· 

Gdy zapadnie zmrok #1

Widziałam ciemność, nic więcej. Patrzyłam wszędzie dookoła mając nadzieję, że kogoś spotkam. Nagle ujrzałam światło. Było coraz większe i większe, aż w końcu wypełniło cały las. Rozejrzałam się. Widziałam drzewa i... właściwie tylko drzewa. W pewnym momencie poczułam czyiś oddech na moich plecach. Przeraziłam się. Szybko odwróciłam głowę do tyłu i...

Wrzasnęłam. Czułam wielki strach, tak wielki, że co chwile oglądałam się za siebie. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co mi się przyśniło oraz o tym, że ciągle prześladują mnie koszmary. Tylko z jakiego powodu? Ciągle powtarzałam to w myślach. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, jaka panowała w jaskini, zdołałam dostrzec śpiące wilki. Wyszłam z jamy. Widziałam ciemne, rozgwieżdżone niebo. Udało mi się dostrzec nawet niewielki księżyc, który znajdował się już dosyć nisko. Dosłownie kilka chwil później niespodziewanie usłyszałam kroki. "Co jeśli mój koszmar się spełnia?!" - pomyślałam.

- Nie myśl o tym, to dzieje się tylko w twojej głowie.- Powtarzałam ciągle prawie niesłyszalnie.

Wiatr zaczął wiać coraz mocniej, chyba zbierało się na burzę. Spojrzałam na niebo - rzeczywiście widać było chmury zbliżające się w moją stronę. Patrzyłam tak na zbliżające się niebezpieczeństwo, że nawet zapomniałam o tajemniczych i podejrzanych krokach. Nagle na mój pyszczek spadł niewielki listek. W jednej chwili zdjęłam go łapą. Uświadomiłam sobie, że powinnam jednak pójść za tamtym odgłosem, ale chyba było już za późno, aby odnaleźć stworzenie chodzące niedaleko groty. " Co jeśli przeze mnie watahę spotka coś złego?" - pomyślałam.. Myśli zaczęły plątać mi się w głowie. Raz twierdziłam, że wszystko jest w porządku, a innym razem wręcz przeciwnie. Chyba najwyższy czas, aby uporządkować moje przemyślenia. Udałam się do miejsca, w którym najbardziej lubię przebywać, mianowicie na Magiczną Drogę. Na miejscu czekały na mnie tylko przyjemne rzeczy. Słyszałam huczenie sów i szelest liści, co trochę przeszkadzało mi w skupieniu. Najlepszym rozwiązaniem na tą chwilę było obserwowanie gwiazd. Położyłam się na plecach i zaczęłam patrzeć w niebo. Nie przyniosło mi to żadnego efektu, wręcz przeciwnie, zniechęciło mnie do tego typu zajęć. Zaczęłam leniwie wracać. Widziałam rozjaśniające się niebo, dlatego przyśpieszyłam kroku, aby zdążyć jeszcze trochę poleniuchować w jamie. Niestety, kiedy dotarłam do jaskini, była już odpowiednia pora aby wstawać. "No cóż, mówi się trudno". Chcąc nie chcąc skierowałam się w stronę zgromadzonych wilków. Najwidoczniej czekali aż łowcy wrócą z polowań. Ja jednak nie byłam głodna. Chciałam gdzieś iść, ale nie wiedziałam gdzie. W zasadzie wyszło tak, że stałam tu dopóki "posiłek nie przyszedł". Wzięłam zająca ze sterty pożywienia, zaniosłam go na bok, aby nie blokować drogi innym wilkom. Zanim zaczęłam zajadać obwąchałam go, choć sama nie wiedziałam po co. Gryzłam go małymi kęsami, aż w końcu byłam pełna. Za kilka minut udałam się do miejsca, gdzie wraz z innymi praktykantami miałam ćwiczyłam magię. W miarę szybko opanowałam podstawy, przynajmniej takie miałam wrażenie. Kiedy ćwiczenia dobiegły końca zaczęłam zastanawiać się nad tym, co działo się wieczorem i kto mógł skradać się wtedy w moją stronę. Nic chyba nie mogłam z tym zrobić. Wpadłam na pomysł, aby kolejnej nocy też to sprawdzić. Z niecierpliwością zaczęłam odliczać do końca dnia. Nagle poczułam jak krople wody spadają na mnie, a niebo całe grzmiało i łyskało się. Pobiegłam do jaskini, aby się nie zamoczyć. No nie powiem, było tam naprawdę dużo wilków. Pomyślałam, że przyda mi się mała drzemka, skoro w nocy zamierzam nie spać. Ułożyłam się wygodnie i zaczęłam drzemać z nadzieją, że nie spotka mnie żaden koszmar.

