Zimno. Ciemno. Pierwsze co zobaczyłam po otworzeniu oczu to ona. Ta mała, bezbronna wilczyca z rogami i skrzydłami. Trzęsła się. W okół nie było nikogo poza nami. Mi też było zimno. Ostatkiem sił podczołgałam się do niej i przytuliłyśmy się do siebie. Zamknęłam oczy. Nie wiem ile minęło czasu odkąd zasnęłam, ale kiedy się obudziłam obok nas paliło się ognisko. Było o wiele cieplej. Na ognisku palił się zająć, więc ogień ktoś musiał rozmiecić. Zająca też musiał ktoś upolować. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo w okół nie było. Poczułam, że mam coś na szyi, szybko zerwałam to z szyi łapą. Była to czarna obroża z kartką. Na kartce było napisane „Red Dust”, bezbronna istota obok mnie miała taką samą. Była to moja siostra bliźniaczka. Skąd wiem? Nazywała się „Moon Dust” i wyglądała tak samo jak ja... Poza tym, że miała rogi i skrzydła... Ona po chwili też otworzyła oczy. Porozmawiałyśmy chwilę. Żadna z nas nie pamiętała co tu robimy... Po co tu jesteśmy... W okół nie było żadnych innych wilków... Ktoś nas zostawił? Ale dlaczego? Po co? Dlaczego po prostu nas nie zabił? Pytań tak wiele, a odpowiedzi brak. Po posiłku musiałyśmy w końcu ruszyć się z miejsca. Było zimno, ale chociaż było jasno. Wyłamałam patyk z drzewa i włożyłam go do ognia, żeby się zapalił. O dziwo, ogień nie spalił całego patyka, a utrzymywał się na jego końcu. Moony obsypała śniegiem ognisko i ruszyłyśmy przed siebie. Obie chciałyśmy zacząć temat, ale żadna nie miała odwagi. Zaczęło robić się ciemno. Bardzo ciemno. Zauważyłyśmy jakąś jaskinię. Trzeba było się schować. Moon zebrała gałązki i kamienie, zrobiłyśmy prowizoryczne ognisko. Chciało nam się pić. W okół nie było niczego, z czego mogłybyśmy się napić, położyłyśmy się więc obok siebie i zasnęłyśmy myśląc o tym, że następnego dnia trzeba będzie wyruszyć po czystą wodę. Co chwilę było słychać ryki niedźwiedzi i sowy. Byłyśmy zbyt padnięte, żeby się tym zająć... To był błąd. Okropny błąd.
C.D.N