· 

EC137 #2

Obudził mnie deszcz. Kropelki deszczu spadały na moją głowę. Otworzyłam oczy i spojrzałam w górę. To nie był deszcz. Tylko obrzydliwa ślina niedźwiedzia, który ślinił się na myśl o przekąsce z 2 martwych wilków. Nie doczekanie jego. Obie żyłyśmy. Zaczęłam krzyczeć. Odskoczyłam od niego, najdalej jak mogłam. Niedźwiedź widząc mój opór, zaryczał przeraźliwie Jedyne co mnie ździwiło to to, że moja siostra się nie obudziła... Zabił ją już? Raczej wątpię... Niedźwiedź zamachnął się i zaatakował skrzydło wadery pazurami. Naderwał je i postrzępił. Wtedy dopiero się obudziła. Odskoczyła na bok, a skrzydło było bezwładne i zwisało... Bardzo mnie to zdenerwowało... Byłam młoda, słaba, głodna i odwodniona... Jak miałam się z nim mierzyć? Chwyciłam więc na patyk i wsadziłam do ognia. Kiedy on zajmował się siostrą, rzuciłam w niego tym kijem... Zdenerwował się, a futro zaczęło mu się lekko palić... Zaczął do mnie iść... Wtedy miałam w głowie tylko „Niech ona ucieka! Zajął się mną! Niech ucieka!”... Dla mnie było już za późno... Był coraz bliżej. Wtedy zobaczyłam, że coś przebiło go na wylot... Upadł w ognisko, próbowałyśmy go ugasić, ale się spalił, więc nici z jedzenia... Przez kilka godzin zajmowałam się siostrą, w końcu trzeba było iść po jedzenie. Ona została w jaskini, a ja poszłam polować. W lesie znalazłam plastikową butelkę i miseczkę. Prawdopodobnie pozostawionych przez ludzi. Chwyciłam to w zęby i poszłam nabrać wody, żeby zanieść picie siostrze. Najpierw sama się napiłam, później opukałam butelkę i nabrałam do niej wody. Usłyszałam coś w krzakach. Pomyślałam, że to zając, albo sarna, bądź coś do jedzenia. Zaczęłam się powoli do tego skradać, aż zaatakowałam... Chwilę się szarpałam ze zdobyczą, aż w końcu zadałam śmiertelne ugryzienie w szyję. Miało za dużą szyję na zająca i zbyt pokrytą futrem na sarnę. Otworzyłam oczy i zamarłam... To był wilk. Ten sam gatunek. Mój kuzyn, kto wie, czy nie bliższa rodzina. Odsunęłam się, powtarzając w głowie „Nie... Nie... To sen... Ja... Ja nie mogłam tego zrobić...” uciekłam w popłochu, wiem, że źle zrobiłam, ale byłam wystraszona. Zgarnęłam szybko butelkę z wodą i miseczkę i pobiegłam do jaskini... To nie był czas na zajmowanie się moimi uczuciami... Musiałam zadbać o siostrę. Jedyne czego teraz potrzebowałam to uspokoić się, żeby nie widziała tego przerażenia na moim pysku. Kiedy dobiegłam do jaskini, położyłam przed nią miseczkę i nalałam do niej wody.

- Dziękuję siostrzyczko... Jak to dobrze cię mieć... - Powiedziała patrząc na mnie z uśmiechem - Teraz ja powinnam iść coś upolować...

- Nie możesz. Masz chore skrzydło... Zaraz pójdę po zająca... Leż i odpoczywaj... - powiedziałam, dorzucając do ogniska patyków. - Wrócę niedługo.

Wyszłam z jaskini. Niedaleko zauważyłam sarnę. Poszło z nią szybko, gdyż nie spodziewała się ataku. Zaciągnęłam ją do jaskini.

- ... Hey... W ogóle... Skąd wziął się ten niedźwiedź...? Przecież one hibernują... - Pomyślała na głos.

- Nie wiem... - Powiedziałam, patrząc w ogień. Zobaczyłam tam coś błyszczącego. Wyciągnęłam to kijem, był to kawałek metalu... Czyżby ten niedźwiedź był jakimś... Robotem? To niemożliwe. Przecież był zbyt „prawdziwy”. Posiliłyśmy się. Nie mogłam przestać myśleć o tym wilku, którego... Zabiłam... Był środek nocy... Moony już spała, a ja nie mogłam. Stałam na czatach. Okropnie się czułam... Dlaczego ja to zrobiłam...? Jak mogłam...? Dlaczego nie wyczułam zapachu swojego gatunku...? Dlaczego nie widziałam, co atakuje? A jeśli on mnie znał? Wiedział, kim jestem? Kim są moi rodzice? A jeśli on był jednym z nich? I zabiłam własnego rodziciela? Kolejne pytania, na które brak odpowiedzi.

 

C.D.N