Otworzyłam oczy. Widziałam kilka wilków, które najwidoczniej powoli przygotowywały się do snu. Zdziwiło mnie to, ponieważ było dość wcześnie. Wyszłam z groty, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Usiadłam przed jaskinią. Niebo miało delikatnie różowy odcień, ponieważ zbliżał się zachód słońca. Widziałam również bardzo blade gwiazdy, które nie każdy potrafi dostrzec na pierwszy rzut oka. Liści na drzewach już praktycznie nie było. Jedyne pojedyncze listki już ledwo trzymały się na drzewach. Były bardzo małe, kruche, zwinięte i miały brązowy kolor. Chciałam się gdzieś przejść, tylko gdzie? Po krótkim zastanowieniu, ustaliłam, że przyda mi się trening. Wstałam i żwawym krokiem ruszyłam w stronę Zapomnianych Ruin, gdzie zamierzałam poćwiczyć spryt. Idąc do tego miejsca coraz szybciej szłam, przez co niekoniecznie miałam ochotę na trening, ale skoro już tu jestem, to czemu nie? Widziałam wiele wader jak i basiorów. Większość z nich raczej trenowała, ale byli i tacy, którzy siedzieli z boku i przyglądali się reszcie bądź odpoczywali. Weszłam na dosyć stromą górkę, aby wypatrzeć miejsce najlepsze do ćwiczeń, czyli takie, gdzie nie będzie zbyt dużo osób. Jedyne co widziałam to drzewa, ruiny i biegające wokół nich wilki. Zaczęłam od skakania ze skały na skałę, przechodząc w ten sposób do następnej przeszkody, jaką były wąskie korytarze. No trochę taki labirynt. Nagłowiłam się trochę przez to, ale nie przeszkodziło mi to w szkoleniu. Zaczęłam biegać od ruiny do ruiny aż w końcu wystarczająco się zmęczyłam. Nudziłam się przez dłuższy czas odpoczynku. Po prostu patrzyłam jak inne wilki trenują. Przez to sama nabrałam na to ochoty, ale nie miałam na tę chwilę zbyt wielu sił. "Zjadłabym coś" - pomyślałam. Po zastanowieniu się nad tym, co bym zjadła, zaczęłam wędrować w stronę Płomykowego Lasu. Dotarłam na miejsce, chociaż podczas drogi odchodziłam myślami od rzeczywistości, właściwie w ogóle nie patrzyłam, gdzie idę. Być może woń i jasność tego miejsca prowadziła mnie przez cały czas? Przed wejściem do lasu spojrzałam jeszcze za siebie. Nikogo nie było. Powoli zapadał zmrok, ale w borze i tak było jasno. Miałam tylko nadzieję, że coś jednak upoluję. Mój biały kolor futra może mnie zdradzić w takim miejscu. Idąc przez las spostrzegłam gromadkę saren. Czaiłam się na jedną, która najbardziej oddaliła się od grupy. Niestety jedna z nich spostrzegła mnie i uciekła, a reszta za nią. Nie byłam gotowa do skoku, dlatego zostawiłam zwierzynę i poszłam szukać dalej. Po kilku minutach wyczułam zapach zająców. Skierowałam się tym tropem, który okazał się być właściwym. Następnie przyczaiłam się na ofiarę i całe szczęście udało mi się ją upolować. Zaczęłam zjadać zdobycz od razu, a kęsy połykałam praktycznie w całości. Następnie nieco zmęczona spieszyłam do jaskini, gdzie ostatniej nocy słyszałam szelesty i kroki. Biegłam co sił w łapach, aby nie przybyć na miejsce zbyt późno. Weszłam do jamy, zobaczyłam, że jedna wadera nie śpi. Postanowiłam zapytać ją dlaczego.

- Hej, dlaczego jeszcze nie śpisz?

- Nie mogę zasnąć, a ty? - Odpowiedziała mi wilczyca, była to Irni.

- Zeszłej nocy słyszałam kroki tutaj przed jaskinią i zastanawiam się czy dziś też będą.- Powiedziałam.

- Naprawdę? Dlaczego nie powiedziałaś tego alfie?- Spytała zdziwiona.

- Nie jestem pewna, czy warto się tym przejmować, nie chcę robić afery o nic. Może chcesz zobaczyć to ze mną?

- Jasne i tak nie mogę spać.

Poszłyśmy przed jaskinię i chwilę stałyśmy, aż nagle usłyszałyśmy szelesty i tajemnicze kroki...

 

<Irni?>