nie chciała się rozczarowywać. To wystarczający powód... Prawda?

 

Znowu pomyślała o Red. Na ogon Jowisza, jak bardzo chciała jej wszystko powiedzieć! Ale czy wadera może być z waderą? Co się stanie, jeśli będą chciały mieć szczeniaki?

 

Nie. To nie było ważne. Nic z tego nie było ważne. Musi to zgasić i zająć się poważnymi, dojrzałymi sprawami. Jak opieka nad Onyinyo. Tak, powinna sprawdzić, co robi maluch. Wcześniej tego dnia wyszedł pobawić się do Kryształowej Groty i od tego czasu wadera w ogóle go nie widziała. A obecnie zbliżał się już wieczór i wypadałoby po niego pójść, by nie wracał sam po zmroku.

 

Poprawiła swoje butki z sarniej skóry, chroniące przed śniegiem, po czym ruszyła w stronę Kryształowej Groty. Była to dopiero druga jej przechadzka tego dnia, bo cały dzień stróżowała. Dopiero koło południa znalazła chwilę by zapolować na jakąś zwierzynę, a potem wróciła na stanowisko.

 

Gdy dotarła na miejsce, Onyinyo przyczepiał do swojego futerka świecące na fioletowo kryształy, które co chwila wypadały spomiędzy miękkiego, zimowego włosia. Romanie na ten widok zwyczajnie parsknęła śmiechem.

 

– Mały, w ten sposób nigdy nie zaświecisz płomieniami – żartobliwie próbowała go zniechęcić.

 

Ale lisek ani myślał przerwać. Tak długo wkładał kryształy pod grubą szatę, aż w końcu jednemu z nich udało się zawinąć w sierść i został. Maluch z triumfem w oczach spojrzał na swoją opiekunkę.

 

– Widzisz? – zawołał uradowany. – Utało siem!

 

– Udało, przez "d" – poprawiła go wadera. Nie miała ochoty się przyznawać jak bardzo jest dumna ze swojego liska. Jeśli teraz jest taki uparty, w przyszłości pomoże mu to osiągnąć cel, jakikolwiek by nie był.

 

Onyinyo strząsnął z siebie klejnot. Po Kryształowej Grocie rozniosło się echo upadającego kamienia.

 

– No dobra, Oni, pora wracać do Jaskini Przejścia. Najwyższy czas na spanie.

 

– Niee... – maluch próbował się wybronić od wracania do nudnej, pełnej obcych wilków jaskini, jednak opiekunka pozostała nieugięta.

 

– Idziemy, dalej, hop hop. Czeka tam na nas świeży posiłek i ciepły kąt. Nie ma co zwlekać.

 

Z jakiegoś powodu pomyślała też o czarnej zwiadowczyni, ale nie odezwała się słowem na ten temat. Tylko odwróciła się na pięcie i ruszyła ku wyjściu z groty z dreptającym obok Onyinyo.

 

 

[Obecnie]

 

Wchodząc do jaskini, wadera mimowolnie spojrzała w stronę swojego obiektu westchnień. Szybko przeszła obok, ignorując całkowicie istnienie Red i już miała kłaść się spać, ale... Czuła na swojej skórze spojrzenie. Dodatkowo jej szósty zmysł, jaki posiadają wszystkie zwierzęta podpowiadał, że coś jest nie tak. Zerknęła w stronę centrum tej dziwnej aury.

 

Red Dust.

 

Do Romy dotarło, że czarna wilczyca jest niezwykle zdenerwowana. Jakby chciała coś zrobić, ale nie potrafiła. Coś ją powstrzymywało. Ognista wadera chciała odwrócić wzrok. Jednak los bywa przewrotnym, a Fortuna potrafi w ostatnim momencie targnąć łapą na życie w tej watasze.

 

Spojrzenia Romanie i Red akurat się spotkały. Dwa wilczki patrzyły na siebie ze swoich posłań, a do Romy dotarło, że właśnie ze względu na nią zwiadowczyni jest taka zdenerwowana. Red uciekła wzrokiem gdzie indziej, ale dla Romanie było już za późno. Nie potrafiła przestać. Nie potrafiła spojrzeć gdzie indziej. Musiała to zrobić teraz, bo innej okazji nie będzie.

 

Wstała więc i powolnym krokiem, włócząc nogami jak na odstrzał, podeszła do wybranki swojego serca. Żyje się tylko raz, jak to mówią.

 

Red spojrzała na nią tymi swoimi czerwonymi oczami, otoczonymi prawie idealną czernią. Oczami najpiękniejszymi wśród wilków, bo tak wyjątkowymi. Bycie cyborgiem nie miało tu najmniejszego znaczenia.

 

– Red, musimy pogadać – rzuciła Roma bez ogródek.

 

Czarna wadera nie ukryła zaskoczenia.

 

– A... O co chodzi? – głos miała cichy i jakże piękny. Był dla uszu tym samym, co kwiat dla oczu.

 

– Jest sprawa. Niecierpiąca zwłoki.

 

Obie wilczyce oddaliły się od pozostałych. Płomienie Romanie oświetlały ściany jaskini jak zawsze przypominając fioletową latarnię, nie musiały się przez to martwić o brak światła. Strażniczka zatrzymała się dopiero w takiej odległości, że nawet echo było kiepsko słyszalne dla innych wilków.

 

– Mam ci coś ważnego do powiedzenia – zaczęła.

 

Red Dust patrzyła się niepewnie, przekręcając po psiemu łebkiem. Nie uszło uwadze Romy, że cała się trzęsła i nie mogła utrzymać łap w miejscu.

 

– Od dosyć dawna to ukrywałam, nawet przed samą sobą, ale sądzę, że powinnam w końcu to wyznać. Red Dust, uważam cię za najwspanialszą waderę, jaka kiedykolwiek stąpała po tej ziemi. Jesteś światłem tej watahy, jej ozdobą. Bez ciebie Wataha Wilków Burzy nie jest nawet w połowie tak bliska mojemu sercu. Jesteś najjaśniejszą gwiazdą mojego nieba, najpiękniejszym kwiatem na łące mojego życia. Pragnę ci towarzyszyć w każdej chwili, wspierać cię dobrym słowem i swoim ramieniem. Nie daję rady bez ciebie żyć. Proszę więc, zostań muzyką w pięciolini mojego życia i upiększ je swoim graniem. Och, po prostu zostań moją dziewczyną! – wydusiła w końcu z siebie, szczerze zastanawiając się, skąd wzięła takie porównania.

 

Na twarzy Red widniało tylko i wyłącznie zdumienie. Romanie nie miała pojęcia jak zareaguje wilczyca, ale bała się jak załoga statku podczas ataku Krakena. Z niecierpliwością wpatrywała się w pyszczek zwiadowczyni.

 

 

<Dalsza część od Red>