Przeciągnąłem się i powoli wyszedłem z jaskini.
Wszędzie dookoła leżał śnieg, od którego nieprzyjemnie odbijały się promienie słońca, kłując mnie w oczy. Nim się obejrzałem, a jesień przeleciała mi koło nosa.
Zrobiłem kilka kroków w kierunku Polany, po czym przystanąłem i otrząsnąłem łapy z białego puchu. Było mi w nie zdecydowanie za zimno. Postanowiłem więc nieco pobiegać i rozruszać zastygłe po długim śnie mięśnie. Puściłem się cwałem ku swojemu poprzednio już określonemu celowi i starałem się ignorować wiatr, który ostro kłuł mi w oczy.
Gwałtownie przystanąłem, mało co nie ryjąc łbem w ziemię i przyjrzałem się wypatrzonej w oddali znajomej sylwetce.
Alessa siedziała na starym pniu powalonego drzewa, jak zwykle zniewalając swoim wyglądem. Aksamitne futro w promieniach słonecznych sprawiało wrażenie, jakby wokół niego spoczywała ciepła, delikatna aura.
W tym momencie autentycznie powinienem był zbierać moją szczękę z podłoża, ale miałem w głowie inny plan.
Starając się zachować jak największy spokój, skradając się, zmierzałem w jej kierunku.
Gdy byłem dostatecznie blisko wcisnąłem łapska w jak największą zaspę i bezlitośnie zacząłem obsypywać wilczycę śniegiem. Przerażona odwróciła się, ale gdy zobaczyła z kim ma do czynienia wyraz ten zmienił się na czystą wściekłość. Mój wewnętrzny mały zawadiaka właśnie zapadł się w sobie.
-Marston! - krzyknęła na mnie z oburzeniem. Już miałem wziąć nogi za pas, bo co jak co, ale wściekła alfa to nic, z czym chciałbym mieć do czynienia, ale ta wybuchnęła śmiechem. Nim zdążyłem wybąkać chociażby słowo dostałem w pysk wielką zlepką śniegu.
-Więc tak chcesz się bawić…- powiedziałem cicho do roześmianej wadery. Bez wachania rzuciłem się na nią i przygwoździłem całym ciężarem ciała do ziemi. Fioletowooka nie miała jednak zamiaru dać za wygraną. Popchnęła mnie i role się odwróciły. Ja także nie miałem ochoty na przegraną, zaczęliśmy więc wzajemnie przewracać się na śnieg, aż wreszcie cali zadyszani od śmiechu i wysiłku padliśmy obok siebie.
Przez krótki moment patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Właściwie nie mogłem inaczej, były zbyt… piękne. Szkoda tylko, że nie umiałem tego z siebie wykrztusić.
Nagle Aless zerwała się na cztery łapy i pomknęła w kierunku zamarzniętej rzeki. Zwinnie ją przeskoczyła i stała po drugiej stronie, patrząc na mnie wyzywającym wzrokiem. Bez dłuższego zastanowienia pognałem w jej kierunku i prawie natychmiast tego pożałowałem. Poczułem jak łapy rozjeżdżają mi się i padłem na lód nim zdążyłem cokolwiek zdziałać. Rzuciłem jej ironicznie pełne wyrzutów spojrzenie i w ciszy pomogła mi się podnieść. Potem momentalnie zaczęliśmy śmiać się bez opamiętania.
-Wiesz, nie przepadałem za zimą. Ale jeśli mamy dzielić więcej takich wspólnych chwil to chyba będę w stanie przeboleć zimno i tą puszystą, białą masę. - powiedziałem uśmiechając się do niej szczerze. - Tobie też czasami zresztą przyda się przerwa od alfowania. - dodałem.
Zerknęła na mnie, mogłem dostrzec w jej oczach szczęśliwe błyski.
-Masz rację, finalnie ten dzień jednak nie był taki zły. - odparła po chwili i również posłała mu szczery uśmiech. - Co ty na małe polowanie? - spytała i nie czekając na odpowiedź skierowała się w stronę lasu.
Nie mając innego wyboru wesoło podążyłem za nią. Jeśli moje życie dalej ma tak wyglądać, to jestem najszczęśliwszym wilkiem pod słońcem